Beatrycze Nowicka Opowiadania

Zawód wiedźma (recenzja, E)

Wakacje z wiedźmą

Olga Gromyko, wyd. Papierowy Księżyc

Pierwszy tom „Kronik Belorskich”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Jeśli ktoś nie miał wcześniej okazji zapoznać się z pierwszym tomem cyklu Olgi Gromyko o rudowłosej wiedźmie, może nadrobić zaległości dzięki niedawno wydanemu wznowieniu.

„Zawód: wiedźma” jest powieściowym debiutem Olgi Gromyko i czytając go nietrudno zrozumieć, dlaczego jego ciepłe przyjęcie umożliwiło białoruskiej pisarce kontynuację literackiej kariery. Wyraźnie widać w nim największe atuty prozy autorki „Wiernych wrogów”, to jest gawędziarski styl – lekki, ale nie pozbawiony charakteru, umiejętność kreacji budzących sympatię bohaterów oraz niewymuszony, a przy tym nie prostacki humor.

Żeby być szczerą, muszę tu napisać, że ani w kwestii kreacji świata, ani w rozwiązaniach fabularnych niczego szczególnie oryginalnego tu nie ma. Jednak sam sposób opowiedzenia historii okazuje się mieć dużo większe znaczenie, sprawia, że zamiast wybrzydzać, z przyjemnością przewraca się kolejne strony. Gromyko potrafi budować nastrój, pod jej piórem wdzięcznie prezentują się zarówno wymiany złośliwości, jak i urokliwe opisy przyrody. Za przykład niech posłuży kilka fragmentów służących nakreśleniu tła dla wydarzeń rozgrywających się nocą:

„Ciepła noc obsiała czarne pole nieba najlepszymi gwiazdami i cierpliwie orała je zębami nierównych obłoków.”

„Wąziutki, świeżo urodzony księżyc ćwiczył oświetlanie cichej ziemi. Wychodziło mu nie najlepiej, ale za to tajemniczo.”

„Bezchmurna noc rozpięła gwiezdne skrzydła nad śpiącą ziemią. Las dyszał mszystą wilgocią i chłodem, a nad stygnącą drogą unosił się ciepły opar.”

„Noc. Młodziutki księżyc. Miriady gwiazd jak okruszki wygryzionego do wąskiej skórki księżyca. Kałuże zarastają cieniutkim lodem. Wyją wiatr i wilki. Trzaskają gałęzie w przygasającym ognisku.”

I jeszcze jeden cytat, tym razem o deszczu, który „kropił leniwie, z namysłem i szelestem przeliczając liście.” Mało który autor parający się rozrywkową fantasy potrafi pisać tak ładnie.

Sięgając po „Zawód…”, obawiałam się, że główna bohaterka okaże się zbyt podobna do znanej mi z „Wiernych wrogów” Szeleny, w końcu obie są, najkrócej rzecz ujmując, charakternymi kobietami. Tak się jednak nie stało. Wolha Redna wyraźnie różni się od wilkołaczki – przede wszystkim jest młoda, więcej w niej energii, entuzjazmu, nie ma za to przychodzącej z wiekiem goryczy. Dziewczyna bywa też bardziej podatna na wpływy. Z drugiej strony, wiedźma różni się też od będącej w zbliżonym wieku Ryski z „Roku szczura” – nie jest tak prostoduszna i naiwna.

Gorzej wypadł natomiast przyszły wybranek Wolhy, niejaki Len, który został obdarowany nadmiarem cech pozytywnych – akurat w tym przypadku widać, że autorka wyrobiła się z czasem i w późniejszych powieściach bohaterowie bywają bardziej zniuansowani. A tak, w porównaniu z blond cud-młodzieńcem o wiele barwniej prezentuje się choćby pojawiający się w drugiej połowie książki troll Wal (choć ten raczej nie stanowiłby dobrego materiału na partnera).

Debiut Gromyko składa się z dwóch części, stanowiących osobne całości pod względem fabularnym. W pierwszej z nich Wolha zostaje wysłana z misją do państwa wampirów. Wiedźma ma wyjaśnić sprawę tajemniczych morderstw, jednak autorka zdecydowanie więcej miejsca poświęca opisom krainy oraz przedstawieniu więzi rodzącej się pomiędzy dziewczyną a jasnowłosym przystojniakiem. Wydaje mi się, że z tego względu pierwsza połowa „Zawodu…” ma znacznie większe szanse spodobać się czytelniczkom, niż czytelnikom. Warto jednak nadmienić, że dzięki dużej dozie humoru, a także temu, iż wyżej wzmiankowana więź póki co pozostaje przyjaźnią (mającą oczywiście szansę rozwinąć się w coś więcej), autorka nie popada w ckliwość. W części drugiej, której główny wątek stanowi wyprawa w celu odzyskania skradzionego miecza, akcja biegnie szybciej, a Gromyko skupia się na relacjonowaniu licznych perypetii trójki głównych postaci.

Całość prezentuje się naprawdę dobrze i czytelnik nie oczekujący nowatorstwa oraz epickiej opowieści o ratowaniu świata, za to mający nadzieję na miło spędzony czas w doborowym towarzystwie wesołych bohaterów, nie powinien poczuć się zawiedziony. Na pochwałę zasługuje też bardzo przyjemna dla oka oprawa graficzna. Pozostaje zatem życzyć, aby dalsze tomy cyklu (oraz inne książki Gromyko) ukazywały się w naszym kraju w rozsądnych odstępach czasu.