Beatrycze Nowicka Opowiadania

Bożogrobie (minirecenzja, E)

Twarda niczym Chuck Norris

Jay Kristoff, wyd. MAG

Drugi tom trylogii „Nibynoc”

Beatrycze Nowicka: 6/10

Igrzyska po szkole, czyli Mia Corvere mści się dalej.

Wiem – marudziłam na „Nibynoc” całkiem sporo. Okazało się jednak, że lektura pierwszego tomu trylogii o Mii Corvere wzbudziła we mnie zainteresowanie wystarczające, bym sięgnęła po część kolejną. Zaskoczenia nie było. Jay Kristoff kontynuuje opowieść o młodej mścicielce w stylu, do jakiego zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników. Oznacza to, że ci, którym „Nibynoc” przypadła do gustu, nie powinni poczuć się zawiedzeni. Bywa ostentacyjnie krwawo i mało realistycznie, choć trzeba przyznać, że jest w tym metoda.

Główna bohaterka zakończyła szkolenie na skrytobójczynię, lecz zamiast skorzystać z nabytych umiejętności i na przykład otruć swój kolejny cel, decyduje się zostać gladiatorką, licząc na to, że jeśli uda jej się pokonać rywali w wielkich igrzyskach, jako zwyciężczyni stanie twarzą w twarz ze swoimi wrogami. Oryginalne to nie jest, a główne wydarzenia można bez trudu przewidzieć, ale przynajmniej „Bożogrobie” czyta się szybko i gładko. Niektóre pomysły autora na to, jak Mia radzi sobie z kolejnymi przeszkodami, są całkiem zgrabne. Relacje pomiędzy bohaterami wypadają nieco bardziej przekonująco niż w tomie pierwszym.

Na plus należy policzyć, że autor kazał się swojej bohaterce dowiedzieć kilku niewygodnych prawd z przeszłości, choć pojawiający się na kartach powieści krewni zabójczyni to rozwiązanie rodem z telenowel. Sama Mia kojarzy się natomiast raczej z filmami akcji z czasów mego dzieciństwa – to dziewczyna nie do zdarcia i istna maszyna do zabijania, rzadko kiedy przeżywająca jakiekolwiek rozterki. Mimo prostej i dość sztucznej koncepcji tej postaci Kristoffowi udało się sprawić, żebym kibicowała Wronie [1].

Styl nadal jest egzaltowany (zwłaszcza na sceny erotyczne lepiej spuścić zasłonę milczenia), chyba jednak zaczynam się już do niego przyzwyczajać. Z komentarzy narratora w przypisach kilka wydało mi się nawet zabawnych, co stanowi postęp względem części pierwszej. Po upływie paru dni od lektury w mej pamięci pozostały jedynie główne wydarzenia, ale przynajmniej towarzyszy im zaciekawienie, jak dokładnie potoczą się losy zabójczyni i jej cienistych towarzyszy (bo to, że w części ostatniej zostanie rozwinięty wątek mocy dziewczyny, Księżyca oraz przywracania światu prawdziwej nocy, wydaje się pewne). Sądzę, że Kristoff przede wszystkim chciał zrobić wrażenie na nastoletnich czytelnikach. Starym wyjadaczom raczej tego cyklu nie polecam, choć może się sprawdzić jako niezobowiązująca rozrywka.

[1] Książki Kristoffa pokazują też, jak drobne, z pozoru niewiele znaczące szczegóły w rodzaju zamiłowania do goździkowych cygaretek, pomagają stworzyć zapamiętywalną postać.