Beatrycze Nowicka Opowiadania

Pionek proroctwa (recenzja, E)

Fantasy dla początkujących

David Eddings, wyd. Prószyński i S-ka

Pierwszy tom cyklu „Belgariada”

Beatrycze Nowicka: 6,5/10

Uwaga: może i cykl wydaje się całkiem sympatycznymi książkami dla dzieci, jednak jego autor najwyraźniej sympatyczny nie był i to oględnie mówiąc (komentarz na końcu).

Muszę przyznać, że lektura prologu pierwszego tomu Belgariady wywołała we mnie nieledwie jęk rozpaczy – oto mamy boga, który stał się zły, klejnot o wielkiej mocy wprawiony w miecz wykuty z meteorytu i umocowany w kamieniu, starego czarnoksiężnika w służbie dobra oraz królewski ród strażników wyżej wzmiankowanego artefaktu. W rozdziale pierwszym pojawia się natomiast dorastający na położonej na uboczu farmie Garion, sierota ze znamieniem na dłoni, którego obserwuje mroczny jeździec. Dodajmy do tego jeszcze tradycyjną mapkę, gdzie znajdują się takie pobrzmiewające echami nazwy, jak chociażby Cthol Murgos czy Tol Honeth. Nietrudno zgadnąć, że w „Pionku proroctwa” zawiąże się drużyna, która wyruszy na wyprawę. Wśród jej członków poza dwoma magami, sierotą i prostym-a-porządnym-człowiekiem (jakieś nawiązania do Sama?), znajdą się także wojownik i łotrzyk. Z powyższej gromadki spora część okaże się potomkami arystokratycznych rodzin. W zasadzie trudno byłoby chyba wymienić, jakich motywów Eddings nie powiela [1] i spodziewałam się, że lektura „Pionka proroctwa” okaże się wyjątkowo nudna.

Trzeba jednak oddać autorowi, że potrafi on te zużyte pomysły sprzedać w przystępnej formie. Styl powieści jest lekki i potoczysty, akcja biegnie wartko, opisy są krótkie, lecz treściwe. Całość przesycona jest sympatyczną atmosferą – „Pionek proroctwa” to jedna z tych książek, podczas lektury której można odpocząć w świecie przyjemniejszym od naszego. Na plus należy także policzyć niewymuszony humor.

Najważniejsze jest jednak to, że Eddingsowi udały się postaci. Mimo że oparte na archetypach, mają w sobie to coś, co sprawia, że traktuje się je jak osoby a nie konstrukty myślowe. Można ich zwyczajnie polubić, a co za tym idzie, zainteresować się ich losem. Duża w tym zasługa zgrabnych dialogów. Spodobał mi się również nakreślony z wyczuciem portret nietypowej rodziny Gariona – autor nie tylko opisał bohaterów, ale też udanie przedstawił łączące ich uczucia, napięcia pomiędzy nimi i utarczki słowne.

Trochę może przeszkadzało mi, że Garion jak na swoje czternaście lat był nieco za potulny i ciągle dawał się zawojować starszym. Trzeba od razu zaznaczyć, że Podagra czarodziejka (wiem wiem, Polgara, ale Podagra tak jakoś mi pasuje) ma charakterek, a jej ojciec charyzmę. Niemniej to, że nastolatek dawał się przez większość czasu uciszać, zaganiać do pracy, tudzież wpędzać w poczucie winy, chwilami mnie irytowało. Do tego dochodziło wieczne skąpienie chłopakowi informacji – niby ważne jest, żeby nie odkryć przed czytelnikiem wszystkich kart od razu, jednak niestety zazwyczaj odbywa się to poprzez uporczywe odmawianie przez dorosłych udzielenia odpowiedzi magicznemu sierocie (w „Smoczym Tronie” Binabik przez większość książki częstował Simona gadkami w rodzaju „nie czas teraz na wyjaśnienia”, by na koniec okazało się, że nie miał nic specjalnego do powiedzenia, w „Pionku proroctwa” bohaterowie zasłaniają się tym, że ich wrogowie potrafią czytać w myślach). Ponadto czytelnik niemal od początku wie, kim jest Garion, więc trudno tu mówić o zagadce jego pochodzenia, a tylko można się wściec, że bohater traktowany jest jak dziecko (wyjąwszy jedną scenę, gdzie – zupełnie bez sensu – chłopak po raz pierwszy w życiu bierze udział w polowaniu na dziki i zostaje sam w lesie na drodze planowanej nagonki). Jest jednak bardzo prawdopodobne, że Eddings chciał przedstawić tak dobrze znaną każdemu dorastającemu dziecku frustrację spowodowaną podejściem dorosłych, którzy nieustannie wiedzą lepiej, co jest dla niego dobre. Jeśli tak, udało mu się to bardzo dobrze (wygląda na to, że jednak nie – zob. na koniec).

„Pionek proroctwa” można przede wszystkim polecić rówieśnikom głównego bohatera, zaczynającym przygodę z fantasy. Starzy wyjadacze nie znajdą w nim wiele nowego, choć mogą sięgnąć po powieść Eddingsa na fali nostalgii.

[1] Choć, żeby być skrupulatną, muszę dodać, że na początku lat osiemdziesiątych te motywy nie były aż tak wyeksploatowane, jak obecnie.

„Belgariada” liczy sobie pięć tomów, autor napisał jeszcze kolejny pięciotomowy cykl „Malloreon” oraz wraz z żoną kolejne trzy części. Wszystkie te książki ukazały się w Polsce, jednak losy Goriona oraz tego świata nie zainteresowały mnie na tyle, bym czytała dalej.

Już po śmierci autora do wiadomości opinii publicznej trafiła informacja, że Eddings wraz z żoną spędzili rok w więzieniu za znęcanie się nad adoptowanym synem. Prawa rodzicielskie im odebrano. Proces ten relacjonowały lokalne gazety, jednak gdy pisarska kariera Eddingsa zaczęła się rozwijać, nie wracano do tego.