Beatrycze Nowicka Opowiadania

Imperium Czerni i Złota (recenzja, E)

Kampania os rozpoczęta

Adrian Czajkowski, wyd. Rebis

Pierwszy tom cyklu „Cienie pojętnych”

Beatrycze Nowicka: 6,5/10

„Imperium Czerni i Złota” zwraca uwagę interesującym i niebanalnym światem przedstawionym. Niestety, debiutującemu autorowi brakuje nieco czysto pisarskich umiejętności.

O cyklu „Cienie pojętnych” Adriana Czajkowskiego [1] pisano wiele dobrego, korzystając zatem z większej ilości wolnego czasu, sięgnęłam po „Imperium Czerni i Złota”. Przyznaję, że powieść wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Widać bowiem wyraźny rozdźwięk pomiędzy stroną koncepcyjną a warsztatem autora. Ten ostatni nie jest może bardzo zły, jednak zdecydowanie osłabia siłę oddziaływania pomysłów.

Na największą uwagę w powieści zasługują wymyślone przez autora rasy oraz zgrabne połączenie magii i technologii. Inaczej, niż w większości utworów fantasy, Czajkowski nie wprowadził po raz kolejny elfów, czy krasnoludów. Tworząc swoje rasy, zdecydował się na połączenie człekokształtnego wyglądu oraz owadzich cech czy umiejętności [2], co wypadło oryginalnie i wbrew moim początkowym obawom całkiem spójnie. Dzięki temu zabiegowi autor nie tylko wyróżnił się na tle innych, ale też zapewnił różnorodność, która jednocześnie nie nuży. O ile np. w przypadku „Smoczej drogi” Abrahama, ras było mnóstwo, ale przedstawione one zostały nader skąpo, Czajkowski nie musi poświęcać na opisy wiele miejsca. Hasła modliszki, żuki, ważki, czy ćmy [3] oraz kilka słów opisu wystarczy, by wzbudzić w czytelniku określone skojarzenia. Chociaż oczywiście pewne paralele z „klasycznymi” rasami od czasu do czasu się nasuwają.

Poza wyglądem poszczególne rodzaje „owadoludzi” dysponują także specyficznymi umiejętnościami – tu nazywanymi sztuką. Pozwala ona np. wyczarować sobie skrzydła lub dodatkowe ostrza wysuwane na podobieństwo szponów Wolverine’a, wpłynąć na cudzy umysł, cisnąć ładunkiem energii itp. Bardzo to wszystko RPGowe i nieraz zdarzało mi się pomyśleć, że oparty na pomysłach Czajkowskiego system miałby ogromny potencjał.

Żeby było ciekawiej, rasy owadopodobnych dzielą się na starsze i młodsze (te ostatnie to właśnie tytułowi Pojętni). Ci pierwsi, poza wspomnianą wyżej sztuką posiadają dodatkowe moce [4] – potrafią zaglądać w przyszłość, czy zmieniać kształt. Nie posiadają natomiast kompletnie smykałki do techniki, którą dysponują Pojętni (dla odmiany ślepi na paranormalne możliwości starszych).

Świat Czajkowskiego jest zatem światem, gdzie magia i technologia istnieją, choć są w pewien sposób rozłączne – obok feudalnego królestwa zamieszkanego przez niepojętnych ważców, znajdują się miasta doby rewolucji przemysłowej. W powieści pojawiają się różnego rodzaju gadżety – pojazdy latające, kroczące roboty, aż po silniki elektryczne, czy broń pneumatyczną. Wszystko to przekłada się na działania wojenne – walki toczone są na lądzie i w powietrzu, a w ich trakcie używa się bomb, granatów, pojazdów opancerzonych itp. Całość prezentuje się bardzo świeżo i oryginalnie.

W przypadku fabuły jest nieco bardziej typowo – oto na krańcu mapy istnieje tytułowe imperium, którego ekspansywna polityka zagraża miastom-państwom Nizin. Przynajmniej nie ma tu jakiegoś Czarnego Władcy, chociaż niektóre opisy są cokolwiek kiczowate. Byłoby lepiej, gdyby Czajkowski spróbował pokazać czytelnikowi, dlaczego imperium jest „złe”, a nie częstował go zdaniami w rodzaju „ich żołnierze byli jednak zbyt pijani krwią”. Państwo os wzorowane jest po części na nazistach (widać to np. w scenie, w której jego „jasnowłosi i urodziwi” przedstawiciele biorą udział w olimpiadzie, do tego można dodać kult rasy, przestawienie gospodarki na produkcję wojskową, strategię, niektóre z niemiecka brzmiące imiona, jak generał Reiner, oraz fakt, że mieszkańcy Nizin nie dostrzegają zagrożenia ze strony nowych sąsiadów), a po części na Imperium Rzymskim (niewolnictwo, kara ukrzyżowania) [5]. Poczynania głównych bohaterów mają na celu (przynajmniej długofalowym) pokrzyżowanie planów agresorów. Trzeba przyznać, że poza początkiem, gdzie Czajkowski próbuje nakreślić tło, co niestety często czyni w formie monologów postaci, akcja toczy się wartko. „Imperium Czerni i Złota” to przede wszystkim powieść przygodowa, obfitująca w ucieczki, pościgi, potyczki, szukanie sojuszników, czy rozgrywki szpiegów. Autor przedstawia fabułę poprawnie. Jego powieść nie nudzi, ale też nie mogę powiedzieć, bym zarywała noce, nie mogąc się doczekać, co dalej.

Za powyższy odbiór w znacznej mierze odpowiada nieumiejętna kreacja bohaterów [6]. I znów – same pomysły na postaci, archetypy, na których zostały oparte, ich motywy, czy przeszłość często są całkiem dobre. Znakomity szermierz, rozdarty konfliktem pomiędzy wiernością tradycji swego ludu a własnymi uczuciami, dziewczyna, usiłująca udowodnić innym swoją wartość, jej przybrana siostra, w której budzi się warunkowana dziedzictwem krwi żądza mordu, adept sztuki magicznej, należący do podupadłej rasy, wysyłającej swoich młodych na śmierć za przegraną sprawę, książę pokonanego narodu, na co dzień przywdziewający maskę zblazowanego arystokraty, fanatycznie lojalny agent os, walczący z rodzącym się weń zwątpieniem. Przykłady można mnożyć – wymienione pokrótce każą się spodziewać ciekawych postaci. Tymczasem, realizacja autorskich zamierzeń wygląda blado. Potencjał koncepcji został zaprzepaszczony. Bohaterowie Czajkowskiego po prostu nie budzą w czytelniku uczuć a to jest ogromna wada – zwłaszcza, jeśli ma się do czynienia z wielotomowym cyklem. Jedna z najważniejszych postaci – niejaki Stenwold Maker – jest kompletnie bezbarwny. Jego młodzi podopieczni zapowiadają się ciekawie, ale nie mają okazji się rozwinąć (kilka odrobinę barwniejszych dialogów przypadło jedynie Che). Osobiście nieco polubiłam Achaeosa, ale bardziej ze względu na typ, na jakim został oparty, niż to, jak został poprowadzony.

Jeśli chodzi o styl autora, nie ma fajerwerków, ale też bardzo niewiele jest potknięć. Tłumacz zalicza wpadki i niefortunne wyrażenia, pojawiają się także literówki. Niemniej nie wpływa to znacząco na odbiór całości.

Z pewnością można wskazać w „Imperium Czerni i Złota” wiele elementów, które mogły wypaść lepiej, jednakże powieść stanowi ciekawą zapowiedź. Jak na debiut nie wypada źle, co rodzi nadzieję na to, że kolejne części okażą się lepsze.

[1] Pozwolę sobie na pisownię zgodną z wolą autora, który chętnie przyznaje się do polskich korzeni. Przy okazji dodam, że o ile mogę jeszcze zrozumieć, dlaczego anglojęzyczni wydawcy zdecydowali się na zapis „Tchaikovsky”, to nie pojmuję, czemu tak samo postąpił wydawca polski.

[2] Gwoli ścisłości, w powieści występują także pajęczakopodobni, a w drugim tomie pojawia się wzmianka o „ślimakowcach”.

[3] Nazwy ćmy-ciemce, żuki-żukowce, osy-osowce stosowane są wymiennie.

[4] W świecie Czajkowskiego tylko one nazywane są magią.

[5] Z kolei przeszłość imperium, czyli to, że zaczynali jako stepowi koczownicy, budzi skojarzenia z Czyngis-Chanem.

[6] Z początku sądziłam, że to ja wybrzydzam, jednak lektura cudzych recenzji wskazuje na to, że inni również mieli podobne odczucia. Choć podobno w dalszych tomach jest lepiej. Poczytamy, zobaczymy.