Beatrycze Nowicka Opowiadania

Pół króla (recenzja, E)

Yarvi, królewicz gettlandzki

Joe Abercrombie, wyd. Rebis

Tom pierwszy cyklu „Morze drzazg”

Beatrycze Nowicka: 6/10

„Pół króla”, pierwszy tom cyklu „Morze drzazg” Joego Abercrombiego, to powieść poprawna, przyjemna w lekturze, jednak szybko wietrzejąca z pamięci.

Sądząc z ilości pozycji przeznaczonych dla młodszego odbiorcy, nastolatki czytają całkiem sporo. Wielu uznanych anglosaskich autorów fantastyki ostatnimi laty zabrało się za pisanie utworów skierowanych do tej grupy czytelników. Wśród nich znalazł się także Joe Abercrombie.

Kiedy sama podpadałam pod kategorię wiekową, dla jakiej „Pół króla” zostało napisane, w fantasy szukałam przede wszystkim cudowności – innych, barwnych światów, pieczołowicie odmalowywanych za pomocą rozbudowanych opisów, a także magii. U Abercrombiego opisy są krótkie i zwięzłe. Sam świat przedstawiony nie zawiera jakichś szczególnych, zwracających uwagę elementów. Widać inspiracje kulturą wikingów, choć pisarz wykreował własną religię, dorzucił też pozostałości po zaginionej rasie elfów (co nie jest specjalnie oryginalne). Magii jak na razie nie ma. Wyczuwa się za to wpływ „Gry o tron” – najbardziej skojarzył mi się z nią motyw dziecka, padającego ofiarą intryg politycznych snutych przez dorosłych i zmuszonego do walki o przetrwanie.

Abercrombie postawił przede wszystkim na akcję. Wydarzenia biegną w tempie ekspresowym, a krótkie rozdziały dodatkowo przyspieszają lekturę. „Pół króla” wydaje się idealną książką dla kogoś, kto bardzo szybko się nudzi. Autorowi udała się także kreacja głównego bohatera – Yarvi jest wiarygodny, można go też łatwo zrozumieć. Oprócz niego ciekawą postacią jest jego matka. Podoba mi się również to, jak Abercrombie, unikając łopatologii i nachalnego moralizatorstwa, przemyca rozmaite treści i stara się skłonić czytelnika do refleksji. „Pół króla” jest więc pochwałą sprytu, zaradności, lojalności i siły rozumianej jako wytrzymałość w obliczu życiowych przeciwności. Jest ostrzeżeniem przed pochopnym osądzaniem ludzi, mówi o honorze, ale też o jego cenie. O tym, do czego prowadzi chciwość, a do czego zemsta, i jak tłumaczenie się „mniejszym złem” staje się usprawiedliwieniem dla przelewania krwi. Które to usprawiedliwienie przestaje wystarczać, gdy przelewana jest krew twoja lub twoich bliskich.

Dorosłemu czytelnikowi „Pół króla” może dostarczyć parę godzin rozrywki, jednak całość jest dosyć prosta – zarówno fabuła jest nieskomplikowana i dosyć przewidywalna, jak i styl wydaje się pozbawiony typowej dla Abercrombiego zadziorności. Dość łatwo można zgadnąć, kto zginie a kto przeżyje (sądzę, że autor dość świadomie sięga tu po pewne klisze) i kim okaże się jeden z bohaterów. Dodatkowo, jeśli przeczytało się już inne książki angielskiego pisarza, widać wyraźnie, że – niestety – zaczyna się on powtarzać. Pewne sceny, dialogi, myśli, motywy, pomysły i wątki pojawiały się już wcześniej, i zaczynam się nieco obawiać, czy Abercrombie w pewnym momencie nie wpadnie w pułapkę utartych rozwiązań.

Pierwszy tom „Morza drzazg” (nie podoba mi się to tłumaczenie „Shattered sea”, tak, jak i niezbyt fortunne wydaje mi się przełożenie „Half a king” na „Pół króla”) jest rodzajem książki, która jest całkiem niezła, lecz raczej nie zostanie w pamięci na dłużej.

Nie porwało mnie na tyle, bym sięgnęła po kolejne tomy. Może jeszcze bym to zrobiła, gdyby opowiadały o Yarvim, a nie wprowadzały nowych bohaterów. Tymczasem autor odsunął tego bohatera na plan dalszy.