Beatrycze Nowicka Opowiadania

Moja żona wiedźma (minirecenzja, E)

Andriej Bielanin, wyd. Fabryka Słów

Beatrycze Nowicka: 3,5/10

Znając tak udane pozycje należące do fantasy humorystycznej zza wschodniej granicy, jak „Wierni wrogowie” czy „Jesienne ognie”, sięgnęłam po „Moją żonę wiedźmę” w nadziei na coś równie zabawnego. Niestety, powieść Bielanina okazała się niedelikatnie pisząc marna. Kuleją wszystkie elementy: miejscami toporny styl („odwieczna wrogość, rywalizacja, rodowa zemsta – wszystko, co wypłynęło z głębi pamięci genetycznej, wybuchło wściekłym ogniem pradawnej nienawiści”), wysilony humor, chaotyczna i nieciekawa fabuła, wreszcie bohaterowie, w zasadzie ledwo zasługujący na to, by określać ich tym mianem.

Protagonistą i zarazem narratorem powieści jest poeta Siergiej Aleksandrowicz, mąż wiedźmy. Owa wiedźma nagle znika, a wkrótce potem poetę odwiedzają anioł i diabeł, którzy oferują pomoc w odnalezieniu małżonki. W tymże szlachetnym celu bohater udaje się na wyprawę do innych światów. Te zostały naszkicowane pobieżnie, nieprzekonująco i umownie. Fabuła składa się z serii epizodów – Siergiej trafia w jakieś miejsce, spotyka żonę, czasem ją ratuje, czasem to ona ratuje jego, potem coś ich rozdziela i całość się powtarza. Niezbyt to składne, a chwilami rozwiązania fabularne wydają się wręcz głupie. Tytułowa żona wiedźma niby jest potężna, ale w zasadzie jej rola ogranicza się do wykrzykiwania zdań w rodzaju „Sieriożeńka mój jedyny! Najukochańszy! Ratuj!/Wiedziałam, że mnie uratujesz!”. Z kolei narrator nieustannie zapewnia o swoich uczuciach do Nataszy. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o częstotliwość, z jaką bohaterowie zapewniają się kwieciście o swoich uczuciach, prawią komplementy i padają sobie w objęcia, „Moja żona wiedźma” przewyższa „Zmierzch” przynajmniej trzykrotnie. Za którymś kolejnym „Sieriożeńką najmilejszym” albo „Czy wspominałem już, że kocham żonę”, czytelnik ma ochotę udusić szczęśliwych małżonków.

Wydaje się, że Bielanin pragnął błysnąć popkulturowymi nawiązaniami, ale nie wypadło to odpowiednio potoczyście. Utarczki pomiędzy aniołem a diabłem bywają śmieszne, jednak rzadziej niż powinny, a w zamierzeniu komiczne przykłady krasomówstwa bohatera nie są szczególnie zabawne. A skoro już o Siergieju – jego talent jest tak znakomity, że w innych światach utwory poety mają moc zaklęć i mąż wiedźmy okazuje się potężnym magiem. A oto przykład tej znamienitej poezji, tak wybitnej, że aż obdarzonej mocą sprawczą: „Może zaśpiewać pieśń miłości pragnie/ o ukochanej, co w oczach ma żagwie/ a loki barwy letnich pól i zorzy? Rycerz-poeta takie rymy tworzy”, „Czuję ten straszny, groźny, czarny dar/ całą wściekłością zwęglonego mózgu./ Rwałem żyły zębami, lecz okrutny żar/ mojej krwi obojętny stał się nagle gwiazdom”, „Co ja ze sobą zrobię/ w jawnej pokusie niepojmowania (…) Skończył się czas człowieka bezsilnego/ trzeba się trzymać prosto i dumnie/ Moja świątynio, przyjmij mnie szarego…/ nie z plusem, z minusem,/ lecz znakiem równości.”

Wydaje się, że tłumacz też się nie popisał, bo gdy w pewnym momencie Siergiej wyjaśnia, czym jest poezja (wedle autora: główną cechą jest to, że powinna mieć rymy) i podaje przykłady współbrzmień, pada np. „płochy-epoka”, podczas gdy może należałoby znaleźć jakieś inne słowa, zamiast przekładać dokładnie. Owszem, „Moją żonę wiedźmę” da się czytać. Ale raczej nie warto.