Beatrycze Nowicka Opowiadania

Nieugięty

Po tak długim czasie każda, najdrobniejsza czynność stała się rutyną. Czasami myślał, że najgorsza jest właśnie ta powtarzalność. Dawno już stracił rachubę dni, zlały się w jeden jałowy ciąg. A przecież musiał zachować czujność. To właśnie dziś mogła nadarzyć się odpowiednia okazja.

Upewniwszy się, że strażnicy nie patrzą w jego stronę, dokonał tysięcznych już chyba oględzin krat. Obchód był krótki i bezowocny. Wiedział, że to nadaremne, ale i tak nie mógł nie spróbować przecisnąć się pomiędzy prętami. Tak niewiele brakowało! Gdyby dało się je rozgiąć, albo podpiłować… Nieraz tego próbował, zawsze bezskutecznie. Wykonanie podkopu także nie wchodziło w rachubę, choć regularnie ponawiał wysiłki.

Przymknął oczy i przez chwilę wyobrażał sobie, że drzwi jego więzienia stoją otworem. Oczywiście tak nie było. Nigdy nie zapominali. Kolejny raz przeklął tę staranność – to także stało się już codziennym rytuałem. W kącie czekał na niego posiłek i świeża woda. Pił do woli, ale powstrzymał się przed zjedzeniem wszystkiego. To, co nie psuło się szybko, schował. Może potrzebować pożywienia, gdy droga do wolności stanie otworem. Nie „może”, tylko „będzie”, poprawił się w myślach. Nie wolno mu było dopuszczać do siebie zwątpienia.

Jak łatwo byłoby się poddać, pogodzić z losem. Zakończyć tę bezowocną szarpaninę. Takie myśli były jego największym wrogiem, na szczęście znalazł na nie sposób. Ćwiczenia pozwalały odpędzić od siebie ponure rozważania, a przy tym umożliwiały mu zachowanie odpowiedniej formy fizycznej. Musiał być gotowy na wszystko. Teraz tylko poczekać, aż zgasną światła…

Szybko odnalazł odpowiedni rytm i zatracił się do tego stopnia, że nie zauważył ruchu na zewnątrz. Do jego uszu dobiegły słowa w języku, którego nie rozumiał:

– Anka, wynieś klatkę do łazienki, bo nie mogę spać, jak ten nieszczęsny chomik się tłucze tym kółkiem.