Beatrycze Nowicka Opowiadania

Rzeka bogów (minirecenzja, E)

Poznać stwórcę

Ian McDonald, wyd. MAG

Beatrycze Nowicka: 9,5/10

Olśniewająca.

Od czasu do czasu nachodzi mnie myśl, że przeczytałam za dużo fantastyki i przez to straciła ona swój urok – podczas lektury nieustannie włącza się kontrolka „to już było”. Niemal zawsze jednak w takich momentach pojawia się książka, która udowadnia, że najlepsi pisarze potrafią oszałamiać swoją wizją pomimo wyeksploatowania konwencji. Takim autorem okazał się Ian McDonald. Przedstawiona w „Rzece bogów” wizja Indii XXI wieku olśniewa i zadziwia. Kusi, by nazwać ją cyberpunkową, ze względu na tematykę, obraz społeczeństwa, czy część wątków, jednak McDonald śmiało wkracza na szersze pole – choćby włączając takie elementy, jak znaleziony na asteroidzie tajemniczy obiekt.

Zawarte w powieści bogactwo pomysłów oszałamia. Oczywiście, wiele z nich stanowi typowe, wręcz nieodzowne elementy SF (sztuczne inteligencje, wszczepy do komunikacji z komputerem), niektóre pojawiły się gdzieś indziej (Tabernakulum kojarzy mi się z Grobowcami Czasu z „Hyperiona”), tylko kilka wydało mi się zupełnie świeże (inteligentna telenowela, „odwrócony” awatar), jednak sposób ich kompilacji robi wrażenie, zwłaszcza, gdy wszystko rozgrywa się w Indiach, będących tu czymś znacznie więcej niż tylko egzotycznym i bogatym tłem.

McDonald dba o szczegóły, ale nimi nie przytłacza. Plastyczne, choć nie kwieciste opisy wpasowują się w nerwowy rytm powieści. Obraz świata jest wyrazisty, ostry, rysowany zdecydowaną kreską, nie sprawia przy tym wrażenia powierzchownego i wybiórczego potraktowania tematu. Fabuła rozkręca się wolno – wydaje się, że początkowo większy nacisk został położony na przedstawienie miejsca akcji i licznych postaci. Potem wydarzenia przyspieszają, bohaterowie nabierają głębi, wątki zaczynają się splatać.

Pisarz znakomicie panuje nad literacką materią, idealnie dobiera formę do treści. Jego wizja jest pełna rozmachu, błyskotliwa, żywotna, a przy tym spójna. Nie brakuje tu także ciekawych refleksji – jak choćby ta, w jaki sposób sztuczne inteligencje mogłyby postrzegać świat materii. Autor zdaje się też nie tworzyć swoich postaci według odgórnych założeń odnośnie ich moralności, pozwala okolicznościom wydobywać z nich ciemne i jasne strony, nierzadko każąc czytelnikowi przewartościowywać swoje oceny. Wątek jednego z bohaterów pozwolił mi nieco lepiej zrozumieć mechanizm, dzięki któremu tak zwani porządni i poukładani ludzie zmieniają się w morderców. Ciekawe są także „portrety” sztucznych inteligencji – nie podpadają pod żaden schemat, łączą w sobie elementy wszystkich podejść do tematu i jednocześnie wykraczają ponad nie, są poza moralnością i nie poddają się łatwym ocenom. Podobnie zakończenie – ani programowo ponure, ani optymistyczne, wydaje się dzięki temu bliższe „rzeczywistemu” biegowi spraw.

McDonald czerpie pełnymi garściami z konwencji, gra na niej, ale też wykracza poza nią. Są takie książki, po których lekturze czuję, że ich niepoznanie byłoby stratą. „Rzeka bogów” jest jedną z nich. To najlepsza powieść fantastyczna, jaką przeczytałam w ciągu ostatnich kilku lat.

Gdy przeczytałam „Rzekę bogów”, na Esensji było już kilka pełnych recenzji tej powieści, dlatego zdecydowałam się na króciaka.