Beatrycze Nowicka Opowiadania

Hel3 (recenzja, E)

Kopiuj-wklej, nielegalna kaszanka i antypolskie spiski

Jarosław Grzędowicz, wyd. Fabryka Słów

Beatrycze Nowicka: 4/10

„Hel³” prędzej może spodobać się czytelnikom, którzy nie czytali innych utworów Grzędowicza – nie będą ich razić powtórki, ani nie zasmuci spadek formy w porównaniu z „Panem lodowego ogrodu”, czy „Księgą jesiennych demonów”.

Bohater Grzędowiczowski ma około trzydziestu lat. Czasem wydaje się nieco starszy, lecz nie można też określić go mianem mężczyzny w średnim wieku. W młodości miał kobietę, ta jednak zostawiła go, uzasadniając swą decyzję tym, że partner nie zapewniał jej poczucia bezpieczeństwa – przede wszystkim nie miał stałej, dobrze płatnej pracy, w której mógłby się piąć po szczeblach kariery. Po latach bohater wciąż wspomina swój pierwszy poważny związek z goryczą i rozżaleniem, ani o krok nie bliższy zrozumieniu kobiecego pragnienia stabilizacji. Sam nie zmienił swojego trybu życia. Jest outsiderem. Nienawidzi systemu, odgórnych regulacji, nakazów. Marzą mu się rubieże – czy to w zaświatach, czy w kosmosie. Pali dużo i często, postrzegając to jako symbol wolności rodem z reklam Malboro. Nie zauważa, że odczuwa ciągły przymus sięgania po papierosy/cygara/fajki itp. Lubi też wysokoprocentowe trunki, zwłaszcza śliwowicę. Dymek i alkohol to sposób na wszystko – na odpoczynek po ciężkim dniu, rozładowanie stresu, świętowanie zwycięstwa, pokrzepianie się po porażce, leczenie traumy, podejmowanie ważkich decyzji, zawieranie znajomości. W tym ostatnim zamiłowanie mężczyzny okazuje się bardzo przydatne, bo innych pozytywnych bohaterów poznać można po tym, że chętnie rozmawiają z nim nad pełną szklanicą i częstują wyrobami tytoniowymi. Ponadto bohater Grzędowiczowski nienawidzi zdrowego stylu życia (co jednak nie przeszkadza mu mieć niezłą kondycję), jest natomiast ogromnym wielbicielem wszelakiego mięsiwa. Miewa słabość do pojazdów (zwłaszcza takich, które w popkulturze symbolizują męskość) oraz broni. Z kobiet dostrzega te ładne i od pierwszego wejrzenia rozważa, czy z taką by się przespał. Jeśli jakaś mu się szczególnie spodoba, określa ją jako wręcz stworzoną pod jego gust i oczekiwania. Najczęściej jest to smukła brunetka o interesujących rysach twarzy. Na zakończenie trzeba dodać, że jest profesjonalistą w swoim zawodzie.

W powyższą charakterystykę można (lepiej lub gorzej) wpasować bohaterów powieści i opowiadań autora „Pana lodowego ogrodu”. Wśród nich Vuko wzbudzał najwięcej sympatii, pozostali wywołują jedynie mniej lub bardziej nużące uczucie deja vu. Norbert niestety także podziela powyższe cechy. Jeśli dodać do powyższej litanii informację o tym, że jest kimś w rodzaju dziennikarza, otrzymujemy pełen obraz. Czytając „Hel³” wspomniałam bohatera „Czasomierzy”, korespondenta wojennego – o ileż bardziej jego postać była zniuansowana. Grzędowicz nie bawi się w subtelności, nawet nie każe się Norbertowi głębiej zastanowić nad etyczną stroną jego pracy – czy naprawdę zaspokajanie ludzkiego pociągu do oglądania cudzych tragedii jest słuszne? Ot, czasem parę zdań na ten temat padnie, jednak bohater szybko uspokaja swoje sumienie. Zabawne, że okładka powieści świetnie oddaje tę postać – mężczyzna, w którego twarzy nie widać oczu, gdyż zasłania je znacznik nagrywania. Bo tym właśnie Norbert jest – rejestratorem, świadkiem wydarzeń. Z pozostałymi jest jeszcze gorzej, oni już w ogóle nie mają ni śladu osobowości, a oddział najemników to typowe red shirty. Brak przekonujących, ciekawych, budzących emocje postaci uważam za największą wadę „Helu³”.

Drugie podobieństwo z innymi utworami Grzędowicza, a zarazem wada tej książki, to publicystyczne zacięcie, które szczególnie wyraźnie widać było choćby w opowiadaniach „Farewell blues” i „Weekend w Spestreku”. Tutaj mamy bardzo zbliżony obraz – wiele kwestii się powtarza i kto czytał tomik pt. „Wypychacz zwierząt” nie znajdzie wiele nowego. Przy czym jest to tak nachalnie wykładane, że moja przekora sprawia, iż zaczynam zwracać się nawet przeciwko tym spośród prezentowanych poglądów, z którymi się zgadzam. Ponadto, nawet jeśli pojedyncze kwestie są sensownie (np. uwaga, że wprowadzenie podatku katastralnego zrujnuje wielu zwykłych ludzi), tak wszystkie razem układają się w mieszankę mocno groteskową. W niejednej antyutopii przedstawiano absurdalne zarządzenia władz tak, że czytelnik/widz czuł dreszcz. Tymczasem u Grzędowicza scena, gdzie bohaterowie spotykają się w nielegalnym lokalu po to, by jeść zakazaną kiełbasę, kaszankę oraz mięso z grilla, wywołują co najwyżej uśmieszek politowania. A te spiski… Z jednej strony autor wspomina, jak to Europa przyjęła postulaty „zrównoważonego rozwoju i dobrowolnego ubóstwa” i np. ogranicza zużycie paliw kopalnych, z drugiej zaś informuje, że dla Polski przewidziano rolę tępych konsumentów europejskich produktów. Poza tym „oni” ograniczają rozwój polskiej nauki, polskiej gospodarki, ba podejmują nawet bardziej bezpośrednie kroki przeciwko rodakom naszym. Zaś końcowy zwrot fabularny – gdybym nie znała innych utworów Grzędowicza, mogłabym pomyśleć, że miał on zmienić optykę i wskazać na to, że cały „Hel³” był satyrą na tego rodzaju myślenie. Inna sprawa, że przedstawiłam skróconą listę pomysłów osobie, którą mam za bardzo inteligentną, myśląc, że się ze mną zaśmieje, a tymczasem usłyszałam, że „to bardzo prawdopodobne”, tak, iż do dziś nie jestem pewna, co o tym myśleć. Na pewno „Hel³” stanowi dobrą listę frustracji współczesnych Polaków.

Poza Polską ukrzywdzoną pojawia się też Polska triumfująca iście po sienkiewiczowsku; choćby rozdział otwierający, gdzie nasi rodacy roznoszą w krwawy pył sporą gromadę muzułmańskich terrorystów [1]. Głównym jej obrazem jest program kosmiczny, finansowany przez polskiego milionera. Na burtach statków nie widnieje wprawdzie Jan Paweł II z mieczem ognistym jadący na tygrysie, ale jest blisko [2].

Ostatni poważny zarzut dotyczy fabuły, która została skonstruowana podobnie, jak w „Popiele i kurzu”, co oznacza, że najpierw przez pierwszą połowę rozwijane są pewne wątki, by potem zostały one zarzucone (może nie całkowicie, bo zakończenie sugeruje, że „Hel³” może doczekać się kontynuacji) i doszło do zmiany konwencji. Cały, w przybliżeniu „cyberpunkowy” obraz bliskiej przyszłości i historia informacji, w jakich posiadanie wszedł główny bohater, a które ściągnęły na jego głowę kłopoty, ustępują w pewnym momencie wyprawie dzielnych chłopców ze spluwami na Księżyc [3].

Powyższa tyrada jednoznacznie wskazuje, że – oględnie mówiąc – „Hel³” nie zyskał mojego uznania. Choć nie jest tak, że powieść nie ma żadnych zalet. Dobrze i dynamicznie wychodzi Grzędowiczowi relacjonowanie akcji. Niektóre sceny są naprawdę udane i budzą żywe emocje, jak choćby ta, w której bohater po tym, jak stracił swój odpowiednik smartfona, obserwuje po raz pierwszy „z zewnątrz” ludzi na lotnisku, zanurzonych w wirtualnym świecie, albo punkt kulminacyjny zabawy dla elit. Akcja biegnie dość wartko i nie zabrakło efektownych wydarzeń w rodzaju walki na powierzchni Księżyca.

Przyznam, że sięgając po „Hel³” spodziewałam się trochę polskiej odpowiedzi na „Lunę: nów” McDonalda. Szkoda tylko, iż po lekturze nasunęła mi się refleksja, że obie pozycje poza naszym satelitą oraz kwestią paliwa do zimnej fuzji łączy to, że autorzy powtarzają motywy znane z innych swoich książek i wypadli gorzej niż w poprzednich powieściach.

[1] I znów – nawet jeśli zżymam się na nieudolne reakcje na zamachy i żałosne frazesy o ubogacaniu kulturowym tudzież zrozumieniu dla ludzi, którzy stanowią zagrożenie dla cywilizacji (inna sprawa, że ta cywilizacja powoli chyli się ku upadkowi; tyle tylko, że wolałabym uniknąć sytuacji, w której zwali mi się ona na głowę), tak motyw muzułmańskich fanatyków religijnych wystarczyło wykorzystać raz.

[2] Nawiązuję tu do komediowego serialu czeskiego o wyścigu kosmicznym, gdzie takie właśnie godło zdobiło polski statek kosmiczny (https://www.youtube.com/watch?v=ZgNSs7Cy7nw). Przywołałam to w konkretnym celu – chodzi mi nie o kwestie religijności, tylko tego zadęcia narodowego. I od razu dodam, że w amerykańskiej SF też mnie ono bardzo drażni – jak kosmici, to lądują w Stanach, jeśli wrodzy, dzielny Jankes ich pokona itp. Znani mi pisarze brytyjscy i kanadyjscy jakoś nie przejawiają takich ciągot.

[3] I dobrze zgadłam, w księżycowych bazach też palą (choć raczej należałoby powiedzieć – wdychają, bo cyberetka to pewnie odpowiednik e-papierosa), bo to fajne chłopy są, morowe.

PS. Po latach dodam jeszcze, że pomysł z morderczymi szczepionkami okazał się w dodatku szkodliwy – być może Grzędowicz przyłożył rękę do kształtowania postawy antyszczepionkowej. Z uwag natury ogólnej – wciąż mnie zadziwia, że wielu ludzi palących i pijących alkohol, o których to środkach wiadomo od lat bardzo wielu i bez żadnych wątpliwości, że rujnują zdrowie, obawia się szczepionek.