Beatrycze Nowicka Opowiadania

Królewski smok (recenzja, E)

Gobelin z rycerzem, młodzieńcem i panną

Kate Elliott, wyd. Zysk i S-ka

Pierwszy tom cyklu „Korona gwiazd”

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Królewski smok” Kate Elliott to interesujące wprowadzenie do dobrego cyklu. Pierwszy tom „Korony gwiazd” zwraca uwagę przede wszystkim przekonującą wizją świata.

Okładkowe notki, zdobiące kolejne tomy „Korony gwiazd” sugerowały do bólu klasyczną fantasy o magicznych sierotach przeznaczenia, co nie skłaniało mnie do zainteresowania się cyklem Kate Elliott. Kilka miesięcy temu ukazały się jednak bardzo pochlebne recenzje i skuszona nimi zaopatrzyłam się w pierwszy tom. Jeszcze zanim skończyłam go czytać, wybrałam się na rundkę po księgarniach w celu skompletowania pozostałych dotychczas wydanych części, a miesiąc niedosypiania później mogę podzielić się wrażeniami z lektury. Czemu o tym wspominam? Ano dlatego, że rzadko zdarza mi się, by jakiś cykl wciągnął mnie do tego stopnia. Od czasu do czasu zaczynam się martwić, czy fantasy mi nie spowszedniała, nie straciła swego uroku bramy prowadzącej do innych światów. „Korona gwiazd” pozwoliła mi się przekonać, że tak się nie stało. Przyjemnie było znów poczuć tę najzwyczajniejszą w świecie ciekawość, co wydarzy się dalej.

Od razu należy zaznaczyć, że fundamenty cyklu Kate Elliott są jak najbardziej klasyczne: główni bohaterowie to nastoletnie sieroty (lub półsieroty), które okazują się predestynowane do wyższych celów. Pojawia się wątek wygnanej starożytnej rasy, najazdu innej, tym razem młodej i barbarzyńskiej, z północy, czy grożącego wszystkim kataklizmu. Akcja toczy się w odpowiedniku Europy [1]. Z drugiej strony można przypuszczać – a lektura dalszych tomów to potwierdza – że autorka rozegra wyżej wymienione motywy na swój własny sposób.

Również tradycyjnie, uniwersum cyklu jest quasi-średniowieczne. Tyle że dopiero „Korona gwiazd” uświadomiła mi, jak bardzo pretekstowe, a nierzadko liche były realia przedstawiane w wielu innych powieściach fantasy. W notkach umieszczonych w pierwszych dwóch tomach cyklu autorka wymienia szereg książek naukowych, jak i tekstów źródłowych, dziękuje za konsultacje siostrze, będącej historykiem, pisze też o swoim zainteresowaniu tym okresem dziejów. Rzetelna podbudowa i fascynacja pisarki wczesnym średniowieczem przyczyniły się do tego, że świat „Korony gwiazd” jest bogaty w szczegóły i smaczki, barwny i żywy. To nie są tylko elementy takie jak zamki, rycerze oraz karczmy – to spójne i przemyślane uniwersum ze swoją kulturą, religią i strukturą społeczeństwa. Podoba mi się, że Kate Elliott zadbała o wiarygodność. W świecie „Korony gwiazd” duża armia, zebrana by stoczyć walną bitwę, liczy około ośmiuset osób i wystawienie przez feudalnego pana kilkudziesięciu zbrojnych to już znaczne wsparcie. Aprowizacja takiej armii stanowi wyzwanie, podobnie król wraz ze swym dworem wędruje po podległych mu ziemiach, by nie wyczerpać nadmiernie zasobów. Większość budowli jest drewniana, podstawową formą umocnień są wały ziemne i palisady. Tylko bogatsi wojownicy mogą sobie pozwolić na posiadanie kolczugi (nikomu też nie przychodzi do głowy w niej pływać). Hełm, oszczep, nóż i watowana kurtka to już dobre wyposażenie. Żelazne narzędzia są cenne. Jedzenie do syta nie jest czymś oczywistym, a jednym z wyznaczników bycia możnym jest posiadanie nadmiaru pożywienia. Możliwość otrzymania resztek z pańskiego stołu to przywilej. Kate Elliott zwróciła nawet uwagę na taki drobiazg, jak to, że przypuszcza się, iż umiejętność czytania po cichu upowszechniła się dopiero w późniejszych epokach. Ważne jest też, że autorka postarała się, by mentalność bohaterów różniła się od nam współczesnej.

Bardzo istotnym elementem świata przedstawionego jest religia, będąca czynnikiem kształtującym kulturę i sposób myślenia. W wielu aspektach jest ona zbliżona do chrześcijaństwa – od zrębu dogmatów, do postaci świętych (wprost zaczerpniętych, bądź będących nawiązaniem do konkretnych postaci z historii chrześcijaństwa), czy tekstów religijnych, częściowo będących parafrazami fragmentów Biblii. Przypuszczam, że źródeł inspiracji było więcej – teza o bytach materialnych skażonych ciemnością kojarzy mi się bardziej z manicheizmem, choć z całą pewnością nie był on jedyną religią, w której pojawił się taki motyw. Podstawową różnicą jest wiara w dwójcę świętą, przy czym osobami Boga Jedności są Pan i Pani. Wiąże się to z brakiem dyskryminacji kobiet zarówno w samym kościele, jak i społeczeństwie (kwestie prawne i zwyczajowe). Znaczna rola religii w „Koronie gwiazd” nie ogranicza się tylko do władzy duchowieństwa i wpływu ideologii – w świecie stworzonym przez Elliott mają miejsce objawienia i cuda.

Na uwagę zasługuje także koncepcja magii, o tym jednak planuję napisać nieco później.

Jeśli chodzi o bohaterów, powiem, że protagoniści „Królewskiego smoka” na razie nie wypadają najlepiej. Mimo standardowego zabiegu, czyli ciężkiego doświadczania przez los, postać Liath nie budzi tyle sympatii, co powinna, zaś Alain jest poczciwym, jednak przede wszystkim dość mdłym chłopcem. Dość interesujący jest pojawiający się w drugiej połowie powieści półelf, bękart i dowódca królewskiej jazdy w jednym, książę Sanglant. Zdecydowanie lepiej udała się autorce kreacja bohaterów drugoplanowych. Fabuła powieści oparta została przede wszystkim na wątkach Alaina i Liath, choć pojawiają się także fragmenty poświęcone innym postaciom. Pozwalają one na ogląd wydarzeń z innej perspektywy, wprowadzenie potrzebnych informacji oraz rozpoczęcie nowych wątków.

Styl Kate Elliott jest bardzo przyjemny w lekturze, wyważony. Nie nazbyt kwiecisty, ale też wystarczająco barwny, by nadać światu przedstawionemu własny charakter, oddawać wygląd i klimat poszczególnych miejsc. Narracja autorki nie sprawia przy tym wrażenia przeładowanej opisami. Wydarzenia relacjonowane są zgrabnie, choć niektóre dialogi bywają nieco sztuczne.

Jeśli porównać „Królewskiego smoka” z takimi powieściami, jak również rozpoczynające cykle oparte na klasycznych motywach „Imię wiatru”, czy „Uczeń skrytobójcy”, widać, że Patrick Rothfuss i Robin Hobb postawili przede wszystkim na głównych bohaterów, podczas gdy Kate Elliott najwięcej pracy włożyła w świat i – już patrząc bardziej ogólnie – wielowątkową fabułę. Sądząc po popularności wyżej wymienionych utworów, postaci w większym stopniu decydują o sukcesie komercyjnym. Mnie jednak „Korona gwiazd” spodobała się bardziej, właśnie ze względu na uniwersum. Po kolejne tomy sięgnęłam w mniejszym stopniu po to, by dowiedzieć się, co spotka głównych bohaterów, ale by poznać losy całego świata.

[1] Na mapce umieszczonej z tyłu pierwszych trzech tomów tego jeszcze nie widać, ale już w dwóch następnych przedstawiono większy wycinek świata.