Beatrycze Nowicka Opowiadania

Iluzja (recenzja, 19.06.2022)

Stelaż opowieści

Marta Malinowska, wyd. SQN

Beatrycze Nowicka: 4,5/10

Nie tak znowu wiele wydawnictw fantastycznych pozwala debiutować młodym polskim autorom, dlatego doceniam wysiłki wydawnictwa SQN. Swego czasu przeczytałam „Wszyscy patrzyli, nikt nie widział” Tomasza Marchewki oraz „Pył Ziemi” Rafała Cichowskiego i choć nie mogę powiedzieć, że książki te mnie porwały, to jednak rozumiem, dlaczego dano im szansę. „Clovis la Fay” Anny Lange spodobał mi się jeszcze bardziej (szkoda, że nadal ani widu, ani słychu o kontynuacji). Niestety, w przypadku „Iluzji” Marty Malinowskiej nie dostrzegam potencjału autorki oraz stworzonego przez nią świata.

Widać, że jakiś pomysł na niego był, jednak zabrakło solidnej podbudowy i przemyślanego wprowadzania kolejnych informacji na jego temat. Kilka zapamiętywalnych szczegółów, jak np. kunsztowne warkocze noszone przez ród władców pewnego kraju zamiast korony, czy wizja miasta o poplątanych ulicach, których przebieg zależy od kaprysu ducha jego niegdysiejszej królowej, to za mało, by stworzyć wrażenie spójnej całości. Kreacja uniwersum sprawia wrażenie wybrakowanej, a niektóre kwestie jawią się niczym przysłowiowy królik wyciągany z kapelusza (taki przykład – bohaterowie jadą sobie przez most, nagle atakują ich jakieś potwory – scena wprowadzona w zasadzie tylko po to, by autorka mogła później opisywać swoją bohaterkę wraz z przygarniętym osieroconym młodym tych stworzeń).

Istotnym wydarzeniom brakuje wewnętrznej logiki. Oto pewien dowódca wojskowy, po tym jak stracił zbyt wielu ludzi w walce z dwojgiem (!) buntowników, został wraz ze swoim podwładnym ukarany posadą strażnika więziennego w położonym gdzieś na odludziu kamieniołomie. Tymczasem, z przyczyn nigdzie niewyjaśnionych, podkomendna tegoż człowieka została namiestniczką sporego miasta. Inny przykład – cenny więzień zostaje zmuszony do udziału w misji, w trakcie której pilnuje go tylko dwóch żołnierzy. Później zresztą tak to zostało opisane, że tylko czasem relacje w grupie odpowiadają stanowi teoretycznie faktycznemu – kiedy indziej zaś postaci zachowują się raczej jak niechętni sobie sojusznicy, a nie zajadli wrogowie.

Bohaterów jest w „Iluzji” ledwie garstka. Żaden z nich nie zwrócił mojej szczególnej uwagi. Tylko dwójce autorka poświęciła nieco więcej miejsca. Niestety, wojowniczka-wieszczka poddana praniu mózgu zupełnie mnie nie przekonała. Nie mam pojęcia, jak w prawdziwym świecie wyglądają takie procedury i jaki dają efekt, niemniej to, co zaprezentowała Malinowska nie wypada wiarygodnie. Nieco lepiej prezentuje się Ren, czyli wyżej wzmiankowany więzień, jednak i o nim szybko się zapomina. Przedstawiciele królestwa, które podbiło ojczyste ziemie wyżej wymienionej dwójki, to ledwie zarysy postaci. W przypadku namiestniczki autorka raczy czytelnika uwagami o tym, że kobieta ta wzbudza wielki strach (ale właściwie czemu? tej charyzmy nie czuć, zresztą poza informacjami na temat reakcji otoczenia, Malinowska w zasadzie opisuje jedynie stroje i makijaż byłej żołnierki). Pod koniec książki autorka ni z tego, ni z owego, informuje o wielkiej a skrywanej namiętności żywionej przez namiestniczkę do jednej z postaci drugoplanowych (powodem, jak rozumiem jest obfite umięśnienie obiektu uczuć, bo raczej nie jego intelekt). Czemu niby czytelnik miałby się tym jakkolwiek przejąć?

Co gorsza, „Iluzja” to w zasadzie jeden długi prolog cyklu, którego dalsze części się nie ukazały. Na podstawie opisów okładkowych można by sądzić, że w okupowanym mieście dojdzie do czegoś większego, niż tylko konfliktu pomiędzy kilkoma osobami. Tymczasem, zamiast powstania, jakichś walk i ogólnie zrzucania jarzma najeźdźcy, czytelnik dostaje jedynie epizod z udziałem dwójki bohaterów. Przyznam, że zastanawiam się, jak to jest, że autorzy fantasy wydawanego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku potrafili na stu pięćdziesięciu-dwustu stronach przedstawić barwny świat, porządnie nakreślić bohaterów i zamknąć całkiem obszerną fabułę. „Iluzja” ma stron trzysta, tymczasem na jej kartach dzieje się mało, świat jest wybrakowany, a o bohaterach dowiadujemy się niewiele.

Za jedyny plus uważam kilka ładnych opisów miejsc, to jednak nie wystarczy, bym mogła polecać tę powieść, czy abym wyglądała premier innych książek Malinowskiej.