Beatrycze Nowicka Opowiadania

Historia naturalna smoków (recenzja, E)

Jak wypreparować smoka

Marie Brennan, wyd. Zysk i S-ka

Tom pierwszy cyklu „Pamiętnik lady Trent”

Beatrycze Nowicka: 6,5/10

„Historia naturalna smoków”, czyli pierwszy tom cyklu o badaczce Izabeli Trent autorstwa Marie Brennan zwraca uwagę zgrabną formą i połączeniem inspiracji wiktoriańską Anglią z motywem tytułowych istot.

W fantastyce zawsze bardzo cenię sobie świeże podejście – w przypadku „Historii naturalnej smoków” na pochwałę zasługuje wykorzystanie w odmienny niż zwykle sposób tak przecież ogranego motywu tytułowego. W powieściowym uniwersum istoty te nie są magiczne ani mityczne – to po prostu zróżnicowana grupa zwierząt (choć wciąż posiadają typowe „smocze umiejętności”, jak zianie – w zależności od gatunku różnymi substancjami – czy latanie). Głównym tematem zaś są losy kobiety, która sprzeciwiając się konwenansom epoki, wzorowanej na naszym wieku dziewiętnastym, marzyła o karierze naukowej i poświęciła swoje życie realizacji przyrodniczej pasji.

Marie Brennan zdecydowała się nadać swojej powieści formę pamiętnika, spisywanego po latach przez główną bohaterkę. Zamierzenie to zostało zrealizowane z dużym wdziękiem dzięki lekkiemu pióru autorki i udanej stylizacji. Kluczowym słowem jest tu umiar – język i sposób wypowiedzi sprawiają, że nad „Historią naturalną…” unosi się duch epoki, a jednocześnie powieść czyta się lekko i potoczyście. Humor i dystans do siebie, jakie przejawia narratorka, zjednują jej sympatię czytelnika. Oto kilka przykładów:

„Patrzyłam na ojca jak na pomniejsze pogańskie bóstwo, szczerze pragnąc jego przychylności, lecz nigdy nie mając pewności, jak je ubłagać.”

„Polowanie na małżonka jest zajęciem równie godnym, co łowy na lisa lub polowanie z sokołem, chociaż oręż i osoby dramatu są odmienne.”

„Za cel wyprawy wybraliśmy najbliższe i najbardziej odosobnione ze smoczych legowisk (…) mając nadzieję, że zakłócimy spokój tylko jednej bestii. (Wprawdzie mogliśmy wiele się dowiedzieć obserwując trzy lub cztery skalne żmije atakujące nas jednocześnie, ale obawiałam się, że dziesięć minut później informacje te byłyby stracone dla nauki).”

Brennan udała się też kolejna istotna rzecz, z którą większość autorów piszących fantastykę osadzoną w realiach inspirowanych naszą przeszłością ma problem – mianowicie mentalność jej bohaterów wyraźnie różni się od współczesnej. Chyba najbardziej uderzyło mnie to w jednym z pierwszych rozdziałów, gdzie bohaterka mimochodem stwierdza, że mąż przestał sypiać z nią w jednym pokoju po tym, jak poroniła, żeby „[jej] niepokój mu nie przeszkadzał”. Na podstawie samego tego zdania można by wyrobić sobie o małżonku lady Trent negatywną opinię, a tymczasem Jacob jest człowiekiem porządnym, jak na tamte czasy otwartym i naprawdę zależy mu na żonie, możliwe nawet, że kocha ją bardziej, niż ona jego.

W „Historii naturalnej smoków” ważny jest watek feministyczny, czyli dążenia Izabeli do tego, by żyć własnym życiem i spełniać się w roli badaczki. Na uwagę zasługuje jednak to, że autorka w żadnym razie nie demonizuje mężczyzn. Oczywiście, że docenia się upór bohaterki, ale i ona sama, i czytelnik zdają sobie sprawę, że rozwijanie zainteresowań umożliwili jej przychylnie nastawieni mężczyźni – podróżnik i mecenas lord Hilford, mąż, ojciec, czy – w dzieciństwie – brat. W zasadzie należałoby zauważyć, że najwięcej starań mających na celu przykrojenie Izabeli do społecznych norm czyniła jej matka. Warto pochwalić też wątek małżeństwa lady Trent. Przyjacielska relacja łącząca Izabelę i Jacoba jest bardziej oryginalna od natchnionych uniesień wielu innych bohaterek fantastyki pisanej przez kobiety.

Tutaj muszę podkreślić, że „Historia…” nie jest powieścią obyczajową, a przygodową i zdecydowaną większość stanowi opis pierwszej wyprawy, w której wzięła udział lady Trent. W tym wątku nie ma jakichś szczególnych zaskoczeń – bohaterowie wyjeżdżają do innego kraju i tam prowadzą badania na modłę dziewiętnastowiecznych przyrodników (czyli przede wszystkim zdobyć okaz, narysować go, a najlepiej zakonserwować, co akurat w tym przypadku jest utrudnione, gdyż smocze zwłoki są nietrwałe), przypadkiem wpadają też na trop lokalnych machlojek, co sprowadza na ich głowę kłopoty. Przyznam, że z większym zainteresowaniem czytałam o dzieciństwie bohaterki, w wątku wyprawy czegoś mi zabrakło, żeby wzbudziła ona głębsze emocje i naprawdę wciągnęła.

Tym niemniej doceniam zarówno styl Brennan, jak i pomysł, na którym oparto tę powieść.

Na naszym rynku ukazało się już pięć tomów „Pamiętnika…”. W oryginale ukazała się część szósta, opowiadająca o losach wnuczki lady Trent. Choć podczas lektury tom pierwszy nawet dosyć mi się spodobał, to jednak nie wciągnęło mnie na tyle, bym zaopatrzyła się w części kolejne.