Beatrycze Nowicka Opowiadania

Piekło i szpada (minirecenzja, E)

Nie wierz nigdy kobiecie

Feliks W. Kres, wyd. MAG, Fabryka Słów

Beatrycze Nowicka: 9/10

Sześć opowiadań składających się na „Piekło i szpadę” pojawiło się najpierw w czasopismach – Feniksie i Nowej Fantastyce. Ja jednak zetknęłam się z nimi po raz pierwszy już w formie tomiku pożyczonego mi przez kolegę kilkanaście lat temu. Zbiór bardzo mi się spodobał i jakiś czas później kupiłam sobie własny, jednak po raz drugi przeczytałam go dopiero przed paroma dniami. Dlaczego o tym piszę? Przede wszystkim po to, by podkreślić, że ponowna lektura nie przyniosła rozczarowania. Co ważniejsze – zapamiętałam „Piekło i szpadę” jako rzecz oryginalną, a teraz, po latach, w czasie których przeczytałam kilkaset powieści fantastycznych i około stu zbiorów opowiadań, swoją opinię podtrzymuję. Co ciekawe, powieść pt. „Klejnot i wachlarz”, w której autor kontynuuje niektóre z wątków zadzierzgniętych w opowiadaniach, nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia. Jednak samo „Piekło i szpada” jest ze wszech miar godne uznania.

Mroczne moce, przeklęte artefakty i występni arystokraci pojawiali się w wielu innych utworach, ale Kres, korzystając z tych motywów, stworzył teksty jedyne w swoim rodzaju. Tym, co zwraca uwagę już na samym początku i co pozostaje w pamięci, jest niezwykły klimat zebranych opowieści, zawikłanych historii o mocy, miłości i zdradzie, których akcja rozgrywa się w świecie inspirowanym „naszym” XVII wiekiem. Ich bohaterowie nie są źli na modłę tych z najnowszej fantasy w wydaniu ponurym, gdzie autorzy nie omieszkują na każdym kroku podkreślać niegodziwości swoich postaci. Nie, oni po prostu są bezwzględni i egoistyczni. Kres zadbał o to, by poglądy i reakcje jego bohaterów odpowiadały epoce – szlachta przedstawiona na kartach „Piekła i szpady” zwraca baczną uwagę na konwenanse i formy, ceni sobie honor oraz więzy rodowe, natomiast życie ludzi z gminu uważa za tanie. Wrażenie odmienności realiów uwypukla udana, lekka stylizacja językowa tekstu.

Na pochwałę zasługuje także nietypowa konstrukcja fabuły. Kres nie bawi się we wprowadzenia, przedstawia czytelnikowi właściwie same punkty kulminacyjne swoich historii, prowadzące do nich wydarzenia i motywy postaci prezentując jedynie w rozsądnie, a czasem wręcz oszczędnie dawkowanych retrospekcjach i wyjaśnieniach. Gra z oczekiwaniami odbiorcy, wybierając niespodziewane zakończenia, a w przypadku opowiadań o arystokratach z Valaquet snuje skomplikowane fabuły, splata węzły sprzecznych interesów, intryg i namiętności. Poszczególne opowiadania łączą się ze sobą poprzez niektóre wątki i postaci, choć nie są to związki ścisłe, a pisarz pozostawił wiele zagadek i niedopowiedzeń. Nasunęło mi się skojarzenie z barokowym obrazem, którego autor wykorzystał technikę chiaroscuro. Jaskrawo oświetlone fragmenty wyłaniają się z mroku, jednak większość płótna tonie w ciemnych barwach.

Moim ulubionym utworem z tego zbioru pozostaje „Bez słońca (Sen o miłości i śniegu)” – i jeśli na hasło „miłość” ktoś obawia się tekstu ckliwego i sentymentalnego, śpieszę z zapewnieniem, że u Kresa tak nie jest. Bardzo zdecydowanie polecam, warto poszukać!

Jeśli chodzi o to uniwersum, jak do tej pory, poza zbiorem opowiadań, ukazały się jeszcze powieści – wspomniany przeze mnie „Klejnot i wachlarz” oraz „Strażniczka istnień”, której wciąż nie przeczytałam.