Beatrycze Nowicka Opowiadania

Taniec marionetek (recenzja, E)

Z pamiętnika zakapiora

Tomasz Niziński, wyd. Genius Creations

Pierwszy tom cyklu „Wyblakłe sztandary”

Beatrycze Nowicka: 5/10

„Taniec marionetek” Tomasza Nizińskiego – rzecz o karierze pewnego sprytnego i pozbawionego skrupułów najemnika, może stanowić niezobowiązującą rozrywkę, choć brakuje mu tego czegoś, co sprawia, że książka na dłużej zapisuje się w pamięci czytelnika.

Po „Taniec marionetek” sięgałam bez większych oczekiwań odnośnie walorów literackich i początek przyjemnie mnie zaskoczył. Tomasz Niziński potrafi pisać lekkim, miejscami dosadnym stylem, który dobrze się sprawdza w rozrywkowej fantasy. Oto garść cytatów z pierwszego rozdziału:

„Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Żadnego wytłumaczenia dla mojego postępowania, żadnej racjonalizacji. Znacie przecież te opowieści (…). Skrytobójca, ukształtowany przez dorastanie na ulicy (…). Pozbawiony skrupułów cyniczny polityk, który za młodu był świadkiem śmierci swego ojca z rąk najeźdźców. (…) Brzmi znajomo, prawda? Tragedie z przeszłości potrafią być bardzo użyteczne. W mojej biografii nie ma niczego takiego. (…) Właściwie uważam to za powód do dumy, że stoczyłem się całkowicie dobrowolnie. (…) Jest to w pewien sposób piękne, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. Prawdziwie triumfalne zwycięstwo wolnej woli nad społecznym determinizmem.”

„Cała moja mądrość jest mądrością po szkodzie i pomimo mojej starczo-belferskiej pozy możecie mi wierzyć, że gdy podejmowałem decyzje, które skierowały mnie na taką, a nie inną ścieżkę, byłem kompletnym kretynem (…). Ponieważ zaś wszyscy lubią słuchać opowieści o ludziach głupszych od siebie, myślę, że moja historia przypadnie wam do gustu.”

Jak można wywnioskować z powyższych fragmentów, autor lubi też zabawę konwencją fantasy. Choć okładkowe notki sugerują historię najemnej kompanii wojska, jest to nieco mylące. Wprawdzie główny bohater i zarazem narrator rzeczywiście do takiej należy, jednak w czasie, w którym toczy się akcja „Tańca…”, jego jednostka stacjonuje w podbitym przez ich aktualnych zleceniodawców mieście, zaś fabuła dotyczy przede wszystkim szemranych interesów (w rodzaju kradzieży, wymuszeń, czy morderstw), będących dla najemników sposobem dorobienia sobie do żołdu. Bohater Nizińskiego to postać, którą czytelnik fantasy spotykał już nieraz, tyle że na dalszym planie. Ot, pomniejszy pomagier Złego Lorda, jego facet od brudnej roboty. Oddanie takiej postaci głosu i wysunięcie jej na pierwszy plan uważam za rozwiązanie wprowadzające nieco świeżości. Choć, jeśli chodzi o mnie, okazało się, że na dłuższą metę czytanie o bohaterze, który dla własnej korzyści sprzedałby wszystko i wszystkich, nie sprawiło mi przyjemności. Również ten lekki, wesołkowaty styl, jakby nie do końca pasował do scenek, w których Isevdrir i jego kompani zachowywali się parszywie.

To jednak są sprawy czysto subiektywne. Poważniejsza wada leży gdzieś indziej. Wydaje się, że autora interesują kwestie socjologiczno-politologiczno-ekonomiczne. Szkoda jednak, że zamiast zręcznie wpleść je w świat i fabułę, Niziński czyni to, każąc swoim bohaterom snuć bardzo długie i miejscami niestety drętwo brzmiące rozmowy. W pamięć zapadła mi zwłaszcza jedna scena, w której drugoplanowa bohaterka snuje ciągnący się na kilka stron monolog (z rzadka przerywany krótkimi wtrąceniami jej rozmówcy), dotyczący projektu rozwoju regionalnej gospodarki.

Wydarzenia opisywane w powieści są raczej kameralne – przyznam, że spodziewałam się jakichś bardziej spektakularnych akcji. Tymczasem całość to w zasadzie historia kolejnych zadań, jakie przyjmuje Isevdrir od różnych osób, a te zlecenia, jak już wyżej wspomniałam, zwykle sprowadzają się do odszukania jakiegoś kupca lub arystokraty, i użycia względem niego przemocy. Dodajmy, że choć kreowany na cwaniaczka i sprzedawczyka, najemnik podejrzanie często godzi się wyświadczać rozmaite „przysługi” w zamian za bliżej nieokreślone korzyści. W pewien sposób, składając fabularną układankę, Niziński postarał się za bardzo. Część z tego wynikała zapewne z chęci pokazania, jak to jego bohater jest pionkiem w starannie zaplanowanej przez innych intrydze, jednak czasem wątki „Tańca marionetek” splatały się nieco sztucznie, a postaci powracały za często. Jako przykład wspomnę o pewnym kupcu, który najpierw został przez najemników okradziony, a niedługo później – zastraszony na polecenie pewnej arystokratki. W pewnym momencie czytelnik odnosi wrażenie, że w tym, podobno dużym, mieście mieszka kilku bohaterów na krzyż.

„Taniec marionetek” nie jest książką złą, a autor ma potencjał, tyle że po lekturze niewiele z niej zostaje. Jeśli chodzi o świat, nie ma w nim niczego wyróżniającego się. Nieco lepiej wypadają bohaterowie, ale i oni nie są postaciami, które wspominać się będzie po latach. Jeśli ktoś szuka rozrywki na jeden, dwa wieczory, można się skusić. Książka stanowi początek cyklu, istnieje nadzieja, że w dalszych tomach akcja nabierze rozmachu.

Do tej pory (czerwiec 2022) ukazały się dwa tomy cyklu. Ponieważ pierwszy specjalnie mnie nie porwał, nie pokusiłam się o zakup i lekturę drugiego.