Beatrycze Nowicka Opowiadania

Ukryte cele (minirecenzja, E)

Odtrutka na zmierzchomanię

Magda Parus, wyd. Runa

Trzeci tom trylogii „Wilcze dziedzictwo”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Ostatni tom wilkołaczej trylogii nie rozczarowuje. Czytelnik zarazem dostaje w nim to, czego się spodziewał – czyli zamknięcie kluczowych wątków – jak i zostaje zaskoczony tym, jak są one rozwiązywane.

Mówiąc krótko – smakowity kąsek, ale tylko dla tych, którzy znają poprzednie części, gdyż spora część satysfakcji z lektury wynika z kompletowania układanki – wyjaśniania oraz interpretacji kwestii, które pojawiły się w pierwszym i drugim tomie. Wszystko to zostało splecione sprawnie i logicznie, ogólnie „Ukryte cele” są powieścią nieobrażającą inteligencji czytelnika.

Zmian w porównaniu z „Przeznaczoną” nie ma zbyt wielu, może poza narracją prowadzoną dwutorowo – oprócz punktu widzenia Colina czytelnik poznaje również wydarzenia oglądane oczami kapłanki Oriany. Poziom, jaki Parus zaprezentowała w tomie drugim, został utrzymany. Autorka ponownie oferuje odbiorcy sporo akcji i dobre dialogi. Szkoda może, że uwaga narratora koncentruje się zazwyczaj na dość niewielkiej liczbie postaci – niemniej jest to zrozumiałe ze względu na pokazywanie świata poprzez pryzmat postrzegania bohaterów. Zresztą „wchodzenie do głowy” protagonistom jest mocną stroną książki. Paranoiczno-choleryczna natura Colina została odmalowana w sposób bardzo udany i wiarygodny, wyrachowana kapłanka również nakreślona jest ciekawie. Owszem – wilkołaki wydają się antypatyczne, lecz w zasadzie trudno mi się tutaj burzyć na ich konstrukcję psychologiczną (z jednym wyjątkiem, którego nie zdradzę, by czytelnik recenzji nie domyślił się finału).

Magdzie Parus udało się stworzyć postaci inne od ludzi, co jest zdecydowanym plusem całej trylogii, choć oczywiście pociągnęło za sobą konsekwencje w rodzaju narzekań, że trudno się z bohaterami utożsamiać czy ich lubić. Zdarzające się od czasu do czasu mordowanie niewinnych ludzi bez specjalnych skrupułów budzi sprzeciw, lecz w sumie czego oczekiwać od inteligentnych drapieżników, w dodatku przekonanych, że należą do lepszej rasy? Przecież nikt ich nie wychowywał w ideologii miłości bliźniego swego (abstrahując od tego, jak owa „miłość bliźniego” wyglądała na przestrzeni wieków wśród ludzi… na marginesie i na wszelki wypadek dodam, że „Wilcze dziedzictwo” nie jest w żadnym razie propagowaniem idei rasistowskich – totalitarny niemal ustrój, jaki panuje wśród większości wilkołaków bynajmniej nie wygląda zachęcająco). Zasady są proste – w tym świecie przetrwa najsprytniejszy i najbardziej bezwzględny. Główny bohater, pomimo swojej podejrzliwości i traktowania wszystkich jako potencjalnych wrogów, jest marionetką.

Podoba mi się to, jak książki Parus burzą moje czytelnicze przyzwyczajenia. Zwraca uwagę inne rozkładanie przez autorkę akcentów, np. parokrotnie tam, gdzie spodziewałam się długiej sceny, całość rozwiązywana była szybko; kolejnym przykładem są czasowe przeskoki pomiędzy tomami. Tom drugi kończy się dramatycznym zawieszeniem, tom trzeci zaczyna się później, a wydarzenia czytelnik może sobie jedynie sam zrekonstruować. Jest to świeże i wyróżnia „Wilcze dziedzictwo” spomiędzy powieści fantastycznych, jakie miałam okazję czytać. Z innych pozytywów – cieszy sposób, w jaki w „Ukrytych celach” została poprowadzona postać Caramela (jest to mój ulubiony bohater, jako że z ekipy towarzyszy Colina jest najinteligentniejszy).

„Wilcze dziedzictwo” z pewnością stanowi miłą odmianę i odtrutkę na panującą powszechnie modę na przesłodzone wampirzo-wilkołaczo-ludzkie romansidła i temu podobne (tu warto zauważyć, że pierwszy tom trylogii pojawił się, zanim nastała zmierzchomania).