Beatrycze Nowicka Opowiadania

Urth Nowego Słońca (recenzja, E)

Namnożyło się tych postaci, a wszystko to ty

Gene Wolfe, wyd. Książnica

Piąty tom cyklu „Księga Nowego Słońca”

Beatrycze Nowicka: 5/10

W „Urth Nowego Słońca” Wolfe kontynuuje dzieje Severiana i wyjaśnia wiele niedomkniętych wątków. Mnie osobiście tom ten wydał się jednak dopisany na siłę.

Pierwotnie „Księga Nowego Słońca” była tetralogią. Pod koniec „Cytadeli Autarchy” Severian zwracał się do czytelnika „nie możesz już mi towarzyszyć. Nadeszła pora, aby każdy z nas samodzielnie zmierzył się ze swoim losem.” A jednak Wolfe zdecydował się napisać kontynuację.

W „Urth Nowego Słońca” Severian opuszcza Ziemię, by udać się aż do innego wszechświata, gdzie – jak mu oznajmiono – czeka go próba, mająca zadecydować o tym, czy ludzkość zasługuje na drugą szansę. W związku z międzygwiezdną podróżą w powieści pojawia się wiele wątków „science fiction”. Cudzysłów jest tutaj nieprzypadkowy – wielki, tylko częściowo zamieszkany statek, na którego pokładach czają się buntownicy i materializujące się dziwaczne zwierzęta, może i pasuje do ogólnej konwencji cyklu, ale – uczciwie mówiąc – dla mnie jest to pomysł niestrawny. Przez pierwszą ćwiartkę książki Severian snuje się po rzeczonym statku, nawiązuje znajomości, walczy i śni. Generalnie ani bohater, ani czytelnik, nie wiedzą o co chodzi. Poczucie dezorientacji pogłębia się po dotarciu na Yesod, tam też dołącza uczucie rozczarowania. Owszem, można się było spodziewać, że „próba” okaże się czymś innym, niż na to wyglądało, niemniej tym razem rozwiązanie Wolfe’a wydało mi się niesatysfakcjonujące. Z kolei tożsamość Zaka była do odgadnięcia już znacznie wcześniej, więc pod tym względem niespodzianki nie było.

Można zauważyć, że rzeczy punktowane przeze mnie jako wady były wcześniej traktowane jako zalety. Wydaje mi się, że po prostu pomysł i konwencja zostały wyczerpane w poprzednich tomach i w „Urth Nowego Słońca” magia cyklu gdzieś się ulotniła. Część piąta sprawia wrażenie wymuszonej. Choć może też być tak, że dopóki całość bliższa była fantasy, wykazywałam większą wyrozumiałość, natomiast pojawienie się motywu kosmicznej podróży automatycznie wywołało chęć bardziej ścisłego podejścia, którego autor nie zastosował.

W drugiej połowie powieści Severian powraca na Urth, jednak trafia do innego czasu. Tutaj Wolfe zaczyna bawić się w domykanie wątków z wykorzystaniem pętli czasowych. Główny bohater okazuje się dwoma innymi postaciami, znanymi z historii świata przedstawionego w cyklu, spotyka też ważne osobistości z przeszłości. Chwilami ta żonglerka przyczynami i skutkami jest rzeczywiście zabawna, nie można też powiedzieć, by była nieprzemyślana. Czasem jednak rozwiewa tajemnicę, ponadto mam wrażenie, że trochę za dużo tych zamkniętych cykli i kolejnych tożsamości Severiana. Wątek mesjański także do mnie nie przemówił, podobnie kwestia samego Nowego Słońca i związanej z nim mocy wzbudziła pewne wątpliwości – np. dlaczego Severian przestaje odczuwać więź właśnie wtedy, gdy jest ono najbliżej.

I tym razem wynotowałam szereg trafnych myśli: „kto może być nam bardziej obcy niż my sami i kto może działać w bardziej niewytłumaczalny sposób?” „niektóre wydarzenia następują nagle, bez żadnego ostrzeżenia (…). Wówczas człowiek przekonuje się znienacka, że jest taki, jaki jest, nie zaś taki, jakim widział się w swoich wyobrażeniach”, „szukała potwierdzenia złudnego przekonania, iż miłość jest czymś więcej od siebie samej”, czy „największą miłością darzymy tych, którzy oprócz niej nie mają niczego.”

Osobiście wolałabym, aby Wolfe poprzestał na pierwszych czterech tomach. Z drugiej strony nic dziwnego, że nie oparł się pokusie opisania odrodzenia słońca. Bardzo możliwe, że moja ocena jest nazbyt surowa i wynika z zawiedzionych oczekiwań. Kto przeczytał części poprzednie, pewnie sięgnie i po tę, by przekonać się osobiście. Ze swej strony mogę polecić cały cykl tym, którzy jeszcze nie mieli okazji się z nim zetknąć, a którzy poszukują w fantastyce ciekawych myśli i niebanalnych rozwiązań.