Beatrycze Nowicka Opowiadania

Stan wstrzymania (recenzja, E)

Ponad pustynią rzeczywistości

Charles Stross, wyd. MAG

Pierwszy tom cyklu „Stan wstrzymania”

Beatrycze Nowicka: 6/10

W „Stanie wstrzymania” Charless Stross pokazuje prawdopodobną i skłaniającą do przemyśleń wizję nieodległej przyszłości. Szkoda tylko, że poza ciekawą koncepcją wyjściową powieść jest kiepska pod względem literackim.

Przy okazji lektury „Stanu wstrzymania”, nie mogłam nie zastanawiać się nad dylematem dotyczącym literatury SF. Z jednej strony oczekuje się od niej trafnych analiz, inspiracji do przemyśleń, a także tego, by autor nie pisał bzdur. Jako były programista Charles Stross dysponuje wiedzą, na której mógł oprzeć swoją powieść osadzoną w świecie zdominowanym przez komputery, gdzie cyberprzestępstwa okazują się groźniejsze od tych popełnianych w świecie rzeczywistym [1]. Nie miałam też wątpliwości co do tego, że autor jest człowiekiem inteligentnym, a jego oceny i prognozy brzmią sensownie. Pozostaje jednak druga strona – literatura, jak sama nazwa wskazuje, powinna posiadać walory literackie.

Tymczasem, lektury „Stanu wstrzymania” nie da się nazwać przyjemną. Czytelnik zostaje uraczony przedziwną mieszaniną, na którą składają się: terminologia biznesowa oraz branży informatycznej, slang graczy MMORPG oraz coś na kształt gwary, która w przekonaniu tłumacza miała chyba oddać sposób mówienia Szkotów. Zalew fachowego słownictwa jest ponadto zalewem dwujęzycznym, gdyż wiele pojęć to wyrazy angielskie lub ich kalki. W praktyce wygląda to mniej więcej tak, że zdania i zwroty w rodzaju: „analiza szeregów czasowych na rejestrze transakcji z serwisu aukcyjnego”, „mają tu botnet i kontrolują go przez Zonespace (…) zombiaki, które dysponują skradzionymi kluczami uwierzytelniającymi modyfikują tablice routingu” czy „pewnie ten sam ktoś, kto znerfował adminów” albo „podziwiać wypas graficzny”, przeplatane są wypowiedziami „szczyra prawda, co mówiem, zara fotkie poślem, byndzie dowód nałoczny”. Od czasu do czasu pojawiają się przypisy wyjaśniające niektóre terminy, ale nie zawsze, jak choćby w przypadku wzmiankowanych wyżej zombiaków czy botnetu. Do tego wszystkiego dorzucić także trzeba błędy – niewłaściwe końcówki gramatyczne, fragmenty zdań, które wydają się znajdować ewidentnie w innym miejscu niż powinny, zgubione bądź nadmiarowe przeczenia. Pojawiają się także zdania w rodzaju – „lewą ręką podtrzymujesz prawą, jakbyś trzymała ciężki pistolet. Ciężki pistolet to mniej więcej to – miecz”. Dopiero z następnego akapitu można wywnioskować, co bohaterka trzyma w dłoni. Jednym słowem – chaos i sądzę, że tłumaczenie miało duży udział w jego powstawaniu, choć nie znając oryginału, nie mogę ocenić, czyja wina była większa.

Męczący styl stanowi największą wadę powieści Strossa – sprawia, że przez „Stan wstrzymania” brnie się z wysiłkiem i nie jest to wysiłek wynagrodzony doznaniami estetycznymi. Ponadto przez pierwsze dwieście stron, a więc połowę książki, dzieje się relatywnie niewiele. Powieść sprawia wrażenie naładowanej specjalistycznymi terminami zjadliwej satyry na środowisko korporacyjne i – szerzej nieco – na uzależnione od technologii społeczeństwo bliskiej przyszłości. Później akcja znacznie przyspiesza i „Stan wstrzymania” zbliża się do konwencji cyberpunkowego thrillera. Niestety, samo rozwiązanie głównego wątku wydaje się skrótowe – ot, nagle wszystko się wyjaśnia i rozwiązuje, koniec. Na ostatnich kilku stronach czytelnik otrzymuje też wyłożone wprost wyjaśnienia na temat pewnej części intrygi – zupełnie niepotrzebnie, bo można rzecz wywnioskować z wypowiedzi bohaterów. W pewnym momencie pojawia się też zanadto wyeksponowana strzelba Czechowa.

Czytając „Stan wstrzymania”, miałam pewne skojarzenia z książkami fantasy Toma Holta. Tutaj również pojawia się para bohaterów wkręcona w firmową intrygę. Nie są oni aż takimi ofermami jak Paul i Sophie – Jack i Elaine to świadomi swoich umiejętności zawodowcy, jednak ich życie uczuciowo-społeczne praktycznie nie istnieje. W przypadku Jacka powtarza się motyw z nieoczekiwanym zatrudnieniem. Okazuje się też, że intryga, w środek której trafiają postaci, została zakrojona znacznie szerzej. Podobnie jak u Holta, w całą sprawę zamieszany jest ktoś z wewnątrz, działający na szkodę firmy.

Trzecią główną bohaterką jest policjantka Sue, wprowadzająca dodatkowy punkt widzenia. Niestety, o ile można powiedzieć coś o Jacku (informacje o jego przeszłości pozwalają lepiej go zrozumieć), portrety kobiet wypadły niezbyt przekonująco.

Na plus należy policzyć Strossowi humor, najczęściej objawiający się w postaci rozmaitych zjadliwych komentarzy i dygresji jego bohaterów („zaraz obok niego siedzi (…) jeszcze jedna postać w szarym garniturze, z końską twarzą i miną, która mówi: «wysoki urzędnik państwowy», taki wysoki, że do oddychania potrzebuje maski tlenowej”). Czasem też pojawiają się urocze scenki w rodzaju trzech programistów, spędzających przerwę w pracy na żonglerce pluszowymi Cthulhu.

Nie to uważam jednak za główną zaletę „Stanu wstrzymania”, a odmalowanie dwóch rzeczy – obrazu społeczeństwa niedalekiej przyszłości i kwestii gier. Stross sugestywnie pokazuje ludzi funkcjonujących w świecie, którego nieodłącznymi elementami są rzeczywistość rozszerzona czy zautomatyzowane pojazdy. Kluczem jest tutaj nie tyle odkrywczość koncepcji, co sposób przedstawienia tematu. Opis dezorientacji postaci, które muszą przejść kilka ulic, nie mając dostępu do mapy. Policjanci, źle się czujący, gdy kontaktują się z ludźmi bez nakładki w postaci analiz temperatury ciała, głosu, dostępu do danych osobowych i znaczników, pozwalających wyławiać z tłumu osoby karane. Sytuacja, gdzie po wtargnięciu do podejrzanego budynku ekipa antyterrorystyczna zostaje sparaliżowana w wyniku uszkodzenia ich systemu łączności i dopiero po chwili komuś przychodzi do głowy, że można zdjąć gogle, a w zamian sięgnąć po latarkę. Bohater, spotykający się z podejrzanym jednocześnie w rzeczywistości i w grze, który, gdy tamten zaczyna uciekać, najpierw rusza w pościg przez VR. W „Stanie wstrzymania” pojawia się też motyw permanentnej inwigilacji społeczeństwa. Co znamienne, nie przeszkadza ona prawdziwym przestępcom, znającym sposoby obejścia systemu, a skutecznie uprzykrza życie zwykłym obywatelom, karanym za absurdalne wykroczenia. Scenka, w której policjantka martwi się, iż przedłużający się pobyt na miejscu przestępstwa doprowadzi do tego, że jej telefon poinformuje zwierzchników o łamaniu zasad BHP, skutkiem czego zostanie wysłana na obowiązkowe kursy jogi oraz zarządzania stresem, jest komiczna, ale też lekko przerażająca.

Wreszcie – gry i gracze – jeden z głównych tematów powieści, ujęty również w jej formie. Nietypowa drugoosobowa narracja kojarzy się ze sposobem prowadzenia sesji RPG. Tak, jakby autor zachęcał czytelnika do „wcielenia się” w swoich protagonistów, którzy zresztą do pewnego stopnia przypominają RPGowych bohaterów (ot, choćby świetna księgowa, która przy okazji potrafi władać mieczem dwuręcznym). Nasuwa się myśl, że przy takim dość odważnym zabiegu może warto było iść o krok dalej i rozpocząć powieść od kart postaci z zestawem statystyk oraz historią.

Jeżeli zaś chodzi o treść – bohaterowie Strossa to ludzie żyjący głównie pracą, poza którą nie mają nic, z wyjątkiem gier właśnie. Na co dzień nieciekawi, jakby wyblakli, unoszący się z prądem, po godzinach pogrążają się w świecie iluzji. Mają w czym wybierać – czekają na nich setki wirtualnych światów, ale także systemy osadzone w „zwykłej rzeczywistości” – tak zwane ARG (advanced reality games) – coś na kształt nieustającego LARPa, w czasie którego można wcielać się np. w szpiegów. „Ludzie płacą za emocje jak za zboże” – stwierdza jedna z postaci. A że, jak to ujęła pewna moja znajoma, „świat jest wymyślony, ale emocje są prawdziwe”, pokusa bywa trudna do odparcia. Przez większą część historii ludzkości prawda była wartością. Teraz, zdaje się mówić Stross, grupowo odwracamy się od rzeczywistości, świadomie wybieramy iluzję. Na tym jednak nie koniec – podwójne życie bohaterów prowadzi do sytuacji, w której granice prawdy i fikcji rozmywają się, gra przenika do życia. Zostało to przedstawione bardzo trafnie [2].

„Stan wstrzymania” budzi niepokój, jednak autor daje także wyraz swojej fascynacji: „niebo przybiera ciemnoniebieską barwę (…) na horyzoncie zaczyna powoli pełznąć pasek postępu. Eteryczne runy wypisane sześćsetkilometrowymi zorzami pełzną po niebie, tworząc napis «Ładowanie rzeczywistości» i przez moment po skórze chodzą ci zabobonne ciarki. (…) Któregoś dnia wszyscy będą przeżywać swoje życie w takich miejscach: maszyny będą doglądać pustych ciał. (…) Widzisz, jak to nadchodzi (…) Ostateczne Rozwiązanie kwestii ludzkiej, odpowiedź na paradoks Fermiego – w domu palą się światła, ale wszystkie okna są szczelnie zasłonięte. To bowiem jest coś pięknego – umiejętność samodzielnego tkania rzeczywistości”.

Charles Stross kreśli przed oczyma czytelnika interesującą wizję, jednak sposób przekazywania treści jest wysoce zniechęcający. Podejrzewam, że spodoba się raczej nielicznym, natomiast większość odpadnie podczas lektury pierwszych rozdziałów.

[1] Sama nie mogę ocenić powieści pod kątem zgodności z obecnym stanem wiedzy i technologii, niemniej pewien znajomy programista poproszony o przeczytanie wybranych fragmentów nie zaczął załamywać rąk, tudzież przeklinać.

[2] I piszę te słowa jako osoba, która przez blisko dwa lata była nazbyt zapalonym graczem, żyła w dwóch światach, przedkładając wymyślony nad rzeczywisty, i obserwowała, jak relacje pomiędzy postaciami w grze stają się relacjami pomiędzy graczami, co niekoniecznie prowadziło do czegoś dobrego.

W cyklu ukazały się do tej pory dwa tomy, później – jeśli wierzyć internetowym źródłom – autor go zarzucił. Na polski przetłumaczono jedynie część pierwszą.