Beatrycze Nowicka Opowiadania

Druga Burza (recenzja, E)

Ostrze przeznaczenia

Marcin Mortka, wyd. Fabryka Słów

Drugi tom cyklu o Madsie Voortenie

Beatrycze Nowicka: 6/10

„Druga burza” Marcina Mortki jest znacznie lepsza od otwierającego cykl „Martwego jeziora”. Bohaterowie zostają pogłębieni a główny wątek rozwija się ciekawie, co pozwala mieć nadzieję na niesztampowe rozwiązanie w przyszłości.

Feliks W. Kres w swoich felietonach nieraz dość dosadnie wypowiadał się na temat pisanej obecnie fantasy, w której występują elfy i inne typowe rasy. Zapewne miał on sporo racji, zachęcając do tworzenia bardziej oryginalnych światów. Niemniej, istnieją ludzie wciąż chętnie czytający książki o krasnoludach, smokach i czarodziejkach, a wyżej podpisana autorka recenzji się do nich zalicza. Tworząc cykl o Madsie Voortenie, Marcin Mortka korzysta z wielu motywów klasycznej fantasy – od quasi-średniowiecznego uniwersum począwszy, przez wspomniane już rasy, aż po Przeznaczenie, którego wybrańcem jest główny bohater. Z drugiej strony próbuje odejść od schematu. Bohaterowie są niejednoznaczni, ich sprawa wcale nie musi być słuszna, świat zaś jest dosyć ponurym miejscem. Efekt okazuje się dosyć ciekawy – o ile „Martwe jezioro” stanowiło jedynie zawiązanie akcji, w tomie drugim cykl nabiera nieco wagi i głębi. Jest tu całkiem sporo dobrych rozwiązań, choć odniosłam wrażenie, że ograniczenia warsztatowe nie pozwoliły jeszcze w pełni wybrzmieć pomysłom autora.

Zgodnie z tym, co sugerowało zakończenie tomu pierwszego, „Druga Burza” przedstawia dzieje rozpętanego przez Madsa powstania. Przyznaję, że byłam ciekawa, jak Mortka poradzi sobie z tym tematem – wydawał się on wymagać rozmachu, opisów bitew, polityki, a już na pewno zdecydowanie większej objętości. Autor nie zdecydował się na szerszą perspektywę, jednak sposobu, w jaki poprowadził wątek Burzy, nadal koncentrując się na Madsie i jego towarzyszach, nie można uznać za całkowicie chybiony. Podkreśla on, że na razie powstanie jest jedynie desperacką próbą garstki straceńców.

Można mieć sporo zastrzeżeń odnośnie akcji i kreacji świata, choć da się także znaleźć dla nich uzasadnienia. Przede wszystkim realia zostały bardzo słabo nakreślone – tu jakaś nędzna wioska, tam zamek, dalej krótki opis miasta. Całość sprawia wrażenie, jakby autorowi narzucono limit stron (albo czasu), i usiłował on się w nim zmieścić za wszelką cenę. W „Ostatniej sadze” i „Świcie po bitwie” świat został nakreślony bardziej wyraziście, z większą dbałością o klimat oraz szczegóły. „Druga Burza” stanowi przy nich krok w tył. Mortka bardzo niewiele miejsca poświęca scenerii – przygarść rzuconych od czasu do czasu zdań, w rodzaju „nadpełzły już jesienne cienie, a wraz z nimi chłód i tęsknota za czymś nieokreślonym” albo „wiatr darł płomienie pochodni na strzępy”, tworzy pewien nastrój, lecz to wciąż za mało, by „poczuć” ten świat. A przecież jest to kraina będąca stawką w grze prowadzonej przez powstańców, nad którą ciążą przekleństwa i widmo postępującego powoli, lecz wydawałoby się nieuchronnie, Końca. Miejsca takie jak Pogorzelisko, czy tereny dotknięte katastrofami zasługują na większą uwagę, podobnie grody i warownie. Należy jednak dodać, że akcja toczy się późną jesienią, a więc wtedy, gdy prawdziwy świat nader często wygląda monotonnie i nieciekawie. Ponadto, nieco klaustrofobiczny nastrój, który udziela się czytelnikowi obserwującemu zaledwie wycinek opisywanego uniwersum, koresponduje z poczuciem osaczenia, odczuwanym przez bohaterów.

Akcja „Drugiej Burzy” gna na łeb na szyję, coraz to nowe wydarzenia nie pozwalają zaczerpnąć oddechu, sama końcówka zaś sprawia wrażenie bardzo chaotycznej. Z drugiej jednak strony być może ma to wywołać wrażenie, że Burza posuwa się naprzód zaiste błyskawicznie. Dysponujący niewielkimi siłami Mads nie ma innego wyboru – jedynymi jego atutami są mobilność i ataki z zaskoczenia. Podobnie, poszarpane opisy zdarzeń, wypełniające ostatnie strony, odzwierciedlają w pewien sposób dezorientację głównego bohatera. Sądzę jednak, że korzystniej byłoby, gdyby czytelnik mógł bardziej zorientować się w sytuacji, bo po pierwsze, jest to moment, który powinien wryć się w pamięć, a po drugie pozostaje denerwująca wątpliwość, czy to na pewno świadomy zabieg, czy też autor nie umiał klarownie przedstawić wydarzeń. Trzeba natomiast pochwalić poprzedzającą zakończenie bitwę – jest ona dynamiczna i przede wszystkim pozbawiona malowniczości i wzniosłości podtrzymującej mit o urodzie wojny.

Zaletą powieści są bohaterowie, którzy oddalają się od RPGowych schematów. Przede wszystkim na uznanie zasługuje sam Voorten, Ostrze Burzy. Jak na wybrańca Przeznaczenia prezentuje się dosyć nietypowo – starzejący się, zgorzkniały mężczyzna, którego poprzednie zwycięstwa poszły na marne. Od pogrążenia się w całkowitej rozpaczy chroni go jedynie wątła nadzieja, bardziej nawet obsesja. Choć sporo mówi o zrzucaniu jarzma okupantów, a bardziej zaufanemu gronu tłumaczy, że od powodzenia Drugiej Burzy będą zależeć losy świata, sam zdaje się w to nie wierzyć. Albo inaczej – usiłuje przekonać sam siebie, iż tak właśnie jest, by zagłuszyć wyrzuty sumienia. W głębi duszy wie jednak, że zdecydował się ponownie zostać dowódcą powstańców przede wszystkim dla realizacji prywatnego celu. Z biegiem czasu nabiera wątpliwości. Musi rozporządzać życiem swoich towarzyszy, posyłać ich do walki i brać odpowiedzialność za ich śmierć. Gdy dowodził pierwszą Burzą, wierzył, że czyni słusznie, pragnąc obalić najeźdźców. Teraz jednak sytuacja się zmieniła – ludzie przywykli do nowego porządku, który zapewnił im stabilizację. Nikt już nie wita wyzwoleńczej armii z otwartymi ramionami, bo dla zwykłych ludzi oznacza ona chaos i zniszczenia. Poza tym powstanie wygląda na misję wręcz samobójczą. Zmuszony do chwytania się brzytwy, a jednocześnie niechętny polityce, Mads zawiera sojusze, których warunków nie da się spełnić. Trudno ocenić, czy to wyraz głupoty, czy desperacji, ale na własne życzenie Voorten wchodzi w układy, które będzie musiał złamać. Choć słynie z tego, iż nie wybacza zdrad, sam planuje je popełniać, co czyni go hipokrytą. Jest też Mads furiatem, który potrafi w czasie bitwy oddać się okładaniu umierającego wroga, albo brutalnie zabić jeńca. Nieustannie ubliża niemal wszystkim dookoła, choć w głębi duszy do kilku najbliższych towarzyszy żywi ciepłe uczucia.

Kolejną ciekawą postacią jest Elinaare – podobnie jak Mads posiada ona swoją obsesję, która pomału wysysa z niej siły. Rozmowy, jakie była kapłanka prowadzi z Voortenem, należą do lepszych części powieści, dobrze też nakreślono więź łączącą tych dwoje. Nieźle prezentuje się także Rayhala, po trosze przypominający Avallac’ha, aczkolwiek zdecydowanie od niego sympatyczniejszy. Z postaci drugoplanowych Kostur i Hayle są dość typowymi reprezentantami swoich typów, co nie przeszkadza im budzić pozytywne uczucia. Pozostali przedstawieni zostali pobieżnie, wadą jest też to, iż część postaci pojawia się nagle w „Drugiej Burzy”, a Mortka jedynie w kilku zdaniach rozrzuconych w książce wyjaśnia, skąd się wzięli.

Reasumując, „Druga Burza” budzi ambiwalentne odczucia. Są tam dialogi, sceny oraz pomysły, które naprawdę robią wrażenie i wzbudzają emocje. Są też jednak miejsca, gdzie pióro zawodzi autora – jest nieprzekonująco, ckliwie, infantylnie lub nazbyt pobieżnie. Nie zaszkodziłoby powieści, gdyby była dłuższa o jakieś sto pięćdziesiąt stron, wiele dobrego mogłaby też zdziałać redakcja zwracająca uwagę na styl (czasami rażą liczne powtórzenia, czy niefortunne zwroty). Niemniej, w porównaniu do „Martwego Jeziora” jest zdecydowanie lepiej. Zakończenie pozostawia czytelnika w niepewności, co do dalszych losów bohaterów i wzbudza zaciekawienie ciągiem dalszym. Pozostaje życzyć autorowi, by utrzymał tendencję wznoszącą.

PS. Bardzo podobają mi się okładki pierwszego i drugiego tomu – są efektowne i wyróżniają się na tle innych.