Beatrycze Nowicka Opowiadania

Zakazane życzenie (recenzja, E)

Dozwolone do lat dwunastu

Jessica Khoury, wyd. SQN

Beatrycze Nowicka: 3,5/10

Osoby, którym „Zmierzch” wydawał się szczytem literackiej szmiry, powinny sięgnąć po „Zakazane życzenie” Jessiki Khoury, żeby się przekonać, że Stephenie Meyer wcale nie pisała tak źle.

Po tego typu pozycje sięgam, żywiąc odrobinę nadziei, że może tym razem trafię na coś napisanego przyzwoitym stylem, a jak nie, to będzie się z czego pośmiać. Co jednak zrobić z pozycjami takimi jak „Zakazane życzenie”, które są słabe, a jednocześnie niezbyt zabawne? Cóż, każdemu wedle zasług.

Jak to często bywa, pomysł wyjściowy nie był zły – świat inspirowany baśniami z tysiąca i jednej nocy pozwala na wprowadzenie przyjemnej egzotyki. Niestety, w powieści Khoury kuleją wszystkie elementy, ze szczególnym uwzględnieniem stylu, konstrukcji fabuły, oraz wiarygodności psychologicznej bohaterów. Do tego całość jest wręcz rażąco infantylna, czytałam wiele znacznie dojrzalszych książek przeznaczonych dla dzieci, a nie dla nastolatków.

Podczas lektury romansowych fantasy tworzonych przez Amerykanki niejednokrotnie zastanawiałam się, czy te kobiety doświadczyły w swoim życiu jakichś poważniejszych problemów, konfliktów, komplikacji. Nawet jeżeli, to najwyraźniej nie umiały lub nie chciały wykorzystać swoich doświadczeń podczas pisania, bo wszelkie dramaty i traumy, jakimi często dość hojnie „obdarowują” swoich bohaterów, wypadają sztucznie i mdło. Jessica Khoury napisała w podziękowaniach: „historia Zahry wołała do mnie przez całe lata”. Fabuła istotnie sprawia wrażenie fantazji dojrzewającej dziewczynki, szkoda, że te „całe lata” nie posłużyły temu, by rzecz rozwinąć.

Zacznijmy od samego początku: „wyczuwam go, gdy tylko stawia stopę w jaskini. I poruszam się po raz pierwszy od stuleci. Jestem obłokiem dymu uwięzionym w lampie. Kłębię się i przeciągam, otrząsając z pięciusetletniego letargu. Trwałam w bezruchu setki lat i czuję się, jakbym zdążyła do połowy przeistoczyć się w kamień. Odgłos jego kroków wstrząsa mną jak uderzenie pioruna”. Pytanie do czytelnika: ile czasu bohaterka spędziła w lampie? Na wypadek, gdyby jednak ta informacja umknęła odbiorcy, autorka powtarza ją w początkowych rozdziałach jeszcze kilkakrotnie. Warto też zwrócić uwagę na porównanie, podobnie kwiecistych przykładów znajdzie się jeszcze trochę: „ścięgna na jego szyi poruszają się niby trącone placami struny cytry”, „wody rzeki (…) wpadają do czekającego na nie morza, tak jak usychająca z miłości oblubienica mknie na spotkanie oblubieńca”.

Wracając zaś do treści – młodzieniec pociera lampę i bohaterka (warto tu może wspomnieć o jej wieku – Zahra liczy sobie cztery tysiące lat) ma okazję go sobie obejrzeć. Autorka opisuje go tak oto: „silny i młody przedstawiciel starożytnego ludu Amulenów, może mieć siedemnaście-osiemnaście wiosen. Człowiek z krwi i kości, smukły i dobrze zbudowany. Oto młodzieniec, który by przeżyć, okradał sprzedawców owoców”. Zastanawiam się, czy Aladynowi nad głową wyświetla się nazwa profesji? Nieco dalej Khoury uzupełnia jakże porywający opis fizjonomii przyszłego ukochanego protagonistki: „jego miedziane oczy są wielkie i pełne emocji, usta wydatne i kształtne (…) przystojny chłopak, którego mocna budowa ciała zapowiada mającą się niebawem dokonać przemianę w mężczyznę”. Główna bohaterka jest zmiennokształtna, zwykle jednak przybiera postać urodziwej młodej kobiety i dba o to, by wyczarować na sobie eleganckie (z upodobaniem opisywane) suknie nawet wtedy, gdy akurat trafia w ręce Złego Lorda, czy ratuje ukochanego przed śmiercią. Dbanie o wygląd ma oczywiście zalety – pierwszymi słowami Aladyna do Zahry jest zdumione „jesteś dziewczyną” (na co ona się peszy). Wprawdzie bohater od dzieciństwa słuchał opowieści o złych dżinnach, które sprowadzają klęski oraz domagają się ofiar z ludzi, mieszkanka lampy nie budzi jego przerażenia ani nawet nieufności. Sama Zahra okazuje się dżinnem, który wedle legend doprowadził do zguby całe królestwo, jednak to również chłopakowi nie przeszkadza. Aladyn z zapałem stwierdza „jesteś inna”, mimo że znają się gdzieś tak około kwadransa. Niedługo później, z winy dżinnicy, która – jak na starożytną istotę przystało – bawi się w kapryśne gierki, bohater zostaje pobity i omal nie traci życia. Gdy jest nieprzytomny, Zahra rozbiera go sobie (właściwie to ranny został w rękę i w szyję, ale szkoda by było nie skorzystać z okazji), tudzież płoni się na widok jego nagiego torsu. Jakiś czas potem Aladyn oczęta otwiera i stwierdza „aleś ty śliczna”. Po czym oboje zgodnie wyruszają do jego rodzinnego miasta i w karczmie wysłuchują plotek na temat lokalnego odpowiednika Zorro (tu zwanego Feniksem), a młodzieniec nad kuflem piwa opowiada o swoim nieszczęśliwym dzieciństwie: „ojciec Dariana (…) wezyr, zmusił mnie, bym patrzył, jak ucinają głowy moim rodzicom. Darian też tam był. Śmiał się ze mnie, gdy zacząłem płakać. (…) Zmusił mnie, bym trzymał ich głowy, podczas gdy on zatykał je na włóczniach”. Na chwilę obecną nie jestem w stanie przypomnieć sobie bardziej drewnianego opisu czy wyznania, tłumaczącego przeszłość oraz motywację bohatera fantastycznego (choć zapewne się takowe trafiały). Kilka stron dalej protagoniści przypadkiem spotykają pewną osobę, która wyznaje im, że jest wyżej wzmiankowanym Feniksem. Na tym może poprzestanę, sądząc, że kwestie przytoczone do tej pory pozwalają wyrobić sobie zdanie na temat sensowności fabuły oraz kreacji bohaterów.

Warto tylko jeszcze napomknąć, że Zahra niby to jest bardzo potężna, ale gdy Aladyn życzy sobie być księciem, jest w stanie wyczarować mu jedynie statek bez załogi i eleganckie ubrania. Na uwagę zasługują też zawodowi łowcy dżinów, którzy nie reagują, gdy jakieś sto pięćdziesiąt kroków od miejsca, gdzie stoją, obiekt ich łowów łamie pnie drzew (choć można by rzec, jakie dżiny, tacy łowcy).

Ktokolwiek liczył na jakąś szerzej zakrojoną intrygę, raczej się zawiedzie. Gdy przyjrzeć się bliżej, na kartach „Zakazanego życzenia” nie dzieje się zbyt wiele. Tu przyznam, że z pewną nostalgią wspominam czasy, gdy wiele książek fantasy liczyło sobie mniej niż dwieście pięćdziesiąt stron i to wystarczyło, by przedstawić całkiem skomplikowane fabuły.

Przekład nie przydaje powieści uroku, choć w sumie na „Zakazane życzenie” szkoda byłoby czasu porządnego tłumacza: „pustynia wiruje wokół drzwi i wsiąka w nie”, „jutro się hajtam”, „Aladyn (…) skacze wzrokiem po zebranych”, „wąż ci się zestresował”. Korekcie zdarzyło się przepuścić „zanużone [w piasku wyjście]” oraz „znurzenie”.

Na koniec jeszcze kilka co smakowitszych fragmentów: „pożądanie skleja nasze ciała”, „przyciskam ręce do jego nagiego torsu i czuję (…) rozdymające się do granic możliwości płuca”, „moje serce to zdradziecka gwiazda”, „jego usta są stęsknione i złaknione, czuję od niego (…) nieopisaną ulgę”, czy – już w nieco innym temacie – „zrównano z ziemią mury między dzielnicami, żeby wspomóc integrację ludności”. Ze swej strony odradzam.