Beatrycze Nowicka Opowiadania

Saal (recenzja, E)

Sentymenty

Grzegorz Wielgus, wyd. Initium

Sensacyjna

Beatrycze Nowicka: 5,5/10

„Saal” Grzegorza Wielgusa albo najemny zabójca pod Gorcem i dzielna dziewczyna.

Lektura powieści o bracie Gotfrydzie okazała się całkiem przyjemna, co zachęciło mnie do sięgnięcia po najnowszą książkę Grzegorza Wielgusa. Choć nie jestem zagorzałą fanką sensacji, zaintrygował mnie opis, a konkretnie to, że miejscem akcji są Gorce.

„Saal” oparty został na dwóch rzeczach, które budzą we mnie sentyment – pierwsza to wyżej wspomniane góry, druga to filmy sensacyjne z czasów złotej ery VHS. Jeśli chodzi o beskidzkie szlaki, widać, że autor okolice Ochotnicy zna bardzo dobrze – dodatkowej frajdy dostarczyło mi zerkanie na mapę w celu sprawdzania trasy, jaką przemierzyła główna bohaterka. Do tego aspektu Wielgus podszedł realistycznie, np. gdy Alicja schodzi ze szlaku w las, jej tempo marszu gwałtownie spada, a wędrówka łożyskiem strumienia, choć mogłaby się wydawać dobrym pomysłem, okazuje się mordęgą. O lubianych przez siebie miejscach autor potrafi pisać bardzo ładnie: „Gorce (…) były stare, zwietrzałe i pełne sekretów”, „słońce wisiało coraz niżej ponad zachodnim horyzontem, miotając pomiędzy pniami szkarłatnymi sztychami światła.” Czasami nieco ponosi go „duch przewodnika wycieczki” – rozmieszczone tu i ówdzie w początkowych rozdziałach ciekawostki, owszem, są interesujące, jednak nie do końca pasują do konwencji. Oto bowiem stygnie już pierwszy trup, zabójca kontynuuje polowanie i trwa policyjne śledztwo, tymczasem wątek Alicji obfituje w uwagi na temat mijanych kapliczek, chatek oraz jaskiń. Coś takiego bardziej pasowałoby do książki w stylu przygód Pana Samochodzika, bo choć obiektywnie jest ciekawe [1], spowalnia akcję w pierwszej połowie powieści.

Jeżeli chodzi o kwestię drugą, to „Saal” czerpie pełnymi garściami z rozrywkowej sensacji – jest zimnokrwisty weteran-zabójca, posiadający wszakże coś w rodzaju kodeksu honorowego, są gangsterzy, jest scenka samodzielnego zszywania sobie rany, a także wielka strzelanina w stylu „sam przeciw wszystkim”, są dialogi w rodzaju:

„- Cóż z prawdziwą miłością? To też da się kupić? – spytał szyderczo.

Saal wyciągnął z kieszeni zmiętą studolarówkę. Kółko zapalniczki zazgrzytało o krzesiwo i po chwili pomarańczowy jęzor płomieni sięgnął krawędzi banknotu. – Nie zajmuję się fikcją – odpowiedział, przypalając Ćmie papierosa.”

W „Saalu” polski koloryt lokalny miesza się z umowną konwencją rodem ze „Szklanej pułapki” (w tym przypadku należałoby raczej powiedzieć „górskiej”). Ciekawie robi się w drugiej połowie książki, gdy wątki poszczególnych postaci zaczynają się zbiegać. Czytając, zastanawiałam się, jak wyglądałaby ekranizacja powieści. Wizja gangsterów i najemników ganiających po polskich górach dzielną turystkę, która znalazła się w posiadaniu tajemniczej przesyłki, wydała mi się dobrą podstawą dla scenariusza.

Problem, jaki mam z prozą Wielgusa, polega na tym, że choć styl jest niezły, a akcja zazwyczaj biegnie dosyć wartko, jego książki nie wzbudzają we mnie silniejszych emocji i nie zapadają w pamięć jakimś wyróżniającym je elementem. To już jednak bardziej subiektywna kwestia. Momentami, mam wrażenie, autor przesadził z wkładaniem w usta i głowy bohaterów swoich poglądów – i nie chodzi mi o to, że się z nimi nie zgadzam (bo tak nie jest), ale o to, że powieść uważam za formę bardziej „wielogłosową”.

Sensacyjna konwencja to nie mój konik, wcześniej czytałam tylko książki Davida Morrella (które zapamiętałam jako dużo bardziej emocjonujące, ale byłam wtedy młodsza, więc łatwiej było na mnie zrobić wrażenie) – nie mam więc z czym porównywać. Sądzę, że jako lekka lektura na leniwe letnie popołudnie lub na podróż (w Gorce?) „Saal” może się nieźle sprawdzić. Powinien spodobać się zwłaszcza tym czytelnikom, którzy z nostalgią wspominają filmy akcji z lat dziewięćdziesiątych.

[1] Przy okazji – wiedzieliście, że drewniany „szkielet” stogu siana nazywa się ostrewką?