Beatrycze Nowicka Opowiadania

Śmierciowisko (recenzja, E)

Trawa porośnie twarze i imiona

Anna Głomb, wyd. Videograf

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Śmierciowisko” Anny Głomb to udany debiut, który może przypaść do gustu czytelnikom lubiącym starannie budowany klimat, wątki psychologiczne i mniej wyświechtane rozwiązania.

Wizyty w „taniej księgarni” bywają dla mnie okazją do zaopatrzenia się w książki młodych polskich autorów. Tak właśnie stało się w przypadku „Śmierciowiska”. Przyznam, że okładkowe zachwyty nastrajały mnie raczej nieufnie, podejrzliwie potraktowałam także entuzjastyczną recenzję Zofii Marduły z Esensji [1]. Były to jednak obawy nieuzasadnione. Debiut Anny Głomb okazał się powieścią bardzo przyzwoitą, zasługującą na to, by o niej przypomnieć.

„Śmierciowisko” powinno spodobać się czytelnikom lubiącym prozę nastrojową, refleksyjną, obfitującą w retrospekcje i rozbudowane opisy zarówno miejsc, jak i wewnętrznych przeżyć bohaterów. Z uwagi na wolno rozwijającą się akcję oraz relatywnie nieduży udział dialogów nie jest to książka, którą czyta się szybko, choć nie można też powiedzieć, by lektura była męcząca.

Pomysł na połączenie rozmaitych fantastycznych podkonwencji: postapo, horroru, fantasy i współczesnej baśni, zasługuje na pochwałę. Autorka zgrabnie splata motywy i wątki, potrafi sprawić, by poszczególne elementy pasowały do siebie i płynnie przechodziły jeden w drugi. Wizja świata po epidemii, na powrót porastającego puszczą, w której budzą się nadnaturalne moce, rzeczywiście jest niebanalna i przykuwa uwagę. Początkowo „Śmierciowisko” zdaje się zmierzać w stronę horroru – w zagubionej pośród lasów osadzie zamieszkałej przez ocalałych z zarazy w tajemniczy sposób zaczynają ginąć ludzie. Potem jednak wyraźnie wzrasta udział fantasy i książka Głomb staje się opowieścią o archetypach i mitach ożywających na gruzach upadłej cywilizacji.

Młoda autorka podąża śladem Roberta Holdstocka, który w „Lesie ożywionego mitu” opisał miejsce, gdzie materializowały się zbiorowe wyobrażenia ludzkości. Angielski pisarz był pierwszy, a jego wizja – bogatsza, niemniej pomysł nie został wyeksploatowany na tyle, by narzekać na to, że ktoś ponownie po niego sięgnął, zwłaszcza jeśli zrobił to ciekawie. Historia Holdstocka była w pewien sposób opowieścią „męską” – główny wątek dotyczył konfliktu pomiędzy braćmi pragnącymi tej samej kobiety. Głomb wykorzystuje koncepcję ucieleśnionych mitów i baśni, by opowiedzieć historię dojrzewającej dziewczyny. Chwilami podejście autorki nazbyt przypominało mi marną „Biegnącą z wilkami” [2], choć szczęśliwie polska debiutantka ustrzegła się uproszczonych i naiwnych rozwiązań. A skoro rzecz jest o archetypach, trudno uniknąć skojarzeń z twórczością Le Guin (w „Śmierciowisku” pojawia się motyw konfliktu z cieniem oraz jaskinie nawiedzone przez pradawne bóstwo). Punkt kulminacyjny powieści skojarzył mi się też z… twórczością Pratchetta, a konkretnie z pewną pamiętną sceną z „Łups!”. Wątki i klimaty baśniowe zostały w powieści Głomb zdecydowanie lepiej i ciekawiej rozegrane, niż choćby w obsypywanej ostatnio nagrodami „Wybranej” Naomi Novik.

Dodać trzeba, że „Śmierciowisko” zostało napisane bardzo przyzwoitym stylem. Wielu początkujących autorów ma tendencję do używania pretensjonalnych fraz, czego – przynajmniej w moim odczuciu – Annie Głomb udaje się uniknąć. Chwilami rzucają się w oczy łatwe do wyeliminowania powtórzenia, nie jest ich jednak na tyle dużo, by zaczęło to przeszkadzać. Autorka wplotła w narrację przemyślenia na temat pamięci, śmierci i relacji międzyludzkich. Pozwolę sobie zacytować klika fragmentów:

„Pamięć nie jest czymś, na co się zasługuje lub nie. Ona po prostu jest, siedzi w głowie, jak niespłacony dług, który mają żywi wobec tych, którzy są już martwi.”

„Powiedziałaby raczej, że szczęśliwe rodziny to zawsze obce rodziny, widziane z zewnątrz, pozwalające ogrzać się w swoim cieple i niewymagające niczego w zamian. Jak okna z zapalonymi światłami, obserwowane w nocy z ulicy.”

„Nad grobem, w którym każda z nich pochowała innego człowieka, jakby pamięć o tym, co było, mogła płatać figle i tworzyć dwa odrębne byty.”

„W dorosłości najgorsze jest to, że nigdy nie poznajemy chwili, kiedy się zaczyna.”

Czytając, odnosi się wrażenie, że to proza w pewnym sensie rozrachunkowa, bardzo osobista, przynajmniej w warstwie emocji i spostrzeżeń.

W powieści Głomb zastanawia kierunek, w którym rozwija się fabuła. Autorka zadała sobie sporo trudu, kreśląc portrety mieszkańców osady i przedstawiając wzajemne zależności między nimi, by potem sprowadzić główny wątek na zupełnie inne tory. Owszem, dzięki temu powieść może zaskoczyć, ale z drugiej strony ma się wrażenie, jakby utwór w pewien sposób „zdryfował”, rozpadał się na dwie osobne części. Spodziewałam się też, że bohaterka przeżyje gruntowną przemianę, dozna katharsis, a jednak tak się nie stało. Choć może to bardziej realistyczne rozwiązanie. Trzeba tu też nadmienić, że Dorota nie jest sympatyczną postacią – wymaga tego fabuła, jednak przez to „Śmierciowisko” może nie przypaść do gustu czytelnikom lubiącym czuć sympatię do protagonistów. Dziewczyna posiada niektóre stereotypowe wady kobiet – trudno jej podejmować decyzje, przez co pierwsza połowa książki pełna jest jej dywagacji, opisów zwlekania i irytującej bierności w obliczu nawarstwiających się problemów. Po początkowych rozdziałach, gdzie akcja rozwija się powoli, zakończenie wydaje się pośpieszne, nie w pełni wykorzystujące potencjał pomysłu.

Niezależnie od powyższych utyskiwań uważam debiut Anny Głomb za interesującą i wartościową lekturę. Byłoby szkoda, gdyby przepadła w zalewie fantastycznych premier.

[1] Gdy czytam tak pozytywne recenzje, zazwyczaj dochodzę do wniosku, że po prostu dana pozycja nadzwyczaj „wpasowała się” w gust recenzenta, przez co być może przymknął on oko na wady.

[2] W rzeczonej książce autorka, jak twierdzi, zanalizowała liczne baśnie pod kątem obrazu kobiety. Wiem, że brzmi to raczej zachęcająco, niemniej książka Clarissy Pinkoli Estes zawiera naciągane interpretacje i newage’owskie zacięcie spod znaku „odszukaj w sobie Dziką Kobietę” (a wszystko będzie cudownie).