Beatrycze Nowicka Opowiadania

Pani Dobrego Znaku: Wieczny pokój, Wieczne cesarstwo (recenzja, E)

Tryby historii

Feliks W. Kres, wyd. Fabryka Słów

Czwarty tom cyklu „Księga całości”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Kolejny tom „Księgi całości” to okazja, by odwiedzić następną krainę Szereru, a przy tym najlepiej jak do tej pory napisana część cyklu.

Oto książka, której pierwsze trzy czwarte czytałam zainteresowana odkrywaniem przez autora mechanizmów wojny i w przyjemnym poczuciu obcowania z fikcją. A potem, pomiędzy jednym a drugim rozdziałem, bitwy, polityczne ambicje, bohaterstwo i podłość stały się jak najbardziej realne i bliskie, a termin „orre seg gever”, używany przez bohaterów powieści w odniesieniu do sił mających samym swoim istnieniem wiązać przeciwnika, nagle przestał oznaczać armie i floty Szereru, a zaczął – głowice nuklearne.

O wszelkim eskapizmie mogłam zatem zapomnieć, choć przynajmniej „Pani Dobrego Znaku” okazała się dla mnie – a więc osoby nieczytującej pozycji historycznych – lekcją, aby na wojnę patrzeć w szerokiej perspektywie. Do tej pory nie przeczytałam żadnej innej powieści fantasy, której autor przedstawiłby ten temat tak całościowo. Owszem, pisarze lubują się w bitwach, czasem dodają nieco polityki. W „Pani Dobrego Znaku” Kres opisuje nie tylko stronę stricte militarną (uwzględniając też takie kwestie, jak szkolenie oraz zaopatrzenie wojsk), ale także ekonomiczną i psychologiczną. Wszystko ma znaczenie – zarówno wielka machina tworząca „zaplecze” dla realizowanych działań, jak i to, by na odpowiednich pozycjach znaleźli się odpowiedni ludzie. O zwycięstwie lub porażce zdecydować mogą tak różne rzeczy, jak warunki pogodowe, ale też gesty i symbole. Znaczenie ma oczywiście dotychczasowa historia Szereru oraz kwestie etniczne.

Podoba mi się to, jak Kres podszedł do stworzonego przez siebie świata, ile namysłu i pracy włożył w to, aby jego wizja była spójna. Rozumiem, że niektórych czytelników cała ta podbudowa oraz opisy ruchów wojsk mogą znudzić – dla mnie było to ciekawe. Cieszę się, że autor umieścił akcję tego tomu w Dartanie, do tej pory znanym jedynie ze wzmianek. Za zaletę uważam, że wraz ze zmianą krainy zmienił się też klimat. „Pani…” nie jest tak ponura jak „Grombelardzka legenda”, choć jeśli się głębiej zastanowić, to wydarzenia opisane w tym tomie wiążą się ze śmiercią największej liczby ludzi.

Zgadzam się z Miłoszem Cybowskim z Esensji, że dobrym pomysłem było przedstawienie konfliktu z obydwu stron. Po jednej stoi Ezena, tytułowa pani Dobrego Znaku, po drugiej – między innymi – znana z „Północnej granicy” Tereza. Z uwagi na naszą polską historię, sympatię budzą Dartańczycy dążący do odzyskania niepodległości. Starania owe są jednak okupione śmiercią tysięcy ludzi, w tym zwykłych wieśniaków i mieszczan, których jedyną „winą” było to, że mieszkali w rejonie, którego spustoszenie miało osłabić morale przeciwnika i pozbawić go źródeł dochodu. Ustami cesarskiego namiestnika Kres przedstawia także pytania o przyszłość tej krainy. Dartan przecież nie upadł bez powodu.

„Panią Dobrego Znaku” uważam za najdojrzalszą i zarazem najsprawniej napisaną z dotychczas wznowionych tomów „Księgi całości”. Narracja jest bardziej płynna i spójna, a pierwszoplanowi bohaterowie zostali nakreśleni wystarczająco dokładnie, by przekonać do siebie czytelnika. Ezena przypadła mi do gustu bardziej niż Karenira z „Grombelardzkiej legendy”, choć i ona miewa napady dziwacznych nastrojów – tyle dobrze, że potrafi je powściągać, kiedy nie może sobie na nie pozwolić. W porównaniu z tomem poprzednim złośliwych uwag o kobietach jest dużo mniej, a i czasem któremuś z mężczyzn w głowie zaświta, że on także nie jest bez wad. Zresztą, w „Pani…” to kobiety są głównymi rozgrywającymi. Zawiązanie akcji uważam za nieco zbyt długie (cały „Wieczny pokój” jest w zasadzie prologiem do wydarzeń z „Wiecznego cesarstwa”), ale przynajmniej odpowiednio odmalowane zostały tam tło oraz kluczowe postaci.

Żałuję, że czytelnik nie dowiaduje się w tym tomie wiele więcej o Szerni – podobne wyjaśnienia co Ezena słyszeli bohaterowie „Króla Bezmiarów” i „Grombelardzkiej legendy”. Czy jednak Przyjęci nie mylą się w swych rachubach, a ich wiara w przewidywalność siły wiszącej nad kontynentem nie jest cokolwiek na wyrost? Mam nadzieję, że dowiem się tego z kolejnych tomów.

PS. Niektórzy narzekają na dzielenie kolejnych części na podtomy, mnie jednak nowe wydanie podoba się pod względem edycyjnym – spójna szata graficzna, nie do końca odzwierciedlające opisy z książek, ale przyzwoicie narysowane grafiki okładkowe, udane ilustracje wewnętrzne. Szkoda, że jakość druku nie jest zbyt dobra, wystarczy dłużej przytrzymać i rozmazuje się pod placami.