Beatrycze Nowicka Opowiadania

Jonathan Strange i pan Norrell (minirecenzja, E)

Susanna Clarke, wyd. MAG

Beatrycze Nowicka: 8/10

Pośród wielu publikowanych utworów fantastycznych łatwo przeoczyć interesujące pozycje, stąd bardzo doceniam wszelkie inicjatywy wznawiania co ciekawszych książek. Zwłaszcza, kiedy – jak ma to miejsce w przypadku „Jonathana Strange’a i pana Norrella” – do rąk czytelnika trafia wydanie mieszczące wszystkie trzy części. Spotkałam się z opinią, że powieści Clarke najlepiej prezentują się w oryginale, ze względu na zastosowaną przez autorkę stylizację językową. Na pewno polski czytelnik nie wychwyci w nich tyle smaczków, co Anglik, niemniej i tak widać wyraźnie, że pisarka nie tylko umieściła akcję w dziewiętnastowiecznej (choć umagicznionej) Europie, ale także chciała upodobnić „Jonathana Strange’a…” do literatury tamtego okresu.

Starania owe zostały zwieńczone sukcesem – historia angielskich magów posiada specyficzny klimat i wyróżnia się charakterem na tle innych powieści fantastycznych. Należy jednak zaznaczyć, że konsekwencją obranej metody jest nieśpieszna narracja i nacisk położony na wątki obyczajowe. Zwraca uwagę dbałość o odzwierciedlenie realiów epoki – od szczegółów w rodzaju opisów mebli i bibelotów, przez książki, których lekturze oddają się bohaterowie (z wyłączeniem oczywiście ksiąg magicznych), po sposoby spędzania czasu, czy przewijające się przez karty powieści postaci historyczne (ach, gdybyż któryś z naszych pisarzy potrafił sportretować Mickiewicza tak, jak to uczyniła Clarke z lordem Byronem). Co ważniejsze, autorka zadbała o to, by sposób myślenia, postrzegania i wysławiania się jej postaci rzeczywiście odzwierciedlał przekonania i nawyki ludzi z epoki. W większości książek fantastycznych bohaterowie myślą i reagują jak ludzie nam współcześni, dlatego bardzo doceniam starania Clarke.

Tym, co szczególnie udało się w „Jonathanie Strange’u…” jest również sposób przedstawienia faerie – nieprzewidywalnych i kapryśnych istot, których nie da się oceniać w ludzkich kategoriach etycznych. Także magia, kiedy wreszcie objawia się w całej okazałości, jest odpowiednio barwna i intrygująca. Do moich ulubionych pomniejszych wątków należy ten z fiolką ekstraktu szaleństwa. Natomiast mam zastrzeżenie odnośnie religii – nie wydaje mi się, by w świecie, w którym powszechne były nadprzyrodzone moce, przybrała ona kształt tak bardzo zbliżony do „naszego”.

Dość nietypowym rozwiązaniem są rozbudowane przypisy, często mieszczące w sobie rozmaite anegdoty i historie, które wzbogacają świat przedstawiony. Na uznanie zasługuje styl – lekki, elegancki, gdy trzeba plastyczny: „promienie słońca, zimne i czyste niczym brzęknięcie uderzonego nożem delikatnego kieliszka, padały na mury kościoła”, „chociaż w pokoju panowała cisza, cisza pół setki kotów jest bardzo szczególna, niczym pięćdziesiąt osobnych cisz, jedna na drugiej”, „w lasach pojawiły się barwy tak delikatne, tak subtelne, że właściwie trudno je było nazwać barwami. Było to raczej wyobrażenie barw, jakby to drzewa śniły zielone sny lub miały zielone myśli.” Koniecznie należy także wspomnieć, że powieści Clarke aż skrzą się od humoru – subtelnego i stonowanego, a jednocześnie mocno sarkastycznego. Barwny obraz Anglii i jej obywateli podszyty jest ironią.

„Jonathan Strange i pan Norrell” nie są typem książki, którą pochłania się z wypiekami na twarzy, zarywając noce i denerwując się o losy bohaterów, znakomicie jednak nadaje się dla osób, które lubią rozsmakować się w lekturze, a już zwłaszcza powinien przypaść do gustu wielbicielom angielskiej kultury.