Beatrycze Nowicka Opowiadania

Zimowi wojownicy (recenzja, E)

Ostatnia misja

David Gemmell, wyd. Zysk i S-ka

Tom ósmy „Sagi Drenajów”

Beatrycze Nowicka: 7/10

Pisząc o twórczości Davida Gemmella, nie sposób nie wspomnieć o kilku faktach z jego biografii. W dzieciństwie prześladowany przez otoczenie z powodu bycia nieślubnym dzieckiem, jako nastolatek został wyrzucony ze szkoły. Od tamtej pory imał się różnych zajęć, był też wielokrotnie zatrzymywany przez policję. W końcu udało mu się zdobyć posadę dziennikarza. Pierwsza książka Gemmella została odrzucona przez wydawców. Kilka lat później zdiagnozowano u niego nowotwór. Przekonany o nadchodzącej śmierci, Gemmell napisał swoją pierwszą powieść fantasy, której tematem była podjęta wbrew wszystkiemu walka z przeważającymi siłami wroga. Gdy skończył, okazało się, że diagnoza była błędna. Rękopis wylądował w szufladzie i dopiero po kolejnych paru latach zachęcony przez przyjaciela pisarz zdecydował się ponownie spróbować szczęścia w wydawnictwach. Tym razem się udało – książka odniosła sukces.

Historia z nowotworem odegrała rolę nie tylko jako swego rodzaju katalizator, dzięki któremu rozwinęła się kariera pisarska autora Sagi Drenajów; rak pojawia się wielokrotnie w powieściach Gemmella – postaci chorują na niego, bądź wspominają członków rodziny zmarłych na tę chorobę. Jest też coś więcej: wyczuwalny w utworach angielskiego pisarza głód życia. Bohaterowie Gemmella, choć nie są naiwni, w zdecydowanej większości cieszą się światem i kochają żyć. Zapewne właśnie dlatego, kiedy umierają dla sprawy, ich poświęcenie autentycznie wzrusza.

Przynajmniej tak dzieje się w moim przypadku – choć dość szybko zapominam szczegóły fabuł czy bohaterów, podczas lektury książek Gemmella mam wrażenie, że poruszają one we mnie niejedną strunę. I chodzi tu nie tylko o heroiczne czyny, ale też relacje pomiędzy postaciami oraz ich poglądy. Jest w tej twórczości coś mi bliskiego. I zapewne nie jestem w takim odczuciu odosobniona, zważywszy na sukces wydawniczy książek angielskiego pisarza.

„Zimowi wojownicy” to ósmy (w kolejności powstawania) tom Sagi Drenajów, jednak fabuła powieści stanowi osobną całość tak, że można ją czytać niezależnie. Tutaj również pomysł jest typowy: w związku z odpowiednim układem planet demon, przed setkami lat wraz ze swoimi pobratymcami wygnany ze świata ludzi, planuje wielki powrót. By dopełnić rytuału, pozwalającego otworzyć przejście, musi złożyć w ofierze trzech mężczyzn z królewskiego rodu. W celu pokrzyżowania jego zamiarów zawiązuje się drużyna.

Tyle że ostatnia potrzebna demonowi ofiara w momencie rozpoczęcia akcji powieści jeszcze się nie narodziła. Ratowaniem ciężarnej nastoletniej królowej (i świata oczywiście) zajmą się zaś trzej dobiegający sześćdziesiątki drenajscy weterani, których armia właśnie została rozwiązana, młodzieniec zmuszony przez rodzinę do rezygnacji ze stanu kapłańskiego i wstąpienia do armii, starsza kapłanka, trójka sierot, nękany wyrzutami sumienia duch maga oraz sławny szermierz, wróg wspomnianych wcześniej starych najemników.

To właśnie wiekowi żołnierze stanowią największy atut powieści. Akcja toczy się pod koniec zimy, ale myślę, że tytuł należy odczytywać symbolicznie. Dla bohaterów nadszedł czas zimy ich życia, jednak w potrzebie kolejny raz stają do walki. Jest coś niebywale poruszającego w portretach tych ludzi – dwaj z nich ze smutkiem godzą się z przemijaniem, trzeci nie chce przyjąć go do wiadomości. Różnie zareagowali oni na rozwiązanie armii, która stanowiła całe ich życie. Czują się odtrąceni, wzgardzeni, stare, zużyte narzędzia. Lecz snują też plany na przyszłość i, zanim porwie ich wir wydarzeń, wyruszają z powrotem w swoje rodzinne strony. Ciekawe są rozmowy, jakie toczą między sobą i z młodszymi – o wartościach, ale też o straconych złudzeniach, niespełnionych marzeniach, poniesionych stratach. Nadają one powieści indywidualny rys i poważny wydźwięk, skłaniają do refleksji.

Jak wspominałam przy okazji „Rycerzy mrocznej chwały”, heroizm u Gemmella jest heroizmem wbrew – jego postaci doskonale zdają sobie sprawę z podłości i małości ludzkiej, z tego, że szlachetność nie popłaca, a mimo to starają się być prawi. Może chwilami autor przesadzał z moralizowaniem oraz bohaterskimi poświęceniami, jednak w „Zimowych wojownikach” znajdzie się sporo mądrych rozmów oraz scen śmierci wyciskających łzy z oczu.

Zakończenie wątku demona nie do końca mnie przekonało z powodu pewnej skrótowości opisu, ale jest ono oryginalne i przez to niespodziewane. Wydaje mi się, że wystąpiła nieścisłość dotycząca liczby pomocników Anharata, wydelegowanych celem ścigania królowej (dzielna drużyna ich systematycznie pokonuje, a liczba demonów się zwiększa). Jednak pozytywne wrażenia zdecydowanie przeważyły.

Ostatnimi laty wiele głośnych utworów fantasy portretuje ciemną stronę natury ludzkiej. Wydaje mi się, że dla swoistej równowagi warto byłoby przypomnieć książki Gemmella. Kilka tomów Sagi Drenajów zostało niedawno wznowione, być może kiedyś czytelnicy doczekają się kolejnych, a także tłumaczeń rzeczy dotychczas u nas niewydanych. Choć półki z fantastyką aż uginają się od dziesiątek pozycji, dobrze piszących autorów klasycznej fantasy nie jest znowu aż tak dużo.

Cała „Saga Drenajów” liczy sobie jedenaście tomów, z czego w Polsce wydano osiem. Każdy opowiada zamkniętą historię, więc nie trzeba ich czytać po kolei. Jeśli o mnie chodzi, przeczytałam też „W poszukiwaniu utraconej chwały”, ale, jak widzę, nie napisałam jej recenzji (o ile dobrze pamiętam dlatego, że na Esensji preferowano, by – jeśli już pisze się o książce wydanej przed laty – wybierać takie, które ocenia się wysoko, podczas gdy ten akurat tom nie był zły, ale też nie wyróżniał się jakoś specjalnie). Czytane jednym cięgiem, książki Gemmella wydają się bardzo do siebie podobne – stąd w pewnym momencie zrobiłam sobie przerwę. Nie wykluczam, że kiedyś do jego twórczości wrócę, choć wymagałoby to rozglądania się po bibliotekach.