Beatrycze Nowicka Opowiadania

Cienie przeszłości (recenzja)

Z wizytą w wilkołakowie

Magda Parus, wyd. Runa

Pierwszy tom trylogii „Wilcze dziedzictwo”

Beatrycze Nowicka: 5,5/10

Ciężkie jest życie wilkołaka. Nie dość, że trzeba ukrywać własną tożsamość przed ludźmi, to jeszcze należy podporządkować swoje sprawy interesom pobratymców. Wprawdzie rozwinięty instynkt stadny i sprawnie przeprowadzona indoktrynacja znacznie ułatwiają funkcjonowanie w roli trybika machiny, niemniej może nadejść taki dzień, kiedy przedstawiciel wilczej braci będzie musiał przynajmniej zacząć myśleć na własny rachunek.

Nie okaże się to proste, nie w świecie, w którym społeczeństwo wilkołaków przypomina bardziej sektę. Owszem, mieszkają sobie w środku lasu i żyją w zgodzie z naturą. Cóż z tego, skoro każde oddalenie się od enklawy należy zgłaszać wraz z celem podejmowanej podróży. Teoretycznie, jeśli ktoś chce, może całkiem odciąć się od pobratymców… ale kto przy zdrowych zmysłach by się na coś takiego zdecydował? Przecież „społeczność” zadba o wszelkie potrzeby. Znajdzie odpowiedniego partnera o najkorzystniejszym zestawie genów, by związek służył nie tylko jednostkom, ale i dobru gatunku. Wskaże właściwe miejsce w hierarchii oraz zajęcie odpowiadające naturalnym predyspozycjom. Ochroni przed łowcami wilkołaków. Zapewni poczucie przynależności oraz cel w życiu. Inaczej trzeba się liczyć z ciągłą niepewnością, a w przypadku zamieszkania między ludźmi – z posiadaniem tajemnicy, której nie można zdradzić, jeśli chce się uniknąć przykrych wypadków, przytrafiających się najbliższym osobom. Nieliczni bywają wysyłani do miast, gdzie pełnią rolę „wtyczek” organizacji. Najczęściej zostają dziennikarzami i prawnikami. Dbają o interesy i fundusze „społeczności” oraz starają się nie dopuścić, by ktokolwiek uwierzył w istnienie wilkołaków.

Zdarza się bowiem czasami, że „wilczy gen” ujawni się w kimś spoza „społeczności”. Najczęściej osoby takie stają się „nieświadomymi” – słabymi wilkołakami, które nie zdają sobie sprawy ze swojej natury. Przemieniają się tylko podczas pełni i po powrocie do ludzkiej postaci niczego nie pamiętają. To właśnie ich działania najbardziej narażają rasę na zdemaskowanie i to oni przede wszystkim są ofiarami łowców. Dlatego organizacja ma specjalne oddziały, zajmujące się znajdowaniem „nieświadomych” i blokowaniem w nich objawów wilczej natury. Potencjalne „świadome” wilkołaki są obejmowane obserwacją. Powstrzymuje się ich przemiany, dopóki nie staną się dorosłe i nie będzie można ich wcielić do „społeczności”, obiecując im naukę i możliwość życia w zgodzie ze sobą.

Jednym z takich „świadomych” wilkołaków jest główny bohater powieści – Colin. Początek jego edukacji nie był pomyślny, gdyż ojciec chłopaka odłączył się od społeczności (po tajemniczej śmierci żony), a samo wilkołactwo uznał za chorobę, którą należy leczyć. Usiłował zatem swojego syna zmusić do walki z własną naturą, a na pocieszenie ożenił się ponownie ze zwykłą kobietą i miał z nią dwójkę kolejnych dzieci, co do których żywił nadzieję, że nie odziedziczyły jego „przypadłości”, i na które przelał swoją rodzicielską miłość. Nie dane mu było jednak długo cieszyć się z nowego życia. Został zamordowany wraz z żoną, a rodzeństwo rozdzielono. Colina zabrał stryj wilkołak, zaś młodszym bratem Matem i siostrą Emily zaopiekowała się rodzina ich matki. Od tamtej pory Colin zamieszkał w kanadyjskiej tajdze, gdzie rozwijał umiejętności i wpasowywał się w swój nowy lepszy świat. Oczywiście okazał się wyjątkowo silny i utalentowany, dzięki czemu został przydzielony do straży – rodzaju wilkołaczej policji. Powiedziano mu, że wuj jego przyrodniego rodzeństwa nie życzy sobie, by utrzymywał z nimi kontakty, więc przez siedem lat trzymał się z dala. Pewnego dnia jednak przeczytał w prasie notkę o ataku dzikiego zwierzęcia na turystę niedaleko miejscowości, w której zamieszkali Mat i Emily. Uznawszy, iż tak naprawdę turysta padł ofiarą wilkołaka, zdecydował się ich odwiedzić i zbadać sprawę w obawie, że zabójstwa mogło dokonać któreś z nich.

Akcja „Cieni przeszłości” rozgrywa się w przeciągu tygodnia (tytułami rozdziałów są po prostu kolejne dni), poczynając od momentu, w którym Colin decyduje się samowolnie opuścić osadę. Kolejne wydarzenia rozgrywają się szybko, pojawiają się nowe postaci i wskazówki. Fabuła jest prowadzona konsekwentnie i spójnie. Niestety, rozwiązanie najważniejszej zagadki powieści nasuwa się samo już w momencie postawienia pytania. Poza głównym wątkiem w książce pojawiają się liczne i na szczęście zgrabnie wprowadzone retrospekcje, które pozwalają czytelnikowi lepiej poznać przeszłość głównego bohatera. Ich wadą jest jednak brak plastyczności i szczegółowości. Mają przeważnie formę stwierdzeń. I tak np. wiadomo, że ojciec Colina nieustannie go prześladował, jednak nie zostaje wyjaśnione, w jaki konkretnie sposób. Również kwestia pobytu u stryja przeważnie jest kwitowana zdaniami w stylu „wuj nauczył go wielu pożytecznych rzeczy”, przy czym nie jest sprecyzowane, ani jakie to były rzeczy (z kilkoma, dającymi się wyliczyć na palcach jednej ręki wyjątkami), ani jak wyglądała nauka. Zresztą, ogólnikowość jest wadą całej książki. Szczególnie rzuca się w oczy ubóstwo opisów. Wygląd bohaterów najczęściej wcale nie jest określony, lub autorka przedstawia postać w jednym, dwu zdaniach (w większości przypadków, w powieści nie padają też nazwiska). Podobnie jest z miejscami, które zostały przedstawione szczątkowo, podczas gdy w książce o wilkołakach można by się pokusić o choćby jeden ładny opis lasu.  Również obraz wilczej braci nakreślono ledwie w zarysie (nie licząc może szczegółowych uwag o preferencjach seksualnych), w dodatku niektóre aspekty są zupełnie niepotrzebnie opisywane kilkakrotnie. Na plus należy zaliczyć to, że autorka wymyśliła wilkołakom odrębną od ludzkiej moralność i postarała się, by istotnie byli inni – w swoich przyzwyczajeniach, priorytetach, preferencjach, czy sposobie postrzegania świata.

Bohaterowie powieści są przede wszystkim pionkami przestawianymi na szachownicy. Owszem, autorka usiłowała nadać przynajmniej części jakiś indywidualny rys, ale że wybrała sobie „niepokornego młodzieńca po traumatycznych przejściach”, „jego młodszą siostrę – małą uroczą dziewczynkę”, „cynicznego szefa organizacji o mentalności Palacza z >>Archiwum X<<” itd., nic nowego i wyjątkowego z tego nie wynika. Psychologia postaci kuleje. Znalezienie własnego ojca i macochy w kawałkach nie odcisnęło piętna na Colinie, ot przysiągł, że postara się dojść, kto to uczynił. Dziwne wydało mi się też to, iż stryj w stosunkowo krótkim czasie zmienił zbuntowanego młodzieńca w lojalnego sługę organizacji, który nawet doznawszy osobistej straty usiłuje tłumaczyć sobie sytuację dobrem „społeczności”. Mat, z którym relacje układały się głównemu bohaterowi, delikatnie mówiąc, źle, przekonuje się do z dawna nie widzianego brata nadzwyczaj szybko. Nienawidzący Colina (i jego ojca) wuj Emily w każdej sytuacji stara się go atakować (słownie, oczywiście), co brzmi sztucznie i zmienia go w karykaturę samego siebie.

Pomimo wszystkich wyżej wymienionych wad, pierwszy tom „Wilczego dziedzictwa” ma tę główną zaletę, że czyta się go szybko i bezboleśnie. „Cienie przeszłości” to przede wszystkim nieźle skonstruowana powieść sensacyjna. Zamiast wilkołaków, równie dobrze jej bohaterami mogliby być ludzie obdarzeni mocami parapsychicznymi, pół kosmici, czy mutanci (oczywiście wymagałoby to innego tła, ale wydarzenia mogłyby pozostać praktycznie nie zmienione). „Przezroczysty” i w zasadzie pozbawiony błędów styl autorki sprawia, iż lektura nie nuży, a przedstawiona akcja wciąga. Ot, przyzwoicie napisana książka w sam raz na jeden, dwa wieczory albo podróż pociągiem. Fakt, iż po przeczytaniu „Cieni…” czytelnik ma ochotę na tom drugi, również przemawia na korzyść powieści. Jak na debiut, poziom niezły. Bez iskry geniuszu ale i bez wpadek.

Recenzja została opublikowana dawno temu na obecnie nieistniejącym portalu.