Beatrycze Nowicka Opowiadania

Legendy polskie (recenzja, E)

Koty i dzieci głos mają też

Darmowa antologia cyfrowa polskich autorów, wyd. Allegro

Beatrycze Nowicka: 6/10

Mini-antologia „Legendy polskie” to całkiem udana inicjatywa. Warto ściągnąć i przeczytać, tym bardziej, że e-book dostępny jest za darmo.

Wydanie darmowego e-booka, zawierającego sześć opowiadań inspirowanych polskimi legendami, napisanych przez popularnych lub obiecujących autorów młodszego pokolenia okazało się całkiem sympatyczną inicjatywą. Trochę żal, że „na warsztat” nie wzięto mniej znanych legend, jednak rozumiem zamysł, by odziać w nowe szaty te najpopularniejsze, powszechnie rozpoznawalne. Lektura zbiorku okazała się przyjemna. Jeśli o mnie chodzi, uważam, że ponad przeciętność wybijają się teksty Łukasza Orbitowskiego i Radka Raka.

Opowiadania Małeckiego i Wegnera są powiązane z krótkometrażowymi filmami Bagińskiego. Szkoda, że nie znalazłam informacji, co było wcześniej, bo wtedy wiedziałabym, czy coś ograniczało autorów. „Zwyczajny gigant” Małeckiego czyli odświeżone losy Twardowskiego zostały napisane poprawnie, ale nie zapadają w pamięć. Autor ograniczył się w zasadzie do przepisania historii Twardowskiego na współczesne realia. „Milczenie owcy” Wegnera oparte na legendzie o Smoku Wawelskim jest poszatkowane i niespójne, wydaje się bardziej komentarzem do filmu niż samodzielnym tekstem. Autor porusza temat powstania sztucznej inteligencji i samoświadomości, jednak po lekturze Wattsa, Egana i Dukaja opowiadanie nie robi specjalnego wrażenia.

Rafał Kosik w „Śniętych rycerzach” bawi się legendą o rycerzach spod Giewontu. Opowiadanko jest bardzo lekkie i zabawne, zapamiętałam zwłaszcza rozważania głównego bohatera na temat liczenia owiec i firmę Giewontex. Takich smaczków jest o wiele więcej (choć fantastyka nie przebija tu rzeczywistości, że wspomnę widzianą parę lat temu reklamę firmy Dziurex). Elżbieta Cherezińska w „Spójrz mi w oczy” (wariacja na temat historii o Bazyliszku) dość zgrabnie miesza rozmaite motywy i nawiązania do historii, popkultury i współczesnych mód. Jej historia wydaje się przy tym najmniej dokładnie podążać tropem oryginału, co poczytuję za zaletę. Chwilami bywało naprawdę śmiesznie (choćby wątek in vitro), jednak nie spodobały mi się czarno-białe postaci, niektóre sceny („robienie orła”) oraz styl.

Za najciekawsze uważam „Niewidzialne” Łukasza Orbitowskiego oraz „Kwiaty paproci” Radka Raka. Obydwu autorom udało się zbudować fabułę na legendach (odpowiednio, o żywej wodzie i – jak nietrudno zgadnąć – o kwiecie paproci), ale przy okazji opowiedzieć własną historię. W obydwu przypadkach uwagę zwraca też wyrazisty styl.

U Orbitowskiego jest to nieuładzona mieszanka zapożyczeń z angielskiego i kolokwialnych wyrażeń. Mam wrażenie, że pisarz zaczerpnął ze słownika kilku pokoleń, a nie tylko tego najmłodszego, ale efekt i tak jest ciekawy. Oczywiście wkradają się nieprawdopodobieństwa – dwunastoletni chłopiec raczej nie mówiłby aż tak płynnie (choć to w zasadzie tyczy się każdego monologu nagranego i spisanego bez redakcji), z drugiej strony nie uwierzyłby w cudowne właściwości wody mineralnej po 6 zł za butelkę. Jednak konwencja usprawiedliwia przyjęte rozwiązania. Orbitowski wybrał ciekawą formę narracji – monolog dziecka, nagrywany na smartfonie w celu opublikowania w sieci. W interesujący sposób „przełożył” wątki baśniowe na współczesną rzeczywistość. A przy tym opowiedział historię o nieszczęśliwej rodzinie, przejmującą między innymi dlatego, że jego młody bohater próbuje tłumaczyć swoich krewnych i nie dostrzega (lub nie chce dostrzegać) powagi sytuacji. Zabieg ten skojarzył mi się z animowanym filmem „Mój sąsiad Totoro”, gdzie po usunięciu wątków fantastycznych pozostaje historia o ciężko chorej matce, zubożałej rodzinie i ojcu, nie radzącym sobie z samotnym wychowywaniem dwóch córek. Znajdzie się też u Orbitowskiego ostry obraz naszej rzeczywistości (choćby opis siedziby lokalnego bogacza).

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazało się opowiadanie Radka Raka. Interesujący jest już sam początek, gdzie autor przez chwilę zwodzi czytelnika, sądzącego, że oto akcja toczy się w przeszłości. Podoba mi się poetycki styl Raka, jego przegwieżdżające i rozmgławiające się nieba, opisy koncentrujące się na szczegółach, na które zwykle nie zwracamy uwagi. Spośród wszystkich zebranych tekstów w „Kwiatach paproci” znalazłam najwięcej tego, co rozumiem jako ową legendarno-nostalgiczną polskość. Autor nie poprzestaje na tym, wsącza magiczno-zamierzchłą słowiańskość w szarą rzeczywistość, każąc swoim bohaterom egzystować na pograniczu światów. Jego historia wydaje się banalna – bo ileż to razy słyszało się o tym, jak pogoń za pieniędzmi i chroniczny brak czasu niszczył związki – ale Rakowi udało się nadać jej własne piętno. Poza tym, niezależnie od tego, jak bardzo powtarzalne są tego rodzaju losy, za każdym razem przecież stanowią jednostkowe tragedie.