Beatrycze Nowicka Opowiadania

Wieża Czat (recenzja, E)

Lesbojki i książę wygnaniec

Elizabeth A. Lynn, wyd. Solaris

Pierwszy tom trylogii „Kroniki Tornoru”

Beatrycze Nowicka: 4,5/10

Tak oto literówka podsunęła mi pomysł na tytuł, a wszystko za sprawą pary wojowniczych kobiet, o czym za chwilę. Do czasu lektury „Wieży Czat” sądziłam, że moda na nagradzanie pisanych przez autorki powieści, w których pojawiają się wątki związane z mniejszościami seksualnymi, to moda ostatnich lat. A jednak nie – pierwszy tom „Kronik Tornoru” został nagrodzony World Fantasy Award w 1980 roku.

W powieści tej jednymi z głównych bohaterek są kobiety, które uciekły z rodzinnych stron, by nauczyć się walczyć, wspólnie wędrować, decydować o swoim losie i zostać kochankami. Poza nimi do grona protagonistów zalicza się także książę, pozbawiony swojego dziedzictwa przez najeźdźców z Południa, a także były dowódca pałacowej straży o konserwatywnych poglądach. Jak w „Zapomnianych bestiach z Eldu” (też zresztą nagrodzonych wyżej wspomnianą nagrodą, tylko kilka lat wcześniej) irytowała mnie odmalowana tam konserwatywna wizja miejsca kobiety, tak w „Wieży Czat” dla odmiany drażniły wątki feministyczne. Włożona w usta bohaterki (w ramach nauczania eks-strażnika) krytyka tradycyjnego postrzegania roli kobiety jest nachalna. Do tego dochodzą opisy niegodziwych mężczyzn, dopuszczających się gwałtów, czy scena, w której wojowniczka kładzie na łopatki człowieka, kwestionującego jej prawo do dowodzenia. Nic tylko rączki zacierać z uciechy… Wisienką na torcie są zaś powtykane w dość losowych miejscach opisy budzących się w bohaterach żądz i uczuć. Szczególnie kuriozalny wydał mi się wtręt o tym, jak były strażnik podnieca się na widok półnagiego młodzieńca. Choć – jak śmiem przypuszczać – być może w tomach kolejnych ów tradycjonalista odkryje swoje odmienne preferencje, co zmusi go do rewizji poglądów. Krótko – pewne idee powinny wypływać z dzieła a nie być czytelnikowi wciskane. To nie publicystyka. I chociaż Jacqueline Carey bywa nazywana królową kiczu, jak do tej pory nie natknęłam się na autorkę rozrywkowej fantasy, która w kwestii seksualności, czy wątków silnych kobiet, choćby dobiła do jej poziomu.

Fabuła „Wieży Czat” jest prościutka – książę sierota ucieka z podbitych ziem, by pod koniec pomścić swego ojca i odbić rodzinną twierdzę. W tak zwanym międzyczasie młodzieniec przemierza krainę tam i z powrotem, a także przez czas pewien pomieszkuje w niewielkiej społeczności – choć odmalowanej w pozytywach mnie przypominającej sektę. Przewodzi im charyzmatyczny mężczyzna, nauczający o równowadze świata. Członkowie grupy wspólnie pracują, jeśli coś zarobią poza komuną, oddają przywódcy, poza tym uczą się walki oraz tańca.

Styl Lynn jest poprawny; czyta się to szybko i jest to główna zaleta. Światu przedstawionemu brakuje wyrazistości – owszem, bohaterowie jadą przez jakieś góry i równiny, mijają wioski i pagórki, jednak nie ma w tym nic zasługującego na pamięć. A przepraszam, wizja sali jadalnej na zamku z okienkiem do wydawania posiłków i odbierania brudnych naczyń nieodmiennie kojarzyła mi się ze szkolną stołówką. W kwestii fabuły – dziwi to, że zdobywca darował życie dziedzicowi pokonanego rodu, a zakończenie brzmi jak jeden wielki unik – nagle wychodzi na to, że zdolny dowódca daje się łatwo pokonać, przy tym nie rozpoznaje twarzy człowieka, którego widział miesiąc temu, zaś twierdze, przez wieki służące do odpierania wrogich najazdów, nie stawiają skutecznego oporu.

Jednym z nielicznych pozytywów jest to, iż autorka starała się nadać pewną niejednoznaczność moralną zarówno antagoniście, jak i ludziom odbijającym swoje ziemie z rąk najeźdźców. Niezły był także pomysł, by syn pokonanego władcy został przymuszony do pełnienia funkcji błazna. Tyle że taka koncepcja aż się prosi o pogłębienie, zastanowienie się nad przeżyciami bohatera. Tymczasem czytelnik poznaje księcia jedynie z zewnątrz, przez co potencjał tej postaci nie został wykorzystany.

Nie wiem, jak wyglądała sytuacja w czasie premiery, jednak po latach, „Wieża Czat” jawi się jako ledwie poprawna powieść fantasy, która wyparowuje z pamięci wkrótce po przeczytaniu, nie zachęcając do lektury tomów kolejnych.

PS. Okładka „Wieży czat” jest jedną z najpaskudniejszych, jakie w życiu widziałam. Na sam widok pragnie się schować tę książkę za szafę.

Po polsku ukazała się cała trylogia, jednak lektura części pierwszej nie zachęciła mnie do sięgnięcia po tomy kolejne.