Beatrycze Nowicka Opowiadania

Lawinia (recenzja, E)

Głos spośród cieni świętego gaju

Ursula K. Le Guin, wyd. Książnica

Beatrycze Nowicka: 8/10

„Lawinia” to najbardziej surowa powieść Ursuli K. Le Guin – zarówno pod względem stylu, jak i treści. Hymn dla przeszłości, będący kroniką przemijania; napisana przez niemal osiemdziesięcioletnią kobietę powieść o nieuchronności straty, konieczności zmian i ludzkiej godności.

Utwory literackie, które najbardziej poruszają, czynią czytelnika kimś więcej niż tylko odbiorcą. Porywają jego wyobraźnię – każą toczyć w myślach dialogi z autorem czy ulubionymi postaciami, zżymać się na błędy bohaterów, złorzeczyć ich wrogom (a czasem i samemu twórcy), wymyślać inne zakończenia. Czasami także zapraszają do pozostawania w świecie przedstawionym dłużej, niż na to pozwala fabuła. Wtedy często przedmiotem dalszych rozważań i snucia własnych opowieści są losy wybranych postaci. Najwyraźniej lektura „Eneidy” dostarczyła Ursuli Le Guin tego rodzaju wrażeń – zainspirowała ją do tego stopnia, że powstała powieść, jedna z najdłuższych w dorobku pisarki. „Głos Lawinii niespodziewanie objawił mi się” – powiedziała autorka w jednym z wywiadów [1]. W posłowiu padają także słowa „wraz z prawdziwą śmiercią ojczystego języka głos Wergilego zamilknie więc w końcu na zawsze”. „Lawinia” pozwala zabrzmieć obu tym głosom.

Le Guin, opowiadając historię „Lawinii”, wybrała rozwiązanie bardziej skomplikowane niż przedstawienie świata epopei Wergiliusza z innego punktu widzenia czy parahistoryczna rekonstrukcja. Uczyniła swoją bohaterkę świadomą własnej fikcyjności. „Teraz istnieję tylko w tych linijkach pisma. Nie jestem pewna jakości własnego istnienia (…). Ktoś o moim imieniu – Lawinia – niewątpliwie istniał, lecz mogła to być osoba tak różna od mojego wyobrażenia o samej sobie czy wyobrażenia, jakie miał o mnie mój poeta, że myślenie o niej przyprawia mnie tylko o zakłopotanie. O ile wiem, właśnie on nadał mi w ogóle jakąś postać. (…) Być może (…) zdarzenia, które sobie przypominam, dopiero moje pióro powołuje do istnienia”. Tego, że jest postacią z cudzego poematu, Lawinia dowiaduje się od ducha Wergiliusza, który objawia się jej u świętych źródeł. W ten sposób dzieło i jego twórca, który początkowo był poniekąd czymś zewnętrznym wobec świata przedstawionego „Lawinii” – źródłem inspiracji dla Le Guin, inną, wyjściową płaszczyzną fikcji – zostaje jednym z bohaterów, elementem kreacji, „Eneida” zaś staje się fatum bohaterki. Powstała sieć powiązań przypomina dziwny węzeł albo, może trafniej, ustawione naprzeciw siebie lustra. Jak traktować Lawinię, cień cienia? Jak traktować świat, w którym żyje? Nie jest to świat poematu, nie jest także w pełni światem protoplastów Rzymian, z czego Le Guin spowiada się w posłowiu. Powieściowe Lacjum to kraina mityczna, inspirowana tym, co wiadomo na temat życia mieszkańców Półwyspu Apenińskiego w czasach przedrzymskich, a jednak przekształcona, upiększona, nieco wyidealizowana. Legendarna Epoka Brązu.

Nie można odmówić temu światu urody. Le Guin starannie nakreśliła jego krajobraz: „nieprzebyty las dębowo-sosnowy, pocięty stromymi jarami, którymi strumienie spływały na bagniste łąki i moczary wśród nadbrzeżnych wydm” [2] oraz nieliczne osady otoczone polami i pastwiskami. Z równą pieczołowitością pisarka przedstawiła życie tamtejszych ludzi – ich domy, przedmioty, ubrania, potrawy i zajęcia. Największą zaś uwagę poświęciła rekonstrukcji lokalnych wierzeń i w tym tkwi jedna z największych zalet „Lawinii”.

Zapoznawanie się poprzez tę powieść z ówczesną religią jest zajęciem fascynującym. Zwłaszcza, że jeśli w szkole uczy się mitologii, zazwyczaj jest to mitologia grecka, natomiast wszystkie pozostałe traktowane są po macoszemu. Jeżeli już mówi się coś o mitach Rzymian, to niestety często traktując je jako uboższą wersję spuścizny greckiej, gdzie Herę nazywamy Junoną, Dzeusa Jowiszem itp. Tymczasem Le Guin pokazuje wierzenia przodków Rzymian jako zupełnie odrębne, co ważne, podchodzi też do nich z szacunkiem. Dostrzega głęboką więź z naturą, poczucie zakorzenienia w świecie, wpisania w jego prawa. W interpretacji pisarki przedrzymska religia jest pełna nabożnej czci. W „Lawinii” bogowie są ziemią, ogniem, wodami świętej rzeki. Mieszkają z ludźmi w ich domach, przemawiają spomiędzy drzew świętego gaju. Mieszkańcy Lacjum czczą moce, które dostrzegają wszędzie i są do nich emocjonalnie przywiązani. A że Ursula Le Guin posiada talent i doświadczenie w ukazywaniu odmiennych kulturowo światopoglądów, potrafiła przedstawić przekonującą wizję. Jest to oczywiście tylko rekonstrukcja oparta na źródłach, niemniej pozwala ona do pewnego stopnia wczuć się w tamtych ludzi, ba, nawet im pozazdrościć jasności sytuacji, klarownego obrazu świata.

Skoro zaś o ludziach mowa, dziwną postacią jest Lawinia. Można by sądzić, że autorka zechce uczynić z niej kobietę z krwi i kości, ale przecież ona sama wciąż przypomina o własnym nieistnieniu. Latyńska księżniczka ma swoją historię, rodzinę, Le Guin przedstawia w książce całe jej życie, jej miłość i jej dramat. A jednak pozostaje ona – dla mnie przynajmniej – obca. Prędzej zrozumiem matkę głównej bohaterki, Amatę, postać niesympatyczną, ale i nieszczęśliwą, starzejącego się króla Latynusa, zmęczonego życiem, targanego wyrzutami sumienia, lecz wciąż wytrwałego Eneasza, jego syna Askaniusza, usiłującego dźwigać brzemię swojego dziedzictwa. Sama Lawinia natomiast się wymyka, choć przecież to ona jest narratorką całej opowieści. Dlaczego tak naprawdę obstawała przy poślubieniu Eneasza, obcego z krwią na rękach? Czy tylko pobożność kazała jej podporządkować się wyroczni? A może raczej postępowała na przekór matce? Lub też tak ją urzekła wizja małżeństwa z legendarnym bohaterem i zapoczątkowania nowej dynastii? Czy może nie było żadnego wyboru, bo wszystko zostało ustalone przez poetę?

Powściągliwość, z jaką Lawinia opowiada swoje życie, oddala od tej postaci. Nieraz główna bohaterka jawi się osobą zimną – surowo osądza innych, z pogardą i wstydem spogląda na własnych rodziców, gdy ci publicznie okazują uczucia. Najbardziej zaś dziwi, ba, nawet przeraża jej postawa życiowa, całkowite pogodzenie z losem. Choć Lawinia uważa, że dokonała wyboru w kwestii zamążpójścia, ten wybór był przecież zgodny z wolą wyroczni. Jedynego naprawdę własnego wyboru dokonała później, dotyczył on jej syna i choć ona tego nie zauważa, postąpiła wtedy podobnie, jak niegdyś Amata w stosunku do niej. Poza tym Lawinia podporządkowuje się swojemu przeznaczeniu. Wchodzi w kolejne role. Najbardziej chyba przejmującym wątkiem jest jej małżeństwo z Eneaszem. Lawinia bowiem wie od poety, że szybko zostanie wdową i brzemię tej wiedzy dźwiga samotnie. Kocha Eneasza, jednak wpisuje jego śmierć w porządek rzeczy. Starożytni bohaterowie greckich mitów i tragedii usiłowali walczyć z przeznaczeniem, oszukać je. Próby owe były z góry skazane na niepowodzenie okupione dodatkowym cierpieniem, ale to było ludzkie.

„Uważam, że kiedy człowiek stracił jakieś wielkie szczęście, a potem nie ustaje w wysiłkach, żeby je przywołać, zyska tylko smutek. Natomiast kiedy nie usiłuje rozpamiętywać wciąż od nowa przeszłego szczęścia, odkrywa z czasem, że ono trwa w jego sercu i ciele, ciche, lecz krzepiące” – mówi Lawinia. Jest w tym mądrość. Mądrością okazuje się też zgoda Lawinii na swój los, jednak taka mądrość wydaje mi się straszna i nieludzka. Być może taki obraz, ów emocjonalny chłód, powstał także dlatego, że bohaterka – jak sama twierdzi – wspomina, zdaje się powracać myślą w zamierzchłą przeszłość. Ponadto, latyńska księżniczka bywa często bardziej symbolem, postacią, która ma uosabiać pewną postawę oraz „proste, a wyższe wartości, takie jak lojalność, skromność, odpowiedzialność” [3]. Le Guin to właśnie jej każe stać się założycielką dynastii, która stworzy Rzym, ustami innych bohaterów określa ją „Wilczą Matką”. Lawinia nie umiera, odchodzi do świętego gaju, staje się jedną z bezcielesnych mocy, głosem szepczącym poprzez czas, kamieniem węgielnym upadłego setki lat temu imperium.

Może też być tak, że głosem Lawinii przemawia doświadczenie życiowe samej autorki, kobiety starszej ode mnie o ponad pół wieku, która już wcześniej, sądząc po innych jej postaciach, pochwalała postawę akceptacji życia takim, jakie ono jest. „Lawinia” wyraża tę filozofię najdosadniej. Jak gdyby w parze z tym surowym dostojeństwem, z bezwzględnością przekazu idzie język, jeszcze bardziej minimalistyczny niż zazwyczaj, niemal całkowicie okrojony z ozdób. „Tym właśnie jest dla mnie sztuka – odkrywaniem, tego, co musisz zrobić, i nieczynieniem niczego poza nim” – stwierdza autorka [4]. Wnikliwy czytelnik dostrzeże pewne echa – obraz wojny widziany oczami kobiety doglądającej rannych pojawił się już w „Planecie Wygnania”, tam też córka lokalnego wodza poślubia niemianowanego dowódcę przybyszów z innej planety. Dorastanie dziewczynki, od najmłodszych lat przyuczanej do pełnienia religijnych obrzędów, opisano także w „Grobowcach Atuanu”, dorosła Lawinia zaś pod niektórymi względami przypomina Tenar z „Tehanu”.

„Wszystko wskazuje na to, że w tej chwili nie piszę już prozy” [5] – twierdzi Le Guin, zatem „Lawinia” może być jej ostatnią powieścią. Ostatnie słowo Eneasza, które Lawinia uznała za skierowane do niej, brzmiało „idź”. Tymi słowami Le Guin kończy tę książkę – wezwaniem do dalszej drogi, poprzez i pomimo wojen, cierpienia, przemijania, utraty. Pojedyncze ludzkie życia mijają, imperia przeżywają swoje triumfy i upadki, wielkie dzieła są tworzone i zapominane. „Wszyscy jesteśmy przypadkowi. Uraza jest głupia i małoduszna i nawet gniew jest niedostateczny. Jestem lśnieniem światła na powierzchni morza, rozbłyskiem wieczornej gwiazdy. Żyję w nabożnej trwodze. Nawet jeśli nigdy w ogóle nie istniałam, jestem cichym skrzydłem na wietrze, bezcielesnym głosem w lesie Albunei. Mówię, ale mogę powiedzieć tylko to: idź, idź dalej”.

[1] Fantasy & Science Fiction, nr 4, str. 144.

[2] Z posłowia do „Lawinii”.

[3] Z posłowia do „Lawinii”.

[4] Również z wywiadu dla F&SF, str. 144.

[5] Jw., str. 146.