Beatrycze Nowicka Opowiadania

Opowieści orsiniańskie (minirecenzja, E)

Ursula K. Le Guin, wyd. Prószyński i S-ka

Beatrycze Nowicka: 9/10

Po zbiór opowiadań Le Guin osadzonych w fikcyjnym państwie Orsinia sięgałam z dużą dozą nieufności, a to za sprawą również tam się rozgrywającej „Malafreny”, która, moim skromnym zdaniem, jest jedną z najbardziej nieudanych powieści amerykańskiej pisarki. Okazuje się jednak, że w krótkiej formie Le Guin poradziła sobie zdecydowanie lepiej, zarówno jeśli chodzi o styl, jak i konstrukcję fabuły.

Opowiadania orsiniańskie są praktycznie pozbawione wątków fantastycznych (tylko w jednym tekście wydarzenia można, ale nie trzeba zinterpretować jako działanie mocy nadprzyrodzonych) – to przede wszystkim utwory obyczajowe, rozgrywające się w różnych wiekach (ze zdecydowaną przewagą XIX i XX). Cechuje je typowy dla Le Guin nieco rozmyty sposób obrazowania i nostalgiczny klimat, literacka technika sfumato. W przeciwieństwie do „Morskiego traktu” więcej jest tutaj nadziei. Czasem Le Guin w kolejnym tekście podaje dalsze informacje dotyczące niektórych bohaterów i np. nagle na obraz dwójki młodych ludzi, spoglądających z nadzieją w przyszłość, nakłada się wzmianka o tym, że mężczyzna został ofiarą tłumienia rozruchów przez komunistyczne władze – jednak większość zakończeń nie jest pesymistyczna.

Tematem są przede wszystkim ludzkie losy, bardziej nawet poszczególne epizody – obrazy. Naukowiec odrzucający szansę ucieczki za Żelazną Kurtynę, dziewczyna, stopniowo zakochująca się w niewidomym weteranie, ubogi kompozytor, poświęcający swoją pasję dla sztuki, by zapewnić utrzymanie chorej psychicznie żonie i synkowi w przededniu drugiej wojny światowej, młodzi zakochani, snujący plany na przyszłość w cieniu śmierci bliskiego przyjaciela chłopaka i zarazem brata dziewczyny, zastrzelonego przez policję. Le Guin przedstawia wszystkie te osoby tak, jak ona to potrafi – trafnie i oszczędnie.

Teksty zebrane w zbiorku są po prostu mądre. Ale też zostały dobrze napisane – już po kilku zdaniach opisu otwierającego pierwsze opowiadanie wiedziałam, że akcja toczy się w ogrodach Wersalu, tak udanie przedstawiona została atmosfera tego miejsca. Pozwolę sobie na dwa cytaty: „Długa chmura po wschodniej stronie nieba powoli rozpłynęła się w różową mgiełkę, a potem nad krawędzią świata przechylił się brzeg słońca, niczym krawędź tygla z płynną stalą, wylewając blask dnia”, „Ma się tylko to, czym się jest”.

Osobiście uważam „Opowieści orsiniańskie” za jedną z najlepszych rzeczy, jakie wyszły spod pióra Le Guin.