Beatrycze Nowicka Opowiadania

Siódmy syn (recenzja, E)

Alvin to niezwykły chłopiec

Orson Scott Card, wyd. Prószyński i S-ka

Pierwszy tom cyklu o Alvinie Stwórcy

Beatrycze Nowicka: 6/10

Główny bohater tej książki jest niestety nazbyt podobny do Endera – również posiada wyjątkowe zdolności, wykorzystuje je jednak dla dobra innych, nie popada w samozachwyt i nie ma manii wielkości. Podobnie, jak najsłynniejsza postać stworzona przez Carda, Alvin wydaje się dojrzały jak na swój wiek, ma poczucie odpowiedzialności, jest też wspomniane, że w otaczających go ludziach (a przynajmniej w większości) budzi pozytywne emocje. Wprawdzie młody Wiggin był znacznie bardziej skryty, opanowany i raczej małomówny (co wynikało zapewne przede wszystkim z okoliczności, w jakich dorastał) jednak wydawał mi się ulepiony z tej samej gliny, co bohater cyklu rozpoczętego „Siódmym synem”. Natomiast Peggy w wydaniu starszym, podobnie jak Novinha z „Mówcy umarłych”, jest kobietą uchodzącą za zgryźliwą i trzymającą ludzi na dystans. To zaś, że Alvin jest siódmym synem siódmego syna skojarzyło mi się z Patience, z „Glizdawców”, którą nazywano siódmą siódmą siódmą córką.

Tym niemniej, nie można odmówić Cardowi tego, jak naturalnie przychodzi mu oddawanie sposobu myślenia chłopca i jak lekko, a przy tym barwnie, odmalowuje liczną rodzinę bohatera. Wszelkie scenki z udziałem Millerów wypadają wiarygodnie, dialogi brzmią gładko, czytelnik czuje łączącą postaci więź.

Orson Scott Card miał też bardzo dobry pomysł na świat – połączenie historii alternatywnej z działającą magią, a wszystko to w Ameryce Północnej w czasie kolonizacji. Dzięki temu historia Alvina wyróżnia się na tle opowieści o innych wybrańcach dorastających gdzieś na uboczu.

Spodobał mi się też wątek ojca, którego złe siły próbują zmusić do zabicia chłopca. Skojarzył mi się przypadek pewnej kobiety, odczuwającej przemożną chęć skrzywdzenia własnego dziecka, na który natknęłam się przypadkiem, przeglądając podręcznik do psychopatologii. W „Ksenocydzie” Card przedstawił postaci cierpiące na nerwicę natręctw, być może i w „Siódmym synu” inspirował się prawdziwymi schorzeniami. Oczywiście w przypadku ojca Alvina mordercze instynkty miały nadnaturalne źródło, jednak jego wątek może uświadomić czytelnikowi, że na świecie istnieją zwyczajnie chorzy ludzie, który każdego dnia toczą najtrudniejszą z walk – z samymi sobą. A ponieważ zazwyczaj toczą ją w tajemnicy nawet przed najbliższymi, ich wysiłek i zwycięstwa pozostają niezauważone i niezrozumiane.

Nie podobał mi się natomiast wielebny Thrower, ucieleśnienie złych cech kapłanów. Postać ta mnie po prostu nie przekonała w swoim przerysowaniu i zaślepieniu. Przyznam też, że w przypadku „Siódmego syna” książka ta jest bardzo odległa ideologicznie od moich własnych poglądów. Po pierwsze – mit założycielski – osadnicy, wynurzenia na temat powstającego narodu amerykańskiego, postrzeganie Ameryki jako miejsca, gdzie każdy może sobie wykroić kawałek ziemi, „dobrzy Indianie” nie zwracający się przeciwko przybyszom, za co kiedyś również mogą stać się częścią przyszłego cudownego kraju, „źli” zaś walczący z kolonistami. Niespecjalnie ciekawiły mnie też wątki religijne, choć wątpliwości Alvina w kwestiach wpajanej mu doktryny oraz reakcje otoczenia bywały bardzo zabawne.

Nierzadko też prezentowane poglądy czy postawy bohaterów wydawały mi się naiwne. Scenki w rodzaju tej, gdy Alvin przysięga poświęcić życie „by uczynić wszystko pełnym, dobrym i słusznym” raziły mnie swoim patosem. Zresztą, skoro Alvin był przez niektórych postrzegany nie jako cudowne dziecko, ale diabelski pomiot, ciekawsze byłoby nakreślenie tej postaci tak, by budziła choć cień wątpliwości. Ender był przynajmniej choć trochę niejednoznaczny. Dzieci nie są idealne i szlachetne – a jeśli się przy tym posiada takie umiejętności, jak główny bohater, można ich od czasu do czasu użyć dla kaprysu. Wtedy też „Siódmy syn” byłby powieścią o postaci, która do swojej mocy dorasta, a nie już niemal od samego początku jest wspaniała i dobra.

Niezależnie jednak od wyżej wymienionych zastrzeżeń, lektura „Siódmego syna” okazała się całkiem przyjemna. Mimo wyszczególnionych wyżej podobieństw powieść Carda stanowi pewną odmianę, jeśli odnieść ją do większości utworów fantasy. Dodam też, że również jest to pierwszy tom cyklu. Do tej pory nie doczekał się on zakończenia.

Wszystkie z dotychczas napisanych książek z serii o Alvinie zostały przetłumaczone na polski. Ja jednak nie poczułam się wystarczająco zainteresowana, by sięgnąć po tomy kolejne.