Beatrycze Nowicka Opowiadania

Dusza cesarza (recenzja, E)

Nadpisywanie rzeczywistości

Brandon Sanderson, wyd. MAG

Osobna historia z uniwersum Cosmere

Beatrycze Nowicka: 9/10

Nagrodzona Hugo mikropowieść Brandona Sandersona udanie łączy interesującą fabułę z ciekawym, oryginalnym i skłaniającym do refleksji pomysłem. Zdecydowanie warto przeczytać.

Ostatnimi laty Brandon Sanderson, chyba najpracowitszy z szerzej znanych pisarzy fantasy, stał się bardzo popularnym i poczytnym autorem w ojczystym USA, ale też i w Polsce. Z tym ostatnim wiążą się wydania jego utworów, zarówno wznowień, jak i nowości, w eleganckiej szacie graficznej i twardych oprawach. Polscy czytelnicy mieli już okazję poznać opowieść o fałszerce Shai – ukazała się ona w antologii „Kroki w nieznane 2013”, jako „Nowa dusza cesarza”. Dla tych, którzy przegapili okazję do wcześniejszej lektury oraz dla fanów pragnących skompletować sobie jednolity zbiór utworów Sandersona, Mag przygotował osobne wydanie w nowym tłumaczeniu. Warto skorzystać, bo mikropowieść Sandersona jest jednym z najciekawszych utworów fantasy, jakie powstały w ciągu ostatnich lat.

„Dusza cesarza” opatrzona została odautorską notką. Amerykański pisarz przedstawia w niej swoje inspiracje – wizytę na Tajwanie i zwiedzanie tamtejszego muzeum, gdzie zwrócił uwagę na odbijane na dziełach sztuki pieczęcie, które stały się punktem wyjścia dla koncepcji magii, jaką posługuje się główna bohaterka. Mnie jednak trudno nie postrzegać tego utworu jako swoistego komentarza do pracy Sandersona nad ukończeniem „Koła Czasu”. Domknięcie cyklu Jordana było wielkim wyzwaniem i niewątpliwie okazało się niezwykle ważne dla kariery autora „Duszy cesarza”.

Praca głównej bohaterki polega na tworzeniu fałszerstw – nadpisywaniu istniejących obiektów stworzoną przez nią wizją, opartą jednak na wiarygodności i zrozumieniu zarówno zmienianej „podstawy”, jak i kreowanej „nakładki”. Kobieta jest mistrzynią w swoim fachu i sama uważa swoją pracę za coś wartościowego artystycznie, zwykle jednak postrzegana jest jako ktoś podrzędny wobec prawdziwych twórców. Najczęściej Shai kopiuje obrazy, rzeźby oraz inne cenne przedmioty po to, by niepostrzeżenie ukraść oryginały. Wydaje się jednak, że najbardziej cieszą ją okazje, by stworzyć coś więcej niż wierne odwzorowanie, ulepszyć, rozwinąć, wykorzystać zaprzepaszczony potencjał. W mikropowieści staje przed tytanicznym wręcz wyzwaniem odtworzenia osobowości i wspomnień tytułowego cesarza, który na skutek nieudanego zamachu doznał poważnego uszkodzenia mózgu.

Pisząc ostatnie trzy tomy „Koła Czasu” Sanderson musiał niejako „wcielić się” w nieżyjącego autora cyklu o ta’veren i Aes Sedai – na podstawie znajomości tomów poprzednich oraz pozostawionych fragmentów od- i do-tworzyć finał. Musiał też osiągnąć to, co nie udało się Jordanowi, mianowicie w rozsądnej objętości tekstu zebrać rozproszone wątki i postaci, doprowadzić wszystko do końca. Jak sam zresztą pisał, chciał też dodać coś od siebie, nie być jedynie literackim wyrobnikiem. Trudno nie zauważyć analogii.

Wracając jednak do „Duszy cesarza”, przede wszystkim należy docenić pomysł na magię pieczęci duszy. Zazwyczaj tego rodzaju konstrukcja, czyli oparcie na oryginalnej i prowokującej do przemyśleń koncepcji, kojarzy się z dobrymi opowiadaniami SF. Sanderson udowodnił, że fantasy również można pisać w ten sposób. Fałszerska magia jest barwna, ciekawa, nowa, pobudza wyobraźnię i cieszy umysł. Przy tym jest nie tylko efektowną ozdobą, stanowi podstawę, rzec można – duszę – całej opowieści. W gruncie rzeczy cała koncepcja jest nieco SF-owa z ducha, w końcu chodzi o programowanie rzeczywistości, zarządzanie informacją, tworzenie „sztucznego” umysłu, implementowanego do „opróżnionego” mózgu.

Opis starań Shai stanowi okazję do rozważań na temat sztuki i rzemiosła, twórczości, wartościowania odbioru. Z drugiej strony Sanderson stawia pytania, co czyni nas tymi, kim jesteśmy, czy i jak można poznać drugiego człowieka. Żeby stworzyć cesarzowi nowy umysł tak, by pieczęć duszy nie została odrzucona (co zdarza się w przypadku wprowadzenia zmian zanadto różnych od oryginału) i by otoczenie cesarza (poza garstką wtajemniczonych) nie poznało prawdy, fałszerka musi jak najpełniej zrozumieć władcę. Czy faktycznie można aż tak zgłębić drugą osobę jedynie na podstawie jej pamiętników i cudzych relacji? Wydało mi się to niemożliwe, ale czy z drugiej strony i my nie ulegamy opartej na próżności iluzji, odnośnie niebywałych sekretów naszego wnętrza. A może w istocie wcale nie trzeba aż tak dużo – czyż nasze umysły nie są znakomite w uzupełnianiu luk i przekonywaniu nas o istnieniu jakiejś całości. Może jest tylko garść odruchów, trochę wspomnień, wyartykułowanych poglądów, marzeń i potrzeb, na podstawie których dzień po dniu nasza świadomość pracowicie składa w miarę spójne wrażenie „ja”?

Utwór Sandersona nie zawodzi też pod względem literackim. To przykład utworu, gdzie wszystkie elementy są zrównoważone i dobrze poprowadzone. Niezwykłe jest, że większość mikropowieści rozgrywa się w jednym pokoju, więzieniu-pracowni Shai, a znaczącą część stanowią rozmowy, głównie na temat pieczęci duszy i tożsamości, mimo tego w żadnym momencie utwór Sandersona nie staje się nudny. Poza pracą nad przywróceniem cesarzowi osobowości, Shai układa i realizuje plan ucieczki, a Sanderson sprytnie rozmieszcza kolejne elementy układanki. Na pochwałę zasługuje też kreacja świata. Choć akcja toczy się przeważnie w czterech ścianach jednego pokoju, czytelnik czuje, że dookoła jest żyjący, przemyślany, barwny świat. W bardzo wielu (niestety) opasłych tomach wielotomowych cykli autorom nie udaje się dokonać tej sztuki mimo opisywania licznych miejsc i dołączania szczegółowych map.

Mędrzec Gaotona trzymając w rękach notatki Shai rozumie, że obcuje z dziełem sztuki. Ja postrzegałam Sandersona jako rzemieślnika pióra – „Duszą cesarza” udowadnia on, że stać go na coś więcej.