Beatrycze Nowicka Opowiadania

Honor złodzieja (recenzja, E)

Złodziej złodziejowi lisem

Douglas Hulick, wyd. Wydawnictwo Literackie

Pierwszy tom „Opowieści o Kamratach”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Debiut Douglasa Hulicka to sprawnie napisana i przemyślana fantastyka rozrywkowa. „Honor złodzieja” ma małe szanse, by zapisać się trwale w historii fantasy, ale może dostarczyć kilku godzin przyjemnej lektury.

Ostatnimi laty fantasy łotrzykowska przeżywa swój rozkwit, w czym zapewne znaczny udział ma sukces książek Scotta Lyncha. Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne cykle o oszustach, skrytobójcach i złodziejach. Oczywiście z jakością tych utworów bywa bardzo różnie. Szczęśliwie debiutancka powieść Hulicka pozytywnie mnie rozczarowała. „Honor złodzieja” miał być przystawką do trzeciego tomu Niecnych Dżentelmenów, a okazał się całkiem smakowitym pierwszym daniem.

Ponad dziesięcioletnia praca nad utworem przełożyła się na spójną i sensowną fabułę, stanowiącą zdecydowany atut powieści. Nakreślona na kartach „Honoru złodzieja” intryga jest interesująca i inteligentna, poczynania oraz motywacje postaci składają się w logiczną całość, a bohaterowie po pierwsze nie zachowują się jak idioci, po drugie zaś, będąc przestępcami, kierują się swoim własnym kodeksem, nie miewają też oporów przed zabijaniem, a już na pewno nie rozpatrują go w kategoriach etycznych.

Treść powieści stanowią rozgrywki pomiędzy gangami i szarymi eminencjami półświatka, w które wplątany zostaje główny bohater. W miarę rozwoju fabuły sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana i Drothe, bo tak nazywa się protagonista, nieraz staje w obliczu konfliktu lojalności. Obserwowanie gry, jaką prowadzi z silniejszymi od siebie, potrafi wciągnąć. Akcja toczy się wartko, strony „Honoru złodzieja” wypełniają walki, ucieczki, pościgi, zamachy, negocjacje i pojedynki. Powieść Hulicka zasługuje wręcz na miano osadzonego w realiach fantasy thrillera, jest przy tym chlubnym przykładem książki, której lekturze towarzyszy syndrom kolejnego rozdziału.

Niektórych kwestii można domyślić się wcześniej niż bohaterowie (sposób szyfrowania wiadomości na świstkach, sekret imperatora), jednak równie dużo rozwiązań zaskakuje. Przyznam, że zbliżając się do końca książki zastanawiałam się, czy Hulick zdoła wymyślić dla swojego bohatera sensowny sposób wykaraskania się z tarapatów. Uspokajam, że autorowi się to udało, choć może już samo zakończenie wydaje się nieco zbyt cukierkowe.

Jak to niestety bywa w każdej powieści pisanej z perspektywy głównego bohatera, Drothe zajmuje centralne miejsce, zaś pozostałe postaci muszą zadowolić się drugim planem. Początkowo protagonista „Honoru złodzieja” nie budził mojej szczególnej sympatii, niemniej z czasem można się było do niego przywiązać, trzeba mu też oddać, że faktycznie jest sprytny. Na uwagę zasługuje jego siostra, była kurtyzana, obecnie wdowa po baronie. Wątek relacji Drothe’a i Christiany jest interesujący – można mieć nadzieję, że zostanie rozwinięty w kolejnych częściach cyklu. Pozostałych nakreślono oszczędnie, choć wystarczająco. Od razu trzeba zaznaczyć, że Hulick nie obdarzył swoich bohaterów rozbudowanymi portretami psychologicznymi, jednak nie uważam tego za istotną wadę w powieści, w której liczy się przede wszystkim szybka akcja.

Podobnie świat przedstawiony nie został drobiazgowo opisany. Z początku Ildrekka wydaje się tylko plątaniną ulic, placów targowych i zaułków dość typowych dla standardowych realiów fantasy. Z czasem jednak zyskuje nieco własnego charakteru i czytelnik zaczyna mieć silniejsze poczucie otaczającego bohaterów świata. Więcej pracy autor włożył w opisywanie struktur przestępczych. Plus należy się także za obmyślenie podstaw teorii magii. Wzmianki na temat cesarskiego dworu, samego Imperatora oraz lokalnej religii budzą zaciekawienie i nadzieję, że w dalszych tomach kwestie te zostaną opisane dokładniej.

Styl Hulicka przez większość czasu pozostaje przezroczysty, czyta się go przyjemnie i bez zgrzytów. Z rzadka pojawiają się zdania i sformułowania, na których odciśnięte zostało bardziej indywidualne piętno: „większość budynków powstała znacznie później, ale zdarzało się, że późną nocą, w suterenach, które usiłowały uchodzić za piwnice winne, słyszałem głosy osiemsetletniej historii przeciekające przez kamienie w ścianach. Może miały w tym udział tanie roczniki wina i gęsty dym, ale nie wierzę, że tyle czasu i dusz może przeminąć, nie pozostawiając w murach jakiejś cząstki siebie” [1], „w lewej ręce trzymała świecznik z trzema pąkami płomieni wyrastającymi ze srebra i woskowych łodyżek”, „poranne słońce rozpanoszyło się nad miastem”, „morze miało zwyczaj walczyć z lądem o władzę nad niebem Ildrekki”, „padało coraz mocniej; brzuchate krople deszczu natychmiast przesiąkały przez każdy materiał”. Wypada pochwalić wyjątkowo staranną redakcję, która mogłaby posłużyć za przykład dla innych powieści fantastycznych. W kwestii tłumaczenia również nie mam uwag.

„Honor złodzieja” to przede wszystkim przykład sprawnego rzemiosła, nie aż tak błyskotliwego, jak książki Abercrombiego, jednak nie dającego powodów do narzekań. Nie jest to powieść, którą będę pamiętać po latach, jednak nie żałuję poświęconego na nią czasu i pieniędzy. Rzadko się zdarza, by okładkowa notka pochwalna (tu autorstwa Brenta Weeksa) okazała się prawdziwa, tym razem jednak tak właśnie się stało.

[1] Gwoli wyjaśnienia – Hulick jest z wykształcenia historykiem i odrobina jego pasji „przesączyła” się w bohatera, który między innymi w wolnych chwilach zgłębia stare dokumenty.