Beatrycze Nowicka Opowiadania

Wielka księga fantastycznego humoru cz. 1 i 2 (recenzja, E)

Antologia w dwóch częściach, wyd. Fabryka Słów

Beatrycze Nowicka: 5,5/10

Okładki i redakcyjne notki raczej zniechęcają do sięgnięcia po „Wielką księgę fantastycznego humoru”. Z zawartością jest nieco lepiej, choć bez rewelacji (tu jednak ostrzegam, by wziąć poprawkę na mój brak poczucia humoru). Warsztatowo całość wypada nie najgorzej, opowiadania zostały napisane na tyle dobrze, że czyta się je płynnie i antologia nadaje się do tego, by spędzić nad nią dwa-trzy relaksujące wieczory.

Tak, jak i w przypadku innych zbiorów redagowanych przez Mike’a Ashleya, czytelnik znajdzie tu sporo starszych utworów. Wśród nich prym wiedzie gra z konwencją baśniową – księżniczki okazują się albo brzydkie albo wredne, smoki zaprzyjaźniają się z dziewicami lub pożerają je ze szkodą dla zdrowia, a zaklęcie sprawiające, że z każdym słowem z ust dziewczęcia wypadają klejnoty lub kwiaty, ma nieprzyjemne skutki uboczne. Znaleźć też można historie kończące się triumfem chciwości i pragmatyzmu zamiast klasycznego „żyli długo i szczęśliwie”.

Do antologii trafiły też humorystyczne opowiadania spod znaku magii i miecza, między innymi przygody leniwych i chytrych magów. W innych tekstach magia przewraca do góry nogami codzienne życie bohaterów z „naszej” rzeczywistości. Według słów redaktora, utwory zostały posortowane tematycznie, choć z niewiadomych przyczyn np. w dziale „Elfy, skrzaty i inni…” znajduje się tekst, którego akcja toczy się w piekle, za to w sekcji z impami w tytule pojawia się historia o gnomach. W działach o smokach i obcych natrafia się na opowiadania, gdzie wyżej wzmiankowani nie występują, wreszcie humorystyczne baśnie umieszczono nie tylko w sekcji zatytułowanej „Szczypta bajek”.

Część pierwsza „Wielkiej księgi…” mieści osiemnaście krótkich opowiadań. Żadne z nich nie wzbudziło we mnie niechęci, ale też żadne nie odcisnęło się w pamięci wyraźniej. Jedno (nagrodzeni „Obcy, którzy wiedzieli wszystko. Absolutnie wszystko” George’a Aleca Effingera”) już znałam. Pojęcia nie mam, o czym tak naprawdę jest utwór Gene’a Wolfe’a „Moje trzy kody pocztowe”. Dość przyjemny w lekturze okazał się „Czeladnik smoczego doktora” Charlesa Partingtona, choć opowiadanie wydaje się skierowane do młodszego czytelnika. W kilku tekstach zwróciłam uwagę na zgrabny styl. Na koniec przyznam, że zdecydowanie bardziej odpowiada mi humorystyczna fantastyka słowiańska.

Część druga antologii zawiera szesnaście opowiadań. Typowe parodie wymieszano tu z oryginalniejszymi tekstami. Moją uwagę zwróciły „Wzgórza za Hollywood High” Avrama Davidsona i Granii Davis ze względu na tytułowe miejsce akcji i klimat, powrót do złotej ery kina. Neil Gaiman w „Awanturze z dwudziestoma czterema kosami” żongluje motywami z dziecięcych rymowanek i „Alicji w Krainie Czarów”, choć, jak słusznie zauważa tłumacz, owe nawiązania bardziej doceni czytelnik anglojęzyczny. Tytuł i pomysł na pewien artefakt sprawiły, że zapamiętałam „Człowieka, który nienawidził cadillaców” E.K. Granta.

Z humorystycznych baśni najśmieszniejsza wydała mi się „O diamentach czarnych i białych” Anthony’ego Armstronga. Przypadło mi też do gustu „Mallocchio” Eliota Fintushela, gdzie humor przeplata się z poważniejszą refleksją. Nieźle sprawili się Ron Goulart i Alan Dean Foster. Wciąż nie wiem, co myśleć o „Miejscówce, do której nie docierają turyści” Harlana Ellisona. Wreszcie, jedno opowiadanie wydało mi się całkowitym nieporozumieniem – „Ostateczność” niejakiego Seamusa Cullena. Redaktor informuje czytelnika, że Cullen jest autorem „sprośnych powieści fantastycznych”, mnie jednak opowiastka o rudowłosej żydowskiej dziewczynce-czarodziejce, którą wszyscy w koło chcą pozbawić dziewictwa, wydała się, delikatnie pisząc, żałosna (w dodatku jest to wyrwany z kontekstu fragment większej całości). Na szczęście to jednostkowy przypadek.

Podsumowując – ani szczególnie nie namawiam do lektury „Wielkiej księgi fantastycznego humoru”, ani też nie odradzam.