Beatrycze Nowicka Opowiadania

Accelerando (minirecenzja, E)

Charles Stross, wyd. MAG

Beatrycze Nowicka: 6/10

Pocieszamy się, że lepiej późno, niż wcale, jednak czasem co późno, to za późno. I trochę tak właśnie było z lekturą „Accelerando”. Gdybym przeczytała ją wcześniej, zanim poznałam utwory Iana McDonalda, „Diasporę” Egana, czy „Perfekcyjną niedoskonałość” Dukaja, z pewnością powieść Strossa zrobiłaby na mnie znacznie większe wrażenie rozmachem wizji, tematyką oraz próbą pokazania ludzkości przekraczającej kolejne progi rozwoju cywilizacyjnego. Tymczasem, znając już sporą część pomysłów, które złożyły się na „Accelerando”, zwracałam większą uwagę na konstrukcję, bohaterów, czy rozwój fabuły, a te niestety nie są tak dobre, jak mogłyby być.

Pierwotnie poszczególne rozdziały ukazywały się jako osobne opowiadania, połączone wspólnym światem i bohaterami. Szkoda, że nie poddano ich redakcji, gdyż zwracają uwagę niepotrzebne powtórzenia – przypominanie i wyjaśnianie motywacji oraz powiązań pomiędzy postaciami nie jest konieczne w przypadku tekstów zebranych w jednej książce.

„Accelerando” uważam za powieść nierówną. Część pierwsza jest świetna. Zdarza się może parę mniej trafionych pomysłów (homary wydały mi się zbyt inteligentne, a sceny seksu – przerysowane), jednak opis świata bliskiej przyszłości jest wyrazisty i przekonujący. Spostrzeżenia autora są celne – sama traktuję swój komputer jako rodzaj egzopamięci, niezbędnej mi do pracy i nie tylko, a Stross przedstawia wiarygodną ekstrapolację tego trendu. Niestety, im dalej od współczesności, tym mniej ciekawie. Kolonizacja okolic Jowisza jest barwna, choć autor pominął kwestię wpływu niskiej grawitacji na zdrowie człowieka, zaś wiara w elastyczność religii, dostosowujących się do nowych czasów, wydaje się dziś cokolwiek naiwna. Potem jednak jest już tylko gorzej – wyprawa w stronę tajemniczego obiektu pozostawionego przez obcych jest zbyt podobna do tej przedstawionej w starszej o kilka lat „Diasporze” (przy czym Egan wykazał się większą inwencją twórczą i intelektualnym zdyscyplinowaniem). A gdy już bohaterowie docierają do celu… Dość rzec, że rozwiązanie tego wątku bardzo mnie rozczarowało. Także część trzecia i ostatnia wydała mi się niedopracowana – ot, trochę kolorowych widoczków w rodzaju latających nad Neptunem habitatów, ominięcie bokiem tematyki postludzkich cywilizacji oraz dużo pseudonaukowej paplaniny w stylu „na powierzchni ma wyryte dziwne kwantowe studnie, emulujące egzotyczne atomy”. Pojawia się też nowy bohater, który wypada blado na tle swojej matki i dziadka (zresztą i im nieco brakowało do tego, by zasłużyli na miano pełnowymiarowych postaci).

„Accelerando” sprawia wrażenie, jakby autor nie zdołał sprostać własnym ambicjom. Co nie znaczy, że nie jest warte lektury – zwłaszcza, jeśli kogoś interesują kreślone z rozmachem wizje przyszłości.