Beatrycze Nowicka Opowiadania

Dary (recenzja, E)

Ścieżką poprzez ciemność

Ursula K. Le Guin, wyd. Prószyński i S-ka

Pierwszy tom trylogii „Kroniki Zachodniego Brzegu”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Waham się, czy nazwać „Dary” mikropowieścią, czy może bardzo obszernym opowiadaniem. Całość jest dosyć kameralną historią, toczącą się w fikcyjnym świecie, w którym działa magia. Główną oś stanowi wątek dorastania, przedstawiony z perspektywy głównego bohatera. O ile jednak w również poświęconym dojrzewaniu, obyczajowym „Zewsząd bardzo daleko”, narrator był młodym chłopakiem, protagonista „Darów” snuje swoją opowieść po latach, wyraźnie zaznaczając dystans, jaki dzieli go od wydarzeń i tego, kim był u progu dorosłości.

Nieco przypominające Szkocję miejsce, w którym dorasta Orrec, jest surowe i niezbyt gościnne, choć – jak każda górzysta kraina – nie pozbawione dzikiego piękna. Na Wyżynach wielu ludzi, nawet lokalnych panów (zwanych brantorami) żyje biednie, parając się głównie pasterstwem. Klanowe waśnie, najazdy i grabieże bydła są tam na porządku dziennym. Życie jest ciężkie, a okoliczności nie pozwalają na okazywanie słabości. Jako jedyny syn brantora Orrec od najmłodszych lat zdaje sobie sprawę z ciążącej na nim odpowiedzialności. Żyje też w ciągłym lęku, że nie sprosta oczekiwaniom. Szlacheckie rody Wyżyn dysponują bowiem tytułowymi darami – dziedzicznymi mocami magicznymi. Niektóre dary pozwalają zabijać, niszczyć, bądź zsyłać chorobę, choć przyjaciółce bohatera, dziewczynie o imieniu Gry, magia pozwala porozumiewać się ze zwierzętami. Zgodnie z tradycją, chłopi pracują dla brantora i jego (lub jej, gdyż w tej kwestii obowiązuje równouprawnienie) rodziny, pan na włościach zaś zobowiązany jest opiekować się nimi, wspomagając się przy tym mocą. Tyle że Orrec staje się coraz starszy, a jego dar nie chce się ujawnić.

Inaczej, niż wspominany w recenzji „Zewsząd bardzo daleko” Owen, bohater „Darów” jest silnie związany ze swoimi rodzicami. Bardzo kocha matkę, niezwykłą kobietę, która przybyła na ziemie brantorów z odległych Nizin, szanuje i podziwia ojca, pragnie też spełniać jego oczekiwania i cieszy go każdy gest uznania. Niepowodzenia związane z próbami używania mocy stają się osobistym dramatem chłopaka, zwłaszcza, kiedy narasta niebezpieczeństwo grożące ze strony sąsiedniego klanu.

„Dary” nie są jednak tylko kolejną książką o dojrzewaniu i wyborze własnej życiowej drogi. Opowiadają o ludzkiej podłości, niezasłużonej krzywdzie, chorobie i śmierci ukochanej osoby oraz zemście. A także o sile samej opowieści, gdyż matka Orreca przywiozła ze sobą na Wyżyny baśnie, historie i wiersze z rodzinnych stron. Chętnie opowiada je domownikom, spisuje je też dla swojego syna, którego nauczyła czytać. Można pokusić się o stwierdzenie, że dla Orreca to właśnie literatura okazuje się darem, najpiękniejszą rzeczą, jaką otrzymał od matki, dziedzictwem i pasją, gdyż chłopak również posiadł umiejętność tworzenia, najbardziej zaś zafascynowała go poezja.

Kiedy czytałam „Dary” po raz pierwszy, zwracałam uwagę głównie na fabułę – zdarzyło mi się zapłakać nad śmiercią jednej z postaci i zadziwić nagłym, dla mnie zupełnie niespodziewanym zwrotem fabularnym, przełamującym schemat, na jakim zdawał się być oparty ten utwór. Wydawało mi się, że za drugim razem lektura będzie dużo mniej zajmująca, z uwagi na znajomość losów postaci. Tak się jednak nie stało – „Dary” sprowokowały do refleksji – nad relacjami rodziców i dzieci, tym, jak często ci pierwsi uważają potomstwo za swoją własność, rodzaj inwestycji na przyszłość. Nie muszą przy tym być źli, więcej nawet – jest dużo trudniej, kiedy są oni porządnymi ludźmi, mającymi swoje racje. Wtedy szantaż emocjonalny, jaki stosują (nawet nieświadomie), jest skuteczny i szkodliwy. Można zastanowić się nad metaforycznym znaczeniem decyzji bohatera o zasłonięciu sobie oczu, nad tym, co symbolizują lata spędzone przez niego w ciemności, w czasie których chłopak niejako zrzekł się odpowiedzialności za samego siebie. Można rozważać rolę bliskich Orrecowi ludzi – zarówno w jego wstąpieniu w mrok, jak i powrocie do światła. W ten sposób utwór Le Guin staje się zaledwie punktem wyjścia, inspiracją dla różnorodnych przemyśleń.

Nie sposób nie wspomnieć o oszczędnie, lecz trafnie nakreślonych postaciach, którym cała historia zawdzięcza życie, a także szczegółach i epizodach, nadających całości wagę.

Po latach trylogia doczekała się wydania w całości, tym razem w formie omnibusa wraz z innymi utworami pisarki pt. „Wracać wciąż do domu”, który również zrecenzowałam i tam znalazły się wrażenia z lektury pozostałych dwóch części.