Beatrycze Nowicka Opowiadania

Geniusze fantastyki (recenzja, E)

Wehikuł czasu

Darmowa antologia cyfrowa polskich autorów, wyd. Genius Creations

Beatrycze Nowicka: 7/10

„Geniusze fantastyki” niespodziewanie okazali się całkiem przyzwoitą antologią, która przywróciła mi wiarę w polskich autorów fantastycznych opowiadań.

Choć cyfrowy zbiór wydany przez Genius Creations był dostępny za darmo już od dłuższego czasu, aż do tej pory wzdragałam się przed sięgnięciem po niego. Przede wszystkim odstraszał rozmiar. Sześćdziesiąt cztery teksty dwudziestu ośmiu autorów – to brzmi dumnie, jednak gdyby większość z nich miała okazać się słaba, lektura pliku liczącego ponad tysiąc sto stron byłaby mordęgą. Ponadto, wyrobiłam sobie krzywdzące względem autorów (oraz wszelkich osób zaangażowanych w przygotowanie antologii) mniemanie, że oto proponuje się czytelnikowi utwory słabe, na prośbę wydawcy wyszperane z dna szuflad.

Tymczasem, „Geniusze fantastyki” okazali się antologią nader przyzwoitą, zwłaszcza jak na zbiór polskich autorów, z których zdecydowana większość nie jest dobrze znana. Podobnie, jak miało to miejsce w przypadku „Na nocnej zmianie”, lektura pozwoliła mi odbyć podróż w czasie, przywołując wspomnienia sprzed kilkunastu lat, kiedy to z utęsknieniem wyczekiwałam kolejnych numerów miesięcznika „Science Fiction”. Może też dlatego, że kilku spośród twórców, których opowiadania ukazały się w „Geniuszach…”, tam właśnie publikowało swoje wczesne teksty. Podobny okazał się zakres tematyczny i obrane konwencje, niektóre utwory miały też zbliżony charakter – stanowiły tę samą mieszankę zapału, nieoszlifowanego stylu i pewnej… naiwność to może trochę za ostre słowo, zatem uprzejmiej nazwę to przekonaniem młodego fantasty, że oto odkrył jakąś uniwersalną prawdę, którą musi się jak najszybciej podzielić z czytelnikami. Choć przecież naprawdę odkrywczych stwierdzeń jest niewiele, więc może chodzi tylko o urodę literackiego ujęcia myśli.

Średni poziom antologii jest wyższy od tego, jaki pamiętam dla większości numerów „Science Fiction”. Znalazło się tu kilka opowiadań dobrych, sporo niezłych, jeszcze więcej przyzwoitych i tylko kilka słabych. Zważywszy na wyżej wzmiankowaną ogromną (jak na zbiór opowiadań) objętość, uważam to za duży sukces. Zastanawiałam się, na ile zasadne było publikowanie po kilka tekstów niektórych autorów – czy nie lepiej byłoby wybrać po jednym. Na szczęście okazało się, że w zdecydowanej większości przypadków „kilka głosów” otrzymali ci, którzy mieli do zaprezentowania coś ciekawego.

Jeżeli chodzi o rozpiętość tematyczną, najliczniejszą grupę stanowią opowiadania osadzone w „naszej” rzeczywistości, wzbogaconej o pierwiastek nadnaturalny – w tym mieszczą się teksty grozy (najwięcej), ale też humorystyczne, czy urban fantasy. Nie zabrakło motywów związanych z zaświatami czy religią, choć akurat w tym drugim przypadku niczego ambitnego tu nie ma. Oprócz tego w „Geniuszach…” znalazło się sporo fantasy, od opowieści o potężnych czarodziejach, przez historie baśniowe, utwory czerpiące z wierzeń Słowian (zabrakło natomiast opowiadań opartych na mitologii nordyckiej czy greckiej), aż po teksty bliższe prozie historycznej. Pojawili się także przedstawiciele steampunku. Najsłabiej reprezentowana jest konwencja SF, nie znalazł się tu ani jeden utwór z podkategorii hard, w pozostałych zaś częściej chodziło o zabawę typowymi motywami, niż refleksję nad możliwą przyszłością czy opracowanie jakiegoś pomysłu związanego z postępem technologicznym i przemianami społeczno-cywilizacyjnymi.

Większość tekstów to utwory premierowe, pozostałe ukazywały się w czasopismach, na portalach internetowych, w innych antologiach czy w zbiorkach wydawanych w niewielkich wydawnictwach. Nie byłoby zatem łatwo je wyszperać i sądzę, że większość czytelników, którzy po „Geniuszy…” sięgną, przeczyta zaprezentowane opowiadania po raz pierwszy. Warto też wspomnieć, że część autorów zdecydowała się osadzić akcję w uniwersach znanych z innych ich książek.

Jako że omawianie każdego tekstu po kolei uczyniłoby tę recenzję wyjątkowo nudną, ograniczę się do bardziej ogólnych stwierdzeń. Opowiadania zostały uszeregowane alfabetycznie po nazwiskach autorów, ale co ciekawe i tak otwarcie okazało się dobre [1]. Michał Chmielewski ma dobry styl, przekonująco tworzy bohaterów i kreuje nastrój. Do moich faworytów w tym zbiorze należy „Zachwianie równowagi emocjonalnej” – cenię je za czarny humor i lekką narrację. Następne w kolejce są humorystyczne opowiadania SF Michała Cholewy – sposób, w jaki autor odmalowuje środowisko akademickie, jest po prostu słodki! „Bunt maszyn” został w tym roku nominowany do Zajdla, niemniej wolę od niego urocze „Polowanie na Patriotyczną Ostrygę”.

Uwagę moją zwróciły opowiadania grozy Dawida Kaina, choć autor trochę za bardzo się powtarza z tą pustką i bezsensem istnienia. Tomasz Kilian łączył historię XX wieku z elementami nadnaturalnymi w opowiadaniach publikowanych w Science Fiction – tutaj też tak czyni. Przyjemnie się dowiedzieć, że jak był dobry wtedy, tak i teraz nie zniżył poziomu. Warte pochwały jest zwłaszcza „Wspomnij mnie” o torturowanym przez komunistyczne służby żołnierzu AK. Z opowiadań pisanych w podobnej konwencji za bardzo dobre uważam „Po drugiej stronie oka” Jacka Wróbla. Coraz więcej się mówi i pisze o przemocy domowej, ale ta, której ofiarami padają mężczyźni, wciąż nie jest traktowana wystarczająco poważnie. Wróbel stworzył opowiadanie wiarygodne i przejmujące, aż się zastanawiam, czy wątek nadnaturalny był tutaj konieczny, gdyż i bez tego obraz małżeńskiego pożycia głównego bohatera budzi wystarczająco dużo grozy.

Wielokrotnie wspominałam, że mam słabość do potężnych magów, nic więc dziwnego, że spodobały mi się „Pieśń żywiołów” Artura Laisena oraz „Nieświt” Magdaleny Kubasiewicz. W tym pierwszym dodatkowy plus za ciekawe poprowadzenie relacji mistrz uczeń, drugie natomiast jest bardzo malownicze, choć przydałoby się jakoś wyjaśnić przyczyny oziębłej relacji głównej bohaterki z siostrą (bo inaczej pozostaje przyjąć, że Wierzba zazdrościła krewniaczce urody).

Jeśli chodzi o teksty rozrywkowe, nieźle wypadają Paweł Majka, Agnieszka Hałas, Daniel Nogal [2], Marcin Jamiołkowski, Marta Krajewska i Jacek Wróbel w wydaniu humorystycznym (wyjąwszy „Traktat o transmechanizmie”, który zdecydowanie nie przypadł mi do gustu) – choć w przypadku trzech ostatnich autorów humor czasami nie bywa lotów najwyższych.

Bardzo nie spodobało mi się opowiadanie Marii Dunkel zaprezentowane w „Ostatnim dniu pary 2”, tutaj jednak miałam okazję poznać autorkę od lepszej strony, choć wciąż widać, że jest ona u początku pisarskiej drogi. Popracować nad stylem i konstrukcją powinni też Rafał Cuprjak i Iza Korsaj, bo pomysły i niektóre sceny mieli naprawdę dobre, przydałoby się temu trochę szlifu.

Jeśli chodzi natomiast o teksty, które najmniej przypadły mi do gustu, to muszę wymienić te autorstwa Wiesława Gwiazdowskiego. Choć uprzedzam – odstręczało mnie to, co publikował w Science Fiction, a widzę, że charakter jego opowiadań się nie zmienił. Przede wszystkim chodzi mi o sposób pisania o kobietach, seksie, przemocy, a zwłaszcza tej na tle seksualnym. Ci bohaterowie marzący o „tryskaniu mleczem w młode ciała”, twarde dyszle i inne tego rodzaju porównania, pewien, nazwijmy to, zapał w pisaniu o gwałtach. Wyłania się z tego obraz mężczyzn, jakim straszono mnie w dzieciństwie. Gwiazdowski na tym nie poprzestaje, „wzbogacając” opowiadania o motywy biblijne. Apostołowie kanibale i inne tego rodzaju pomysły pogłębiły tylko mój niesmak. Dla odmiany Marcin Podlewski i Joanna Radosz (w „Zwierciadle czarnoksiężnika”, bo już „Miasteczko” jest lepsze – jego forma jest usprawiedliwiona egzaltowanym charakterem narratorki), próbowali napisać opowiadania w konwencji baśniowej, ale wyszły im historie pretensjonalne w stylu i nieprzekonujące w treści.

Na koniec wypadałoby wspomnieć o korekcie – owszem, czasem zdarzają się błędy, z których najbardziej w oczy rzuca się kilka „zgubionych” czasowników, jednak jak na taką ilość tekstu jest bardzo dobrze, a na pewno nie gorzej niż w wielu wydaniach papierowych.

Ze swojej strony zachęcam do pobrania antologii i zapoznania się z nią [3], choćby ze względu na tych spośród autorów, którzy dopiero zaczynają swoją karierę i jest to dla nich szansa dotarcia do szerszego odbiorcy. Choć zaznaczam, że osoby poszukujące ambitnej, problemowej fantastyki powinny sobie ocenę obniżyć, bo w zbiorze dominują teksty rozrywkowe, nie ma tutaj także intelektualnych, czy formalnych fajerwerków.

[1] Odnoszę wrażenie, że zwykle redaktorzy antologii umieszczają najlepsze teksty na początku.

[2] I tu jest ciekawy przykład, jak na odbiór wpływa dobór tekstów do antologii. Jedno z opowiadań pojawiło się wcześniej w „Ostatnim dniu pary”, gdzie nie zwróciło mojej uwagi, zgubiło się wśród innych. W „Geniuszach…” kilka steampunkowych opowiadań Nogala wyróżnia się jako jedyni przedstawiciele tej podkonwencji, ponadto wyłania się z nich zarys jakiegoś uniwersum, którego stanowią przebłyski. Nie chodzi o to, że nagle zyskują na literackim poziomie, ale robią lepsze wrażenie.

[3] Można ściągnąć np. ze strony Fantazmatów.