Beatrycze Nowicka Opowiadania

Raz jeszcze w wyłom (recenzja, E)

Bitwy nieoczywiste

Darmowa antologia cyfrowa polskich autorów, Fantazmaty

Beatrycze Nowicka: 6,5/10

Najnowsza „bitewna” antologia ludzi od Fantazmatów pt. „Raz jeszcze w wyłom”, to kolejny interesujący zbiorek.

Choć wszelkiego rodzaju bitwy wydają się nieodzownymi elementami bardzo wielu książek fantasy oraz space-oper, sama nie jestem ich fanką. Czasem wręcz, gdy bywają opisane zbyt dobrze i w dodatku z epickim zacięciem (jak choćby w meekhańskich opowiadaniach Wegnera), mam mieszane uczucia. W pewien sposób wydaje mi się niemoralne takie pisanie o wojnie, choć oczywiście jest ono stare jak sama literatura. Z tego względu nie byłam szczególnie zainteresowana antologią, której tematem przewodnim były bitwy – spodziewałam się także tekstów mało oryginalnych. Lektura „Zbrodni doskonałej” zachęciła mnie jednak do sięgnięcia po zbiór najnowszy pt. „Raz jeszcze w wyłom”. Ku mojemu zaskoczeniu, rozpiętość konwencji, nastrojów i pomysłów okazała się znacznie większa, niż sądziłam. Autorzy sięgnęli dalej niż po klasyczne już rycerskie szarże i potyczki gwiezdnych myśliwców. Przeglądnąwszy internetowe opinie, widzę, że niektórym czytelnikom takie odejście od tematu nie przypadło do gustu. Jeśli chodzi o mnie, było dokładnie odwrotnie.

Na pierwszy ogień poszło opowiadanie Wiktora Orłowskiego pt. „Kolor piekła”. W odległej przyszłości przedstawiciele rozmaitych frakcji zamieszkujących względnie blisko wobec siebie położone planety i asteroidy wysyłają swoje oddziały do Świątyni, by wziąć udział w krwawych obchodach pewnego święta. Tekst jednak jest dosyć zjadliwą satyrą na czasy nam współczesne. „Kolor…” spodobał mi się mniej niż utwór Orłowskiego, który znalazł się w „Zbrodni doskonałej” – sam autor wyjawił, że do „bitewnej” antologii trafił jeden z jego wcześniejszych tekstów. Miejscami nawiązania są nazbyt oczywiste (np. imię pewnego bohatera i kształt robocika), jednak doceniam pomysł.

Choć nigdy nie grałam w Warhammera 40k, ani też nie czytałam książek, „Wyrywając dusze” skojarzyło mi się z tym uniwersum. W opowiadaniu Andrzeja W. Sawickiego bitwy toczone są przy użyciu technologii różnych poziomów – od opancerzonej kawalerii, po mechy bojowe; jest też neofeudalny ustrój. Z kolei symbionty przywiodły mi na myśl krzyżokształty z „Hyperiona” Simmonsa. Nie znaczy to jednak, że opowiadanie jest złe – zostało sprawnie napisane, jest też odpowiednio dynamiczne.

O ile w „Wyrywając dusze” widać dość wyrobiony autorski warsztat, o tyle we „Władcach Ludzkich Ciał” z kolei wyczuwa się brak wprawy Krzysztofa Niedzielskiego. To, niestety, najsłabsze opowiadanie zbiorku. Mające potencjał pomysły (tajemniczy Władcy sterujący z chmur zniewolonymi przez siebie ludźmi, trochę steampunkowych rekwizytów) ciągną w dół sztampowe rozwiązania, sztucznie brzmiące dialogi i kulejący styl („nasze miecze były jak kochankowie, którzy w szalonym tańcu wzajemnych osłon i kontrataków płodzili śmierć”).

„Kluczarnia” Anny Marii Wybraniec oraz Łukasza Krukowskiego wyróżnia się w antologii konwencją, choć podobnie jak tekst Orłowskiego jest krytyką zjawisk znanych z „naszej” rzeczywistości. Motywowi starcia człowieka z systemem towarzyszy wątek dotyczący polskiej oświaty. Nic dziwnego, że wyszła z tego groteska, w której to uczniowie szkół średnich szturmują gmach Kuratorium w poszukiwaniu maturalnego klucza. W takim przypadku liczy się przede wszystkim styl – w moim odczuciu autorom udało się przyoblec pomysł w odpowiednią formę:

„Zmobilizowali wszystkie siły, jakie mogli zebrać w tak krótkim czasie. Ciężkozbrojna jazda w furach bez tłumika i ważnego przeglądu, prawdziwe bestie, gotowe kruszyć ściany i wolę niskimi tonami i hipnotycznym rytmem szamańsko-plemiennych bębnów subwoofera. Hipsterska husaria o starannie przystrzyżonych piórach, przyodziana w najmodniejsze modele bluz z wywrotowymi hasłami, mocarnymi w swojej powtarzalności, bo, wiadomo, oryginalność oryginalnością, ale mury są skuteczniejsze niż cegłówki i jednak fajniej, jak ktoś się z nami zgodzi, pochwali i powie, że racja jest nasza. Kawaleria przegrywu, co to pokopie się z koniem, jeśli będzie trzeba, bo koń jaki jest, każdy widzi, ale potem okazuje się, że jednak nie, i pozostają tylko niesmak, rozczarowanie, dyskomfort, dysforia, dysleksja i dyskalkulia. Amazonki siedzące na wspaniałych kasztankach, wyglądające jak żywcem wyjęte z powieści, aż nie wiadomo, czy są tu, bo potrafią walczyć, czy to tylko parytet. Na końcu wolno myśląca piechota, powołana na zasadzie synonimicznego podobieństwa, przecież każda idea potrzebuje mięsa armatniego, te szlachetne nawet więcej, bo kto by ludzi wykarmił po walce, lepiej od razu odsiać”.

Bohaterowie „Białej bramy” są pionkami w grze, której reguł nie znają. Codziennie Czarni i Biali stają do bitwy. Kto zginie, ten znika, kto radzi sobie dobrze, trafia na następny poziom, gdzie czeka kolejna walka. Większość pragnie tylko przetrwać, skrzydlata wojowniczka Białych imieniem Amae chce zachować coś więcej. Mimo okrojonego z racji pomysłu świata przedstawionego oraz bohaterów nie znających niczego poza swoimi „planszami” i niekończącymi się cyklami walk i odpoczynku, opowiadanie Joanny Pastuszki-Roczek przypadło mi do gustu. Styl nie budzi zastrzeżeń, a postaci nie były mi obojętne.

Antologię zamyka „Słońce Austerlitz” – fantasy w realiach historycznych Agnieszki Fulińskiej. Owszem, jest tu bitwa, jednak akcja rozgrywa się na jej obrzeżach. Walczący dla Napoleona porucznik Lavediére, spodziewa się podstępu. Mgliste przeczucia i poszlaki wskazują na to, że może on być związany z siłami nadnaturalnymi. Wojskowy wraz z podwładnymi stara się sprawę wyjaśnić. Całość napisano przyzwoicie i klimatycznie. Nie sądzę, by tekst utkwił mi w pamięci na długo, niemniej czytało się bardzo przyjemnie.

Na pochwałę zasługuje zróżnicowanie opowiadań, porządna korekta i redakcja. Doceniam inicjatywę oraz pracę ludzi od Fantazmatów.