Beatrycze Nowicka Opowiadania

Nocny burmistrz (recenzja, E)

Londyńska litania

Kate Griffin, wyd. MAG

Drugi tom cyklu o Matthew Swifcie

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Nocny burmistrz”, czyli drugi tom cyklu o czarnoksiężniku Matthew Swifcie, autorstwa Kate Griffin nie jest już tak spektakularny, jak część pierwsza, ale powinien spodobać się tym, którym przypadło do gustu „Szaleństwo aniołów”.

Światło, ogień i miasto. A zatem – „Szaleństwo aniołów” było jak pokaz fajerwerków w Wianki. Trochę trzeba było poczekać, zanim się na dobre rozkręci, ale gdy już to nastąpiło, człowieka ogarniał podziw. W porównaniu z częścią pierwszą, „Nocny burmistrz” jest ogniskiem. Owszem, od czasu do czasu rozżarzy się i sypnie w niebo iskrami, jednak przeważnie płonie sobie spokojnie i dość regularnie częstuje kłębami dymu.

„Graffiti decorations, under the sky of dust/ A constant wave of tension on top of broken trust/ (…) Now I find myself in question/ They point the finger at me again/ Guilty by association/ You point the finger at me again (…)/ Paper bags and angry voices, under the sky of dust” (Linkin Park, „Runaway”)

Trudno byłoby sobie wyobrazić, „Nocnego burmistrza” jako realizację postulatu „więcej, szybciej, mocniej”, bo wtedy musiałby się składać chyba wyłącznie z ucieczek, pościgów i magicznych walk. Byłoby świetnie, gdyby część druga nie ustępowała „Szaleństwu aniołów”, jednak mało któremu pisarzowi fantastycznemu udaje się uniknąć pewnego wyczerpania pomysłów. To oczywiście nie oznacza, że Kate Griffin przestała wprowadzać nowe istoty i zaklęcia, choćby takie, jak widma-ziomale chwytane do butelek po piwie ze wsparciem krótkiej, acz treściwej inkantacji „Szacun!”, albo główny antagonista. Po prostu jest ich mniej, choć może też i czytelnik zdążył się już przyzwyczaić. Czasami pisarka sięga po rozwiązania stosowane wcześniej, choć widać, że jest tego w pełni świadoma, i np. kiedy Matthew próbuje po raz drugi ratować się pewnym zaklęciem, okazuje się ono nieskuteczne.

Fabuła „Nocnego burmistrza” wydaje mi się mniej rozbudowana. Wydarzenia opisywane w „Szaleństwie aniołów” były bardziej różnorodne, w tomie drugim jednak trochę za dużo jest jeżdżenia tam i z powrotem po Londynie. A to jest zawsze okazją do opisów miasta. Już wcześniej pisałam o upodobaniu Griffin do wyliczeń. Owszem, stanowią one pewien wyznacznik jej stylu, ale – zwłaszcza na początku powieści – to już jest przesada. Niekończące się listy nazw ulic, budynków, stacji, wymienianie co konkretnie znajduje się w każdej mijanej przez bohatera kamienicy, albo jakie samochody przejechały obok, najzwyczajniej w świecie nuży. Być może w odbiorze mieszkańca Londynu te szczególiki wprowadzają przyjemny smaczek – choćby możliwość wyobrażania sobie, jak to Matthew stoi na przystanku, na którym dany czytelnik codziennie wsiada w drodze do pracy. Pozostali jednak mogą się zniechęcić. Szczególnie, że czarnoksiężnik odwiedza głównie dzielnice na obrzeżach, które po pierwsze nie prezentują się zbyt okazale, po drugie bywają do siebie bardzo podobne. Są też podobne do mało reprezentacyjnych, zaniedbanych rejonów innych dużych miast. Bardziej syntetyczny sposób pisania byłby przyjemniejszy w lekturze. Bo jeśli ja, która uważam opisy za jedyną wartościową część sławetnego i traktowanego jako punkt odniesienia „Nad Niemnem”, chwilami miałam już serdecznie dość, to co powiedzieć o czytelnikach nie gustujących w tym elemencie literackiej kreacji. Sądzę, że skrócenie powieści wyszłoby jej na dobre, przydało wyrazistości.

Szczęśliwie po jakichś dwustu stronach akcja nabiera rumieńców i czytelnik zaczyna odczuwać emocjonalne zaangażowanie. Pomimo zniechęcającego początku „Nocny burmistrz” ma wiele zalet. Widać, że Kate Griffin stara się wprowadzać do fabuły bardziej oryginalne rozwiązania. Lubię też towarzyszące lekturze wrażenie obcowania z kimś inteligentnym, spostrzegawczym i obdarzonym poczuciem humoru. Tego ostatniego jest zresztą w „Nocnym burmistrzu” całkiem sporo. Jego źródłem są przede wszystkim dialogi, pełne ciętych ripost i popkulturowych nawiązań.

Skoro zaś mowa o nawiązaniach – w cyklu o Matthew Swifcie jest ich całkiem sporo – od bohaterów najzwyczajniej w świecie wspominających o filmach i książkach, przez sceny i pomysły w rodzaju tej z budką telefoniczną, aż po drobne smaczki, jak wyświetlane na pulpicie magicznie zhakowanego bankomatu słowo „shadowrun”. Wszystko to razem wzięte jest – obok intrygującej koncepcji magii, ciekawego pomysłu na bohatera oraz całej tej „londyńskości” – jednym z elementów nadających powieściom Griffin własny charakter. Wzmianki i inspiracje sprawiają, że cykl jest nowoczesny, zakorzeniony w „tu i teraz”. To odróżnia go od standardowej fantasy, najczęściej spoglądającej z nostalgią w przeszłość.

Na koniec kilka cytatów: „o tej porze magia snu nie sprawia trudności. Noc jest bardzo cicha, kroki brzmią głośno i smętnie, mieszkańcy albo zapadli w najgłębszy sen, albo dręczy ich bezsenność, pali samotność i wyobraźnia, płoną od cieni i dźwięków dziwnie wypaczonych pod nieobecność osłony dziennego zgiełku”, „w powietrzu unosiła się wibracja telefonów komórkowych oraz ciasna, stłamszona magia czarnych cieni i małych, grzechoczących nocą przedmiotów. Tego rodzaju moc sprzyja wzywaniu szczurów i przywoływaniu duchów, zakazanym zaklęciom rzucanym przez niedobrych ludzi, dla których życie jest jedynie sztuczką perspektywy”, „zimą wschód i zachód słońca nadchodzą niepostrzeżenie. Można zauważyć początki brzasku czy zapadającego zmierzchu, ale chwila, gdy słońce przekracza linię horyzontu (…) zawsze niknie gdzieś za budynkami, gdy jesteśmy zajęci rozmową. Wystarczy mrugnąć, żeby ją przeoczyć. Ziemia obraca się za szybko, by czekać na naszą uwagę”, „była północ w Londynie i czas w mieście płynął powoli, czy może miasto płynęło powoli w nim”, „wieczór zapalił światła za wielkimi szybami biur, pokrywając ściany miejskich wieżowców szalonymi geometrycznymi wzorami jasności i mroku” – albo inaczej na ten sam temat „zamknij oczy i będziesz mógł sobie wyobrazić, że okna biurowców patrzą na ciebie, tysiąc owadzich oczu wygląda z gmachów”. Już same tego rodzaju zdania, wyraz wrażliwości pisarki, głębi spojrzenia, sprawiają, że warto czytać jej powieści.