Beatrycze Nowicka Opowiadania

Cztery drogi ku przebaczeniu (recenzja, E)

Ursula K. Le Guin, wyd. Prószyński i S-ka

Zbiór opowiadań, cykl Haiński

Beatrycze Nowicka: 6,5/10

„Cztery drogi ku przebaczeniu” to jedna z nieco mniej znanych książek Le Guin, których akcja toczy się w uniwersum Ekumeny. Jest to zbiór czterech dłuższych opowiadań połączonych, jak pisze sama autorka, „miejscem, postaciami, tematyką i wątkami”. Akcja toczy się na dwóch planetach, położonych w tym samym układzie słonecznym, na których od wieków istniało niewolnictwo ściśle połączone z podziałem rasowym. Odwracając stereotyp, Le Guin czyni panami rasę o czarnej skórze.

Wydarzenia opisywane w „Czterech drogach…” toczą się w momencie przełomowym, kiedy stary system upada. Co nie znaczy, że w jego miejsce powstaje kraina powszechnej wolności i szczęśliwości. Pokazuje to wątek dotyczący jednego z majątków, którego właściciel, przejęty nowymi ideami, postanowił wyzwolić swoich niewolników i oddać im ziemię, co szybko kończy się tym, że ludzie ci najpierw demolują dom dawnego pana, a potem zostają wymordowani lub pojmani przez posiadaczy sąsiednich włości. Na jednej z planet – Yeowe, gdzie szybciej dochodzi do obalenia rasy rządzącej, buntownicy tworzą własne struktury władzy. Część niewolników z planety drugiej uważa to miejsce za ziemię obiecaną, jednak gdy tam docierają, okazuje się, że panuje tam bieda, a warunki są częstokroć gorsze, niż te, w których żyli do tej pory. Wreszcie – co najsmutniejsze i boleśnie prawdziwe, zamiast spróbować stworzyć nowy system, oparty na innych wartościach, byli niewolnicy z Yeowe wytwarzają własną hierarchę, w której część z nich jest nowymi panami, a pozostali, słabsi zostają zepchnięci na sam dół drabiny społecznej, gdzie stają się ofiarami przemocy i wykorzystywania.

Tym, co zwróciło moją uwagę w największym stopniu, był jednak sposób, w jaki Le Guin tworzyła swoich bohaterów – czyniąc nimi zarówno przedstawicieli rasy właścicieli, niewolników, jak również wysłanników Ekumeny. Kreśląc ich portrety, pisarka nader często przedstawia wiele lat ich życia, pokazuje, co uczyniło ich tymi, kim są obecnie. I niezależnie od tego, czy czyjeś losy stanowią treść całego utworu, czy też tylko kilkanaście akapitów wtrąconych w fabułę, czytelnik ma wrażenie, że rozumie te postaci. Nie sprawiają one wrażenia jedynie konstruktów ze słów i idei, a żywych ludzi.

Pierwsze z opowiadań pt. „Zdrady” jest najmniej polityczne ze wszystkich, to w zasadzie kameralna historia o starych ludziach, dla których czas zmian i przełomów dawno minął. Oboje mieszkają samotnie na bagnach – on kiedyś był kimś w rodzaju kacyka buntowników, który jednak utracił swą władzę z własnej winy, ona początkowo nim gardzi. Okoliczności sprawiają jednak, że zaczynają sobie pomagać. W „Dniu przebaczenia” również pojawia się para bohaterów – wysłanniczka Ekumeny nie pochwalająca niewolniczych praktyk i przedstawiciel właśnie tracącej władzę rasy panów, wychowany zgodnie z surowymi obyczajami jego kasty. Razem zostają porwani i uwięzieni. W obydwu tekstach Le Guin zdaje się mówić, że to jednostki mogą przekraczać mur wzajemnych uprzedzeń, niechęci i nieufności, to one snują nici, które być może kiedyś, w przyszłości, pozwolą na porozumienie.

Początek „Człowieka ludu” opisuje młode lata haińskiego wysłannika Ekumeny. Trochę dziwi, że jego cywilizacja, wszak najstarsza ze wszystkich, niejako cofnęła się w rozwoju (przynajmniej w „europejskim” modelu jego pojmowania) – ludzie, którzy wiele tysiącleci temu zapoczątkowali kosmiczną ekspansję gatunku, obecnie w większości żyją w spokoju w niewielkich osadach i radośnie kultywują liczne zwyczaje religijne. Le Guin miała swój cel – chciała skonfrontować łagodną cywilizację, w jakiej dorastał bohater, z tym, co zastaje jako przedstawiciel Ekumeny na Yeowe. W pamięć zapada zwłaszcza scena, gdzie zostaje on zaproszony na lokalną uroczystość, która okazuje się polegać na rytualnym gwałcie. Pytanie, jakie zadaje sobie wtedy – czy idea poszanowania i tolerancji dla cudzych tradycji, którą wpajano mu podczas szkolenia, ma rację bytu – jest bardzo aktualne w naszym świecie. W ostatnim utworze pt. „Wyzwolenie kobiet”, autorka przedstawia długą drogę swojej bohaterki – od dzieciństwa, w którym była seksualną zabawką swojej właścicielki, aż po wiek dojrzały, kiedy to jest liczącą się działaczką polityczną. Niestety, tekst jest, przynajmniej w moim odczuciu, za bardzo publicystyczny.

Gwoli ciekawości dodam, że później Le Guin napisała także piąte opowiadanie, którego akcja toczy się w tych samych realiach pt. „Dawna Muzyka i niewolnica”. Uważam je za najlepsze ze wszystkich i ogólnie – za jedno z najlepszych opowiadań amerykańskiej pisarki. Ale to już, jak mawiają, zupełnie inna historia.

Przeczytałam cały cykl, ogólnie zresztą – wszystkie powieści i opowiadania Le Guin, jednak większość, zanim zaczęłam pisać dla Esensji, stąd niewiele recenzji utworów tej pisarki mojego autorstwa. Czasem czytałam daną książkę jeszcze raz i wtedy pisałam o niej na portal, w kliku przypadkach poznałam daną pozycję już dla Esensji pisząc.