Beatrycze Nowicka Opowiadania

Sztuka przegrywania (recenzja, E)

Z tarczą

Darmowa antologia cyfrowa polskich autorów, ŚKF

Beatrycze Nowicka: 7/10

Antologia nosi tytuł „Sztuka przegrywania”, sama jednak absolutnie porażką nie jest.

O planowanej następnej antologii sekcji literackiej Śląskiego Klubu Fantastyki dowiedziałam się w maju i od tamtej pory z coraz większą niecierpliwością wyglądałam premiery. Przyszło na nią czekać dość długo, jednak w czytelnicze ręce trafił zbiorek dopracowany. Jeśli chodzi o liczbę prezentowanych tekstów, można zaobserwować pewien trend zniżkowy, nie da się tego jednak powiedzieć o poziomie antologii.

Nie ukrywam, że podoba mi się inicjatywa członków „Logrusa” i nieoczywiste tematy, jakie wymyślają dla przygotowywanych przez siebie książek. Tak było i tym razem – bo przecież najpoczytniejsza fantastyka opowiada o zwycięstwach. Napisać coś do „Sztuki przegrywania” musiało być interesującym wyzwaniem. Jest to zarazem tytuł tak ogólny, że pozostawiający spore pole do popisu dla wyobraźni. Autorzy rzeczywiście podeszli do zadanego tematu na rozmaite sposoby, czasem dość daleko odchodząc od tego, co ja bym rozumiała pod hasłem przewodnim. To jednak nie jest wada, ponieważ dzięki temu w antologii znalazły się utwory bardzo różne pod względem konwencji, klimatu i obranego sztafażu. Ja zaś taką różnorodność bardzo lubię. Przyjemnie jest być zaskakiwanym.

Zbiorek otwiera melancholijne „Poza Siódmym” Marty Magdaleny Lasik. Historia dwóch przyjaciółek, z których jedna ma wielki talent artystyczny, a druga niestety mniejszy, choć osadzona w świecie przyszłości, wydała mi się bardzo bliska. To opowieść o dojrzewaniu i akceptowaniu własnych ograniczeń, ale też o cenie. Wybitnie zdolna Maria stwierdza w pewnym momencie, że sztuka i marzenia o karierze artystycznej to jedyne, co ma w życiu. Interesujące zakończenie skłania czytelnika do refleksji i dokonania kolejnego przewartościowania. Czyje życie jest lepsze, kto okazał się zwycięzcą? Czy w ogóle losy bohaterek można rozpatrywać w taki sposób?

„Jedna z tych dobrych” Krystyny Chodorowskiej zwraca uwagę miejscem akcji. Główna bohaterka wraca do domu, znajdującego się na jednej z wysp Pacyfiku, by zachęcić lokalne służby do zakupu stworzonego przez zespół badawczy (w którym pracuje) sprzętu i oprogramowania służącego do poszukiwania rozbitków. Egzotyczna sceneria jest miejscem, gdzie rozgrywają się sceny rodzinne dosyć swojskie (w rodzaju matki niespecjalnie zainteresowanej studiami córki, za to wypytującej przy rodzinnym obiedzie o jej życie uczuciowe i dającej do zrozumienia, jak bardzo liczy na zięcia i wnuki). Spodobała mi się dbałość w kreśleniu obrazu wysp, rozmaite detale ożywiające wizję.

Marta Ryczko wyróżniła się najbardziej nieoczywistą interpretacją tematu. W „Kobiecie od kurczaków” także pojawia się wątek talentu, tym razem literackiego. Rzecz dzieje się w Polsce, gdzie w pewnej wsi żyje Marlena, była nauczycielka polskiego, a obecnie pracownica zakładów mięsnych. Splot wypadków boleśnie uświadamia bohaterce jak bardzo nieudane jest jej życie, nagle jednak odzywa się tajemniczy głos, proponujący odmianę losu. Zaletą tekstu jest niejednoznaczność postaci. Ktoś „obsadzony w roli”, jaka przypadła Marlenie, zazwyczaj bywał zły i wyrachowany. Tymczasem, poznawszy przeszłość bohaterki, zaczyna się jej współczuć. Baśniowy szkielet okazuje się tylko punktem wyjścia dla opowiadanej historii. Bo przecież świat nie jest sprawiedliwy i w żaden sposób nie „nagrodzi” etycznego postępowania, a wręcz przeciwnie.

Motyw, który pojawia się w „Kobiecie…”, występuje także w „Spowiedzi kapitana Neumanna” i – jak się głębiej zastanowić – to też opowieść o człowieku, który zapragnął dostać od losu coś więcej. Tytułowy bohater, pochodzący z nizin społecznych, został kaperem w służbie jego królewskiej mości Zygmunta Augusta. Niestety, po początkowych sukcesach fortuna się od niego odwróciła, dość rzec, że opowiadanie otwiera scena, w której kapitan czeka w celi na wyrok. Gdy przybywa spowiednik, żeglarz opowiada mu swoje losy. W notce o autorze Michał Niedźwiedzki wyjawia, że interesuje się historią – i to widać w tekście. Nakreślone tło robi dobre wrażenie – imiona, miejsca, czy wszelkie informacje na temat statków składają się na przekonujący obraz świata przedstawionego. Warto też zwrócić uwagę na oddanie odmiennego sposobu myślenia – kapitan między innymi żałuje, że zawiódł swoją załogę, ale ani przez moment nie rozważa w kategorii grzechu tego, że rabował i zabijał.

Następny utwór to kolejny skok w czasie i przestrzeni – Anna Askaldowicz zabiera czytelnika do feudalnej Japonii, gdzie stary niewidomy śpiewak wspomina swoje życie oraz legendę, która przyniosła mu sławę. Losy bohatera splatają się z historią dawnej wojny pomiędzy wysokimi rodami, zakończonej wielką bitwą i zbiorowym samobójstwem przegranych panów. Ludzie wierzą, że duchy pokonanych nie zaznały spokoju i wciąż nawiedzają miejsce swojej porażki. „Niepojednani” zwracają uwagę melancholijnym klimatem oraz starannym odmalowaniem realiów epoki. Również tutaj zakończenie zmienia wydźwięk całości, każąc na nowo interpretować przedstawione wydarzenia. Jedyne, co mnie raziło, to używanie określeń „piekło” i „raj” – dość mocno gryzie się to z japońskimi realiami.

Choć poprzednie opowiadania zostały dobrze napisane i dopracowane, a także oparte na ciekawych pomysłach, zabrakło mi czegoś, co wzbudziłoby we mnie głębsze uczucia. Okazało się, że najbardziej poruszający utwór znalazł się na samym końcu. Pod względem sztafażu „To, co zostaje” jest typowym fantasy, jednak Paula Wanarska świadomie przekształca znany schemat. Zło wynikające z pradawnej klątwy nadciąga jak najbardziej tradycyjnie, jednak autorka nie opowiada o gromadce wybrańców, a o starej, owdowiałej kobiecie, która wiele lat temu zamieszkała na rubieżach, aby uciec od krwawej przeszłości, a teraz po prostu nie chce pozostawiać domu i wspomnień. Jedyne, czym dysponuje wobec nadciągającej śmierci, to stary pies, włócznia i siła woli. W czasach pandemii, jak sądzę, opowiadanie nabiera szczególnego wydźwięku.

Rzadko w recenzjach coś otwarcie polecam, tym razem jednak nie mam żadnych wątpliwości. Warto przeczytać, tym bardziej, że e-book jest darmowy.

PS. Tylko czemu, ach czemu zbiorek opatrzono tak mizerną okładką?