Beatrycze Nowicka Opowiadania

Wody głębokie jak niebo (recenzja, E)

Żarna niebios

Anna Brzezińska, wyd. Runa

Beatrycze Nowicka: 9/10

„Wody głębokie jak niebo” to barwny, misterny, renesansowy gobelin. Oto opowiadania tak piękne, jak okrutne i tak okrutne, jak piękne. Przy tym także oryginalne, bo połączenie inspiracji Italią sprzed wieków z magią, polegającą na pętaniu demonów przyzywanych z kolejnych sfer niebios, dało świat interesujący, wyjątkowy i kompletny.

Anna Brzezińska zasługuje na miano Anny Bezwzględnej, nie ma bowiem chyba bardziej bezlitosnego autora rodzimej fantastyki. Można by sądzić, że pisarzowi powinno choć trochę zależeć na stworzonych przez siebie bohaterach tak, że może czasem poświęcić niektórych, jednak przynajmniej część z nich obdarzy szczęśliwym zakończeniem. U Brzezińskiej (zwłaszcza w tym zbiorze) nie ma szczęśliwych zakończeń, a jeśli komuś udaje się osiągnąć swój cel, to zazwyczaj prędzej lub później gorzko tego pożałuje. Myślę, że uprawianie określonej gałęzi nauki zmienia osobę się nią zajmującą. Anna Brzezińska jest historykiem i może stąd wynika to spojrzenie z dystansu, gdzie indywidualne losy okazują się tylko drobnym elementem całości. Gdzie nie jest powiedziane, że czyjeś wieloletnie starania przyniosą pożądany efekt, gdzie niefortunne przypadki przekreślają czyjeś życie, gdzie nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość dziejowa, a ci, którzy dokonali czegoś znaczącego, nie mogą być pewni, że prawda o ich życiu i czynach przetrwa.

Odkąd pamiętam, jeden z motywów (częściej spotykałam się z nim w filmach) straszliwie mnie drażnił – mianowicie ten, gdy bohaterowie odkrywają na przykład starą bibliotekę, skarb, czy tajemnicze urządzenia lub ich plany, i albo wkrótce potem wydarza się jakaś katastrofa, albo sami protagoniści niszczą swoje znalezisko. Obraz unicestwianej wiedzy i zapominanych prawd był dla mnie zawsze bolesny. W „Wodach głębokich jak niebo” Brzezińska przedstawia kilka stuleci dziejów Półwyspu. W ich czasie powstają i upadają potęgi, a ponieważ historię opowiadają zwycięzcy, dawne wydarzenia i czyny osuwają się w niepamięć lub są haniebnie przekłamywane. Miasta-państwa Półwyspu wzrastają w siłę, kwitną, słabną i marnieją, podobnie dzieje się z magią tego świata. Zmiany te odzwierciedla charakter kolejnych historii, od pierwszej baśniowej, po ostatnią dość naturalistyczną.

Uroda stylu, obfitującego w charakterystyczne wyliczenia, malarskość wizji (scena, w której Sirocco kroczy przez rozpadającą się Brionię, grając na flecie, a uwalniające się demony wzlatują w niebo, jest jedną z najlepiej zapamiętanych przeze mnie scen literackich) i siła wywoływanych uczuć (co najmniej kilka razy zdarzyło mi się zapłakać nad fra Gioele, choć podczas ostatniej lektury opowiadania o nim doszłam do cynicznego wniosku, że jednak mógł uniknąć swojego losu na tej samej zasadzie, na jakiej Antygona mogła wykraść zwłoki brata i zakopać je ukradkiem, zamiast jak głupia wracać w to samo miejsce mimo postawionej straży) sprawiły, iż uznałam teksty z tego zbioru za jedne z najlepszych opowiadań fantasy, jakie znam.

Anna Brzezińska uderza w tony mitologiczno-tragiczne, opowiada o miłości i władzy, ambicji i zagładzie. Dotyczy to zwłaszcza pierwszych tekstów, bo już ostatnie są znacznie bardziej przyziemne i zamiast o potężnych magach opowiadają o ubogich ludziach, wiodących proste życie i cierpiących na inny sposób (co absolutnie nie oznacza, że cierpią mniej, lub że ich ból jest mniej ważny).

Dla porządku napiszę, że zbiór mieści siedem opowiadań, z czego pięć pojawiło się wcześniej na łamach czasopism (Science Fiction, Super Fantastyka Powieść, Nowa Fantastyka), a dwa („Jej cień”, „Filary nieba”) zostały napisane już na potrzeby zbioru. Przyznam, że akurat one spodobały mi się najmniej, podczas, gdy najbardziej przypadły mi do gustu „Róże dla Sirocco”, a najsilniejsze emocje wywołała „Śmierć czarnoksiężnika”. To pierwsze budzi we mnie skojarzenia z greckim mitem o kobiecie, która wyśniwszy proroczy sen, wyciągnęła z ognia i ukryła płonące polano – kto zna, ten zrozumie dlaczego, bo choć różny jest związek pomiędzy bohaterami, chodzi o ten sam wybór.

Pierwsze wydanie Runy opatrzono także nader udanymi ilustracjami. Jakiś czas temu ukazało się wznowienie w ramach kolekcji „Światy Równoległe” Wydawnictwa Literackiego. Również zachęcam, jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji przeczytać.

PS. Gdy wymyślałam tytuł recenzji, nie wiedziałam lub też nie pamiętałam, że istnieje książka o takim tytule. Nie jest to zatem zamierzone nawiązanie.