Beatrycze Nowicka Opowiadania

Śmierć nekromanty (recenzja, E)

Dorożką przez Vienne

Martha Wells, wyd. MAG

Druga powieść ze świata Ile-Rien

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Śmierć nekromanty” Marthy Wells jest jednym z nielicznych przykładów powieści fantasy, łączącej wyraziście nakreślony świat, klimat oraz wartką akcję.

O lekturze „Śmierci nekromanty” w dużej mierze zadecydował przypadek – przeczytałam jej recenzję wylosowaną z esensyjnych archiwaliów i przypomniałam sobie, że widziałam tę powieść w jednej z tanich księgarni, ba, nawet parokrotnie miałam ją w rękach, jednak tytuł i okładka regularnie zniechęcały mnie do zakupu. Wysoka ocena książki zachęciła mnie do lektury, teraz zaś mogę dodać własną pozytywną opinię.

Na długo przed tym, jak łotrzykowska fantasy stała się modna, Martha Wells napisała swoją powieść w konwencji awanturniczo-kryminalnej a bohaterami uczyniła grupę oszustów i złodziei. Nie są to jednak zwykli przestępcy – celem ich przywódcy, Nicolasa Valiarde, jest zemsta na hrabim Montesq, odpowiedzialnym za intrygę, w wyniku której przybrany ojciec młodzieńca został niesłusznie skazany na śmierć.

Akcja książki rozpoczyna się, gdy realizowane latami plany Nicolasa bliskie są uwieńczenia sukcesem. Zamiast opisywać, jak Valiarde buduje swoje zaplecze, zdobywa sojuszników i zarzuca sieci, autorka wrzuca czytelnika na głęboką wodę – wszystko jest już niemalże ukończone, bohater i jego towarzysze szykują się do ostatecznej rozgrywki, a ich przeszłość przedstawiona została jedynie w dość skąpych retrospekcjach. Myli się jednak ten, kto sądzi, że tematem „Śmierci nekromanty” będzie ostateczne pognębienie hrabiego Montesq. Owszem, ten wątek przewija się przez całą książkę, jednak fabuła dotyczy czegoś zupełnie innego: oto splot nieprzewidzianych okoliczności sprawia, że Nicolas musi odłożyć zemstę na później i połączyć siły z depczącym mu od dawna po piętach inspektorem Ronsarde oraz jego przyjacielem doktorem Halle.

Trzeba powiedzieć, że kreśląc fabułę Martha Wells tasuje karty, którymi już nieraz grano (choć większość z wątków, motywów i postaci bardziej kojarzy się z konwencjami innymi niż fantasy), jednakże czyni to z niezwykłym wdziękiem, który sprawia, że „Śmierć nekromanty” czyta się z niekłamaną przyjemnością. Kiedyś wspomniałam, że wartka akcja oraz kreacja świata znajdują się na dwóch szalach wagi i przeważnie udane przedstawienie jednego odbywa się kosztem drugiego. Tymczasem Wells udaje się osiągnąć idealną równowagę. Z jednej strony powieściowe uniwersum jest barwne i wyraziste, z drugiej zaś czytelnik ma wrażenie, że przez cały czas coś się dzieje. Co więcej, znalazło się także miejsce na barwnie nakreślone postaci. Sądzę, że tego rodzaju zręczności nie da się osiągnąć, stosując się do jakichkolwiek reguł – są one wyrazem literackiego talentu.

Wspomniałam o świecie powieści – autorka zdecydowała się na stosunkowo rzadko stosowane rozwiązanie, osadzając akcję w realiach umagicznionej dziewiętnastowiecznej Europy. Obraz Vienne i okolic budzi w czytelniku liczne skojarzenia – ogrody w stylu angielskim ze sztucznymi świątynkami i grotami, zdobione kolumnami pałace arystokracji, gwarne place i ulice, fontanny, dworce, kawiarnie, kabarety i teatry. Wizja Wells przykuwa uwagę dbałością o szczegóły – czy to w czynionych ze znawstwem realiów historycznych opisach wnętrz, czy też wtedy, gdy przedstawione zostaje życie vienneńskiej socjety – bale, seanse spirytystyczne, przedstawienia teatralne itp. W pamięć zapadła mi zwłaszcza scenka, w której na jednym z przyjęć pojawia się modny poeta z żoną i zapatrzoną w niego arystokratyczną kochanką. Choć oczywiście w „Śmierci nekromanty” nie zabraknie też odwiedzin w gorszych dzielnicach miasta, w kostnicy, więzieniu, kanałach, miejscach zbrodni, czy wreszcie katakumbach.

Przy tym powieść nie nudzi, chwilami odnosi się wręcz wrażenie, że akcja gna na łeb na szyję. Warto też zaznaczyć, że Wells dba o to, by wydarzenia, poszlaki, i tropy tworzyły spójną i przemyślaną całość.

Bohaterowie „Śmierci nekromanty” stanowią barwną zbieraninę – ponury i sarkastyczny Valiarde, który, choć tego nie przyznaje, polubił ryzyko związane z toczoną przez siebie grą, skompromitowany były żołnierz i zblazowany dżentelmen w jednym Reynard Morane, aktorka Madeline, milczący zazwyczaj Crack, czy pogrążający się w narkomanii wybitny czarodziej Arisilde Damal. Uwagę zwracają także postaci drugoplanowe – zwłaszcza charyzmatyczna młoda królowa. Żałuję jedynie, że jedna z nich (Madele) pojawia się na zbyt krótko, ponadto hrabia Montesq zasłużył na coś więcej niż akapit o tym, jaki to jest podły i demoniczny.

Co ciekawe, „Śmierć nekromanty” jest drugim (po „Trylogii Zimnego Ognia”) utworem, w którego przypadku nie odgadłabym po samym sposobie pisania, że został stworzony przez kobietę. Piszę to jako komplement – nie ma tu ckliwo-naiwnych rozważań bohaterek, jakie zdarzają się w słabszych książkach rozmaitych autorek. Powieść Wells oferuje czytelnikowi wciągającą akcję, toczącą się w klimatycznym uniwersum, z udziałem zgrabnie sportretowanych bohaterów. Jeśli ktoś ma ochotę na inteligentną i stylową rozrywkową fantasy, lektura nie powinna go zawieść.

„Śmierć nekromanty” wymieniana jest jako drugi tom cyklu „Ile-Rien”. Książką pierwszą jest wydany także w Polsce (tym razem przez Rebis) „Żywioł ognia”, którego akcja toczy się w tym samym uniwersum, ale który opowiada zamkniętą historię z innymi bohaterami. Nie miałam okazji przeczytać tej książki.